Legionowo podziękowało Smogorzewskiemu. Po 22 latach jest nowy prezydent
22 kwietnia 2024
W tegorocznych wyborach samorządowych stało się coś, czego nie spodziewał się chyba nikt, poza samym Bogdanem Kiełbasińskim, jego rodziną i zapleczem politycznym - wygrał wybory. Oznacza to, że dominacja dotychczasowego prezydenta miasta Romana Smogorzewskiego po 22 latach właśnie dobiegła końca.
O tym, kto zostanie prezydentem Legionowa miała zadecydować druga tura wyborów. Po raz pierwszy w historii Roman Smogorzewski o swoją reelekcję musiał walczyć w dogrywce. I choć jest bardzo doświadczonym samorządowcem, była to dla niego sytuacja całkowicie nowa.
Wizyta w warszawskim zoo nie dla wszystkich? Sprawdźmy to!
Niektóre miejsca reklamują się jako dostępne dla wszystkich, a później okazuje się, że brakuje w nich toalet dla niepełnosprawnych, przewodników z językiem migowym czy udogodnień dla rodzin z małymi dziećmi. Sprawdźmy, jak to wygląda w warszawskim zoo.
Zmierzył się w niej ze swoim wieloletnim oponentem, przedstawicielem miejskiej opozycji, a jednocześnie kandydatem Trzeciej Drogi - Bogdanem Kiełbasińskim.
Straszenie PiS-em nic nie dało
Wydaje się, że do klęski Smogorzewskiego przyczyniła się w dogrywce negatywna kampania i straszenie mieszkańców... PiS-em. W pierwszej turze Smogorzewski otrzymał blisko 9 tysięcy głosów, zatem poparło go ponad 42% mieszkańców. Na drugim miejscu był Bogdan Kiełbasiński, który "o włos" wygrał z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości Andrzejem Kalinowskim. O tym, że Kiełbasiński znalazł się w drugiej turze zadecydowało raptem 356 głosów.
Na nic się zdały nagłe obietnice Smogorzewskiego o większej liczbie SKM-ek dla Legionowa (skąd tabor i maszyniści?), o uruchomieniu SOR-u w legionowskim szpitalu, który wcześniej obóz Smogorzewskiego często nazywał "PiS-owiskim", bo powstał dzięki determinacji byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Wydaje się, że strategicznym błędem obozu Smogorzewskiego był lekceważący a nawet pogardliwy stosunek do PiS-u i jego wyborców, których ustępujący prezydent najwyraźniej nie przeciągnął na swoją stronę.
Smogorzewski stracił, Kiełbasiński zyskał podwójnie
Bogdan Kiełbasiński wygrał wybory stosunkiem 51,92% do 48,08%, czyli 9010 do 8343 głosów. Gdy porównamy ten wynik z pierwszą turą, to wygląda na to, że bardzo aktywna kampania wyborcza nic nie dała Smogorzewskiemu. Nie tylko nie zyskał, ale wręcz stracił, bo dwa tygodnie później zagłosowało na niego aż 536 mieszkańców mniej. Ma na to oczywiście wpływ mniejsza frekwencja, ale taki wynik oznacza też, że prezydent nie zmobilizował nawet własnego elektoratu.
Bogdan Kiełbasiński mógł liczyć na swoich wyborców, ale też "przejął" elektorat PiS-u (dość liczny, bo w Legionowie jest to co czwarty mieszkaniec) i po Ewie Milner-Kochańskiej, która wprost udzieliła mu poparcia. Nowy prezydent Legionowa podwoił swój kapitał z pierwszej tury, zyskując aż 4163 nowych zwolenników. W terminologii bokserskiej to nokaut.
Z kim Kiełbasiński będzie musiał się dogadać?
Arytmetyka nie kłamie. Nowy prezydent ma bardzo słabą reprezentację w radzie miasta. Wspierająca Smogorzewskiego Koalicja Obywatelska posiada osiem mandatów, PiS siedem, Porozumienie Samorządowe, którym kieruje były prezydent, ma czterech radnych i wreszcie Trzecia Droga nowego prezydenta ma zaledwie dwa głosy w 21-osobowej radzie miasta.
Oznacza to, że Kiełbasiński będzie musiał dogadać się z Koalicją Obywatelską albo PiS-em, z którym dotychczas był w opozycji. Jeśli wybierze tę drugą opcję, to będzie musiał "przeciągnąć" na swoją stronę co najmniej dwóch radnych z dotychczasowego obozu rządzącego. Nie wydaje się to bardzo trudnym zadaniem, gdyż wielu radnych i członków ich rodzin jest zatrudnionych w ratuszu lub jednostkach mu podległych, zatem są na co dzień uzależnieni od woli i decyzji... prezydenta. W tym przypadku nowego - Bogdana Kiełbasińskiego. I to jest w zasadzie cały paradoks tej sytuacji. Dotychczasowa władza, która przez lata budowała i akceptowała ten system, teraz może się na nim przejechać.
DB
.