Stróże bezprawia
31 sierpnia 2007
Skandaliczna interwencja bielańskich policjantów.
Pośród codziennie głoszonych haseł o walce z bezprawiem, tego dnia policjanci wyprowadzili z budynku przy ul. Dzierżoniowskiej 5A osoby prowadzące w nim przedszkole. Nie interesowało ich nic - ani los dzieci, ani prawo. Wykonywali pole-cenia właściciela nieruchomości, jakby to on wydawał im rozkazy.
Sylwia Sadowska i Monika Witkowska rok temu otworzyły w wynajmowanym budynku prywatne przedszkole. Wydały mnóstwo pieniędzy na adaptację i wyposa-żenie domu. Przez rok dokładały do interesu, bo nie udało się zebrać gwarantującej rentowność liczby dzieci. Od września miało już być inaczej. Rodzice zapisali nowe maluchy. Miały przestać dokładać.
Gdyby przewidziały, jaki los zgotuje im pełnomocnik właścicielki nieruchomoś-ci, z pewnością nigdy nie zdecydowałyby się na podpisanie z nim umowy najmu.
Kilka miesięcy temu zażądał podwyżki czynszu o 30%. Najemczynie odmówiły powołując się na zapis w umowie mówiący o możliwych podwyżkach raz do roku o wskaźnik inflacji. Wtedy zaczęły się problemy. Dostały wypowiedzenie umowy. Wy-najęły prawnika, który pisemnie poinformował Remigiusza Bierzanka o bezskutecz-ności wypowiedzenia umowy zawartej na czas określony do roku 2011. Nie po-mogło.
Feralnego dnia przyszedł z kolejnym wypowiedzeniem i zażądał natychmiasto-wego opuszczenia budynku. Wezwanym policjantom powiedział, że przedszkole zalega z czynszem. Funkcjonariusze nie słuchając argumentów drugiej strony po-prosili przedstawicieli przedszkola o wyjście. Kobiety usiłowały bronić swoich racji. Mówiły, że ich spór z Bierzankiem to sprawa cywilna i że policji nic do tego. Nieste-ty policjanci byli niekompetentni, ale stanowczy. Stwierdzili, że do czasu rozstrzyg-nięcia sądowego przedszkole ma się wyprowadzić. Kazali przedszkolankom wyjść. Odmówili nawet spisania protokołu opuszczenia lokalu, w którym pozostało całe wyposażenie placówki, będące własnością najemczyń oraz dokumenty chronione ustawą o ochronie danych osobowych, w tym informacje o chorobach dzieci i lekach przez nie przyjmowanych, a także przedmioty należące do dzieci i ich ro-dziców.
Nie ma wątpliwości, że policja nie miała prawa do takiej interwencji. Wkrótce po akcji przyznali to przełożeni funkcjonariuszy. Wyprowadzić kogokolwiek z lokalu może jedynie komornik po prawomocnym wyroku sądowym w sprawie cywilnej. W opisywanej sprawie policjanci w sposób skandaliczny przekroczyli swoje uprawnie-nia i tym faktem, na wniosek właścicielek przedszkola, zajęła się prokuratura.
- Akta sprawy już do nas wpłynęły. Są analizowane przez prokuratora. Według mojej oceny będziemy wszczynać śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów - powiedział "Echu" prokurator Paweł Nowak, szef żoliborskiej prokuratury.
Zwierzchnicy funkcjonariuszy działanie swoich podwładnych tłumaczą ich ma-łym doświadczeniem.
Czy nad takim tłumaczeniem można przejść do porządku dziennego? Może na-leżałoby się zastanowić czy niedoświadczeni funkcjonariusze powinni pracować samodzielnie. Czy można tłumaczyć niefortunne przecięcie aorty podczas operacji niedoświadczeniem chirurga?
Co Pani mi robi?!
- Czy Pani wie, co mi Pani robi? - pytała właścicielkę przedszkola funkcjonariuszka przyjmująca zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez policjantów. - Muszę napisać skargę na swoich kolegów! - żaliła się.W takiej atmosferze właścicielki przedszkola usiłowały walczyć o swoje prawa w bielańskiej komendzie. Niestety nie wywalczyły nic.
