Pożar ciągle zagadkowy
23 października 2011
Legionowska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie pożaru hali w Łajskach. Na razie nieznane są jego przyczyny, nie można też przesłuchać poszkodowanych, którzy w ciężkim stanie nadal znajdują się w szpitalu.
Ponad 200 strażaków gasiło pożar
Do pożaru hali Bistypu, która w części jest wynajmowana innym firmom, doszło w środę 5 października. Strażacy zostali zaalarmowani około godz. 9.00. Znad płonącej hali unosił się gęsty, czarny dym, a ogień szybko się rozprzestrzeniał.Akcja była o tyle trudna, że nie wiadomo było, co jest składowane w hali i co może płonąć. Później okazało się, że ogień strawił na początku pomieszczenia, w których trzymano pojemniki pod ciśnieniem - dezodoranty, pianki i lakiery. Była obawa, że wydobywający się gęsty czarny dym może być toksyczny, dlatego strażacy pracowali w aparatach tlenowych. Zarządzono też ewakuację pobliskich budynków m.in. starostwa powiatowego, a także pobliskie przedszkola i szkoły.
Bardzo trudna akcja
Płonęła hala o powierzchni około 8 tys. m2, a na początku akcję utrudniał nieznacznie brak wody. - Mieliśmy problemy z zaopatrzeniem w wodę, bo sieć wodociągowa na terenie zakładu nie wytrzymywała tak dużego zapotrzebowania. Dowoziliśmy więc wodę dwiema dużymi cysternami - mówi Leszek Smuniewski, rzecznik straży pożarnej w Legionowie.Ogień opanowano po około siedmiu godzinach, jednak dogaszanie trwało do piątkowego przedpołudnia. - To była bardzo trudna akcja. Nie pamiętam tak długich działań na terenie naszego powiatu. Dogaszanie ostatnich tlących się elementów trwało prawie 50 godzin. Ratownicy musieli przerzucić i wyciągnąć na zewnątrz kilkadziesiąt ton żelastwa i innych materiałów - dodaje rzecznik legionowskich strażaków. Spłonęło około 5 tys. m2 hali, a około 3 tys. m2 zawaliło się.
Prokuratura bada sprawę
Zaraz po zakończeniu akcji na teren hali wszedł prokurator w asyście policji i biegłego z dziedziny pożarnictwa. Stwierdzono, że pożar zaczął się w miejscu, gdzie były magazynowane pojemniki pod ciśnieniem. - Nie wiemy, jak doszło do pożaru. Obecnie trwają czynności wyjaśniające, ale kluczowe dla sprawy jest przesłuchanie poszkodowanych, poparzonych pracowników, którzy byli najbliżej miejsca, gdzie zaczął się pożar - mówi prokurator rejonowy Ireneusz Ważny.Stan poparzonych mężczyzn wyklucