Twierdza Wawer
3 lipca 2009
Duch mocarstwa w Polsce nie ginie. Pragnienie, by nasz kraj rozciągał się od morza do morza, już nam nie wystarcza. Wojska polskie podjęły działania na innych kontynentach. Nie tak dawno byliśmy na Haiti. Dopiero co opuściliśmy Irak. Teraz walczymy w Czadzie, w Libanie i Afganistanie.
Zaczęło się parę miesięcy temu od pozornie niewinnego szlabanu przed wej-ściem do urzędu. Miał zapobiec blokowaniu miejsc przeznaczonych dla służbowych samochodów. Ale ma on jeszcze jedną tajną funkcję. Jest szansa, że powstrzyma jakiegoś mniej rozgarniętego kierowcę samobójcę, który będzie chciał np. wysadzić nasz ratusz. Wówczas będzie on musiał porzucić na parkingu swój wyładowany dy-namitem samochód i próbować wysadzić się sam. Ale to uniemożliwi mu ochrona, która dzień i noc czuwa na parterze ratusza i ma na wszystko baczne oko. Jeśli jednak jakimś cudem uda mu się ją ominąć i dostać się na wyższe piętra, to czeka go tu mocno niemiła niespodzianka. Na wszystkich piętrach drzwi prowadzące do urzędniczych pokojów są na głucho zamknięte. I to na najnowocześniejsze zamki magnetyczne. By dostać się do środka, najpierw musi zadzwonić do konkretnego urzędnika. A gdy ten uzna, iż interesant rzeczywiście musi osobiście załatwić z nim sprawę, wówczas urzędnik uzbrojony w odpowiednią kartę magnetyczną podchodzi do drzwi i po zlustrowaniu natręta przez pancerną szybę zbrojoną stalową siatką, przykłada tajemną kartę do odpowiedniego czytnika, co powoduje odblokowanie magnetycznego zamka w drzwiach. Karty mają wszyscy pracownicy - od burmis-trza począwszy, na sprzątaczce skończywszy.
Do naszych urzędników trudno jest się dostać. Sam byłem świadkiem, co widać na załączonych zdjęciach, iż do telefonu tworzyły się kolejki. Zanim ludzie się zo-rientowali, do jakiego działu i do jakiego urzędnika trzeba dzwonić, zawsze mijało trochę czasu. Wielu interesantów, nie wiedząc o wprowadzonych zabezpieczeniach, próbowało forsować drzwi na siłę. Ale nic z tego. Drzwi są prawie pancerne. Są jed-nak i pozytywne strony tych utrudnień. Dzięki nim zostanie podkreślona, i tak już znana w całym mieście, nieskalana uczciwość zarówno naszych urzędników, jak i mieszkańców. No bo jak tu powiedzieć przez telefon, gdy za plecami słucha pięć innych osób, że przyniosło się w kopercie miłą łapóweczkę. Nie ma mowy. Wszys-tko musi być zgodnie z przepisami. Mimo tych utrudnień urzędnicy nadal będą nam służyć z całych sił. Pomimo nieustannego zagrożenia w jakim żyją, spowodowanego naszą mocarstwową polityką. I jak na razie nie zamierzają iść w ślady swych kole-gów z Bemowa, którzy pod ratuszem wybudowali schron, w którym mogą przecze-kać choćby i wybuch bomby atomowej.
Mieszkańcom, którzy zamierzają narzekać na wszystkie utrudnienia chciałbym zwrócić uwagę na pewien uboczny aspekt całej sytuacji. Czytniki kart są umiesz-czone na takiej wysokości, że większość urzędników, przykładając do nich swoją kartę, mimowolnie kłania się interesantowi w pas. Dla tego widoku warto znieść wszystkie niedogodności.
Andrzej Gzyło