Bogdan Kiełbasiński zakończy 22-letnie rządy Smogorzewskiego w Legionowie?
18 kwietnia 2024
Jeśli zostanie prezydentem Legionowa, chce łączyć, nie dzielić. Zapowiada powołanie kobiety na stanowisko zastępcy prezydenta i likwidację propagandowej "Gazety Miejscowej", za którą płacą wszyscy podatnicy. Co jeszcze obiecuje Bogdan Kiełbasiński na kilkadziesiąt godzin przed decydującą drugą turą wyborów?
Przyznam, że przed wyborami nie obstawiałem, że znajdzie się Pan w drugiej turze wyborów na prezydenta Legionowa. Spodziewał się Pan takiego scenariusza?
- Wystartowałem z głęboką wiarą, że zmiana w Legionowie jest możliwa i - jak widać po wynikach pierwszej tury - większość mieszkańców też na nią liczy. Od początku otrzymywałem wiele sygnałów, że jestem jedynym kandydatem, który może wygrać z Romanem Smogorzewskim. Przebieg kampanii przed II turą pokazuje coraz większe zaangażowanie i zainteresowanie wyborców. Czuję ogromnie wsparcie podczas rozmów z mieszkańcami i to jest dla mnie największą motywacją do walki o zmianę w Legionowie.
Kampania wyborcza wkroczyła w decydującą fazę. Obóz Romana Smogorzewskiego straszy mieszkańców, że jeśli to Pan zostanie prezydentem, władzę w Legionowie przejmie PiS, chociaż jest Pan przecież z obozu Trzeciej Drogi, który współrządzi Polską razem z Koalicją Obywatelską. Czy ma to w ogóle jakikolwiek sens?
- W Pana pytaniu jest zawarta odpowiedź: to nie ma żadnego sensu, jest jedynie wyborczą zagrywką. Mam wrażenie, że cała koncepcja kampanii mojego rywala opiera się na straszeniu ludzi. Tymczasem zmiany są naturalną częścią życia, a w demokracji to podstawa zdrowego rozwoju. Zrozumiałe, że każdy obawia się zmian, ale ja przed wyborami nie wyskoczyłem znienacka zza rogu, lecz mam za sobą trzy kadencje jako radny miejski w Legionowie, wieloletnie doświadczenie w działalności społecznej w stowarzyszeniu Nasze Miasto Nasze Sprawy, mieszkam i pracuję w Legionowie, a także znam miasto od podszewki, jego atuty i problemy. Mieszkańcy dobrze wiedzą, czego spodziewać się po Kiełbasińskim.
Obecny prezydent w przeciągu swoich pięciu kadencji i 22 lat rządów powoływał na swoich zastępców wyłącznie mężczyzn. Tymczasem niedawno, tuż po tym, jak zapowiedział Pan, że na stanowisko wiceprezydenta powoła kobietę, Roman Smogorzewski zapowiedział dokładnie to samo.
- Jak widać, jestem inspiracją dla mojego przeciwnika. Czy Roman Smogorzewski rzeczywiście przeszedł metamorfozę? Obawiam się, że nikt w tę przemianę nie wierzy. Świadczą o tym liczne komentarze mieszkańców, które pojawiły się pod prezentacją ewentualnej współpracowniczki. W drugiej turze kampanii ruszyła z jego strony lawina obietnic, w tym również zainspirowanych moim programem, jak choćby budowa żłobka czy kolejnej przeprawy przez tory. W pierwszej turze te właśnie pomysły gorąco krytykował, teraz je "przytulił".
Czym ma się różnić sposób sprawowania władzy pomiędzy Panem a Romanem Smogorzewskim?
- Podstawowa różnica to sposób współpracy z mieszkańcami. Moja kampania jest jej początkiem. Chcę angażować legionowian w sprawy miasta, zachęcać do dzielenia się pomysłami oraz prosić o pomoc przy rozwiązywaniu problemów. To jest nasze wspólne miejsce do życia i każdy powinien czuć się tu dobrze, a także mieć wpływ na podejmowane decyzje. Nie ma mojej zgody na podział na "swoich" i pozostałych, rada miasta musi być rzecznikiem mieszkańców, a nie wybranych grup połączonych wspólnymi interesami. Wierzę, że przykład prezydenta, który zamiast dzielić, łączy mieszkańców, przełoży się także na współpracę między radnymi.
Czy może Pan nam zdradzić nazwiska swoich zastępców w razie wygranych wyborów? W kuluarach przewija się Pana niedawna rywalka o fotel prezydenta a jednocześnie mająca spore doświadczenie w pracy w ratuszu Ewa Milner-Kochańska. Ma szansę objąć to stanowisko?
- Zdecydowałem się nie ujawniać na razie personaliów moich przyszłych współpracowników. Na to przyjdzie czas po wyborach. Tak jak zapowiedziałem, na pewno jednym z zastępców prezydenta będzie kobieta.
Zapytam o temat nam bliski, a więc rynek legionowskich mediów lokalnych. "Gazeta Miejscowa", która od lat jest tubą propagandową prezydenta Smogorzewskiego, za którą płacą wszyscy mieszkańcy Legionowa, a która wielokrotnie atakowała opozycję i niszczyła ludzi, Pana zdaniem jest do: likwidacji czy reorganizacji?
- To nie jest wydawnictwo, które można określić "prasą". Nazwa "Gazeta Miejscowa" jest wręcz myląca, bo czytelnik oczekuje rzetelnej, niezależnej informacji, a otrzymuje propagandę. Nie sposób poznać składu redakcji, bo takiej informacji nigdzie nie ujawniono. Wiemy z obiegowych informacji, że redaktor naczelny ma biurko w ratuszu. Myślę, że Legionowo bez żalu pożegna się z "Gazetą Miejscową", zwłaszcza że urząd wydaje jeszcze "Puls Miasta", który - po dopracowaniu zawartości - mógłby pełnić rolę miejskiego informatora. Samorząd nie powinien być wydawcą gazet i w dodatku finansować ich z publicznych pieniędzy. Dyskusje polityczne powinny odbywać się na łamach niezależnych mediów lokalnych.
Rozmawiał Dariusz Burczyński