Sygnał włamania
W nocy Remigiusz Bierzanek prawdopodobnie zdemontował nadajnik instalacji alar-mowej, co spowodowało interwencję wynajętej przez przedszkole agencji ochrony. Agenci zawiadomili policję o włamaniu. Funkcjonariusze, którzy przyjechali na Dzierżoniowską, po wylegitymowaniu pełnomocnika właścicielki nieruchomości - odjechali. Wynajmujący pozostał w środku.Następny dzień właścicielki przedszkola spędziły w komendzie na Żeromskiego. Najpierw uzupełniły zeznania dotyczące skargi na przekroczenie uprawnień. Później wiele godzin walczyły o to, by policja spowodowała ich powrót do budynku. Nic z tego. Funkcjonariusze co prawda narazili obie kobiety na utratę przedszkola, czyli miejsca pracy, straty finansowe i moralne, pozbawili trzydziestkę dzieci opieki przedszkolnej, a ich rodzicom zafundowali duży stres, ale teraz nic nie mogą zro-bić, bo - jak twierdzą - to sprawa cywilna.
Policja wielokrotnie odmawiała przyjęcia zgłoszenia włamania, twierdząc, że pełnomocnik właścicielki nie włamał się do nieruchomości, lecz ma prawo w niej przebywać. Dopiero gdy obie panie zażądały pisemnego uzasadnienia odmowy po-dejmowania działań, funkcjonariusze poszli na naradę. Po kilkudziesięciu minutach zapadła decyzja, że zeznanie na temat włamania zostanie przyjęte.
Funkcjonariuszka przyjmująca je kilkakrotnie wychodziła do przełożonych uzgadniać treść. W efekcie napisano, że właścicielki przedszkola proszą o ustalenie, czy na posesji przy Dzierżoniowskiej 5a doszło do włamania, a nie, że po prostu zgłaszają włamanie. Poważny problem był ze zdaniem, w którym panie żądały odpowiedzi na piśmie i uzasadnienia w razie odmowy przeprowadzenia interwencji. Jak się okazuje nie można napisać, że żąda się tego "w terminie 7 dni". Sformu-łowanie "w terminie ustawowym" także jest nie do przyjęcia dla policji.
Chyba bielańskiej komendzie należy się solidna kontrola. Trudno oprzeć się wrażeniu, że policjanci tak bardzo przyzwyczaili się do dyktowania zeznań świad-kom, że zapomnieli zupełnie, że mają obowiązek w protokole napisać wszystko to, co świadek mówi.
Poprzedni wieczór i cały dzień spędzone w komendzie przy Żeromskiego nic nie dały. Policja nie podjęła żadnych działań, aby przywrócić funkcjonowanie przed-szkola. Trzydziestka dzieci pozostawała na bruku. Na szczęście był to tydzień, gdy większość z nich była jeszcze na wakacjach i zajęcia odbywały się w prywatnym domu Moniki Witkowskiej w Łomiankach.
Nie narażajcie się na fałszywe zeznania!
Późnym popołudniem pokrzywdzone kobiety zauważyły, że z trawnika zniknęły przedszkolne zabawki ogrodowe. Zadzwoniły do wicekomendanta Marka Siewerta, który poprzedniego wieczora ubolewał, że kobiety dały się wyprowadzić z budynku zamiast... dzwonić po policję.Więc zadzwoniły. Usłyszały, żeby lepiej tego nie zgłaszały oficjalnie, bo jeśli te zabawki zostały schowane do budynku, to mogą odpowiadać za składanie fałszy-wych zeznań.
Właścicielki przedszkola poinformowały, że z ogrodu wynajmowanego przez nie budynku zniknęło mienie warte kilkanaście tysięcy złotych, a przedstawiający się jako prawnik wicekomendant bielańskiej policji nie zna przepisu, w oparciu o który mógłby podjąć interwencję i proponuje, żeby udawać, że nic się nie stało! Taka policja pilnuje prawa i porządku na Bielanach!
Epilog
Dziennikarz "Echa" próbował porozmawiać ze sprawcą zamieszania. Ten nie był jednak rozmowny: - To nie było przedszkole, tylko przechowalnia dla dzieci - po-wiedział "Echu" pełnomocnik właścicielki domu Remigiusz Bierzanek. - Jak się nie płaci czynszu i robi remonty, to takie są efekty. Sprawa będzie w sądzie. Ja nie mam czasu rozmawiać! - uciął i przerwał połączenie.Obie panie przedstawiają dokumenty przeczące słowom Remigiusza Bierzanka. Wynajęły już prawników i zapowiadają walkę z właścicielką, jej pełnomocnikiem i policją o odszkodowanie. Przedszkole wkrótce ponownie będzie działać w innym budynku. Kobiety muszą wyposażyć je od początku. Wszystkie przedszkolne sprzę-ty zamknął na Dzierżoniowskiej Remigiusz Bierzanek. Zmienił zamki i wynajął nową agencję ochrony. Nie wpuszcza do środka nawet rodziców, którzy chcieliby odebrać leki swoich dzieci.
Bartek Wołek
Rodzice nie są wpuszczani do środka, nawet gdy chcą odebrać rzeczy swoich dzieci.
* * *
Odpowiada senator, adwokat Robert Smoktunowicz:
Dwa pytania na temat
- Policja twierdzi, że przebywanie właściciela na tere-nie nieruchomości nie jest bezprawne. Nie przekonu-je ich nawet przedstawiana przez najemców umowa najmu zawarta na czas określony do roku 2011 i od-mawia wyprowadzenia tego Pana i innych osób z nie-ruchomoœci. Czy słusznie?- Z punktu widzenia przepisów lokalowych lokal oddany w najem jest dla właściciela lokalem cudzym. Właœciciel wynajmujący lokal nie ma prawa wcho-dzić do tego lokalu bez wiedzy i zgody osoby, której ten lokal wynajmuje (najemca). Kodeks cywilny wprost stanowi, że "do ochrony praw najemcy stosuje sią odpowiednio przepisy o ochronie własności". Prawo najmu podlega ochronie zarówno wobec osób trzecich, jak i wynajmującego. Tak więc właściciel lokalu nie ma prawa wchodzić do tego lokalu bez wiedzy i zgody najemcy. Co więcej właściciel lokalu, który wchodzi do niego wbrew wiedzy i woli najemcy może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, bo według art. 193 kodeksu karnego "kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograni-czenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.". Takie wdarcie się do wynaj-mowanego lokalu może uzasadnić nawet stosowanie prawa do obrony koniecznej przez najemców.
* * *
W polskim prawie obowiązuje generalna zasada bezwzględnie zabraniająca samo-wolnego naruszania posiadania. Oznacza to, że nikt nie może "na własną rękę" wyrzucić nikogo z posiadanego przez niego lokalu. Najemca lokalu jest jego po-siadaczem. Właściciel lokalu nie ma prawa samowolnie naruszać posiadania na-jemcy. Chcąc kogokolwiek pozbawić posiadania należy przeprowadzić postępo-wanie egzekucyjne. Egzekucję w postaci usunięcia zajmujących lokal przeprowadza komornik, w razie potrzeby w asyście policji.- Policja odmawia także asysty przy wejściu najemcy na teren nieruchomości po informacji o tym, że z ogrodu zniknęły warte kilkanaście tysięcy zł przedszkolne zabawki typu zjeżdżalnia, huśtawki itp. Czy naprawdę nie ma podstawy prawnej dla takiej asysty?
- Poinformowanie policji o tym, że z lokalu zaginęły wartościowe przedmioty, jest po prostu zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa. Nawet jeśli osoba zgła-szająca zaginięcie tak tego nie nazwie. Policja w takiej sytuacji ma określone pro-cedury postępowania, których musi przestrzegać. Przede wszystkim do obowiąz-ków policji należy przyjęcie zgłoszenia i ustalenie, czy przestępstwo rzeczywiście zostało popełnione. Jeżeli osoba zgłaszająca kradzież dokładnie wskazuje miejsce dokonania kradzieży i twierdzi, że na miejscu mogą znajdować się ślady przes-tępstwa, to obowiązkiem policji jest zabezpieczyć to miejsce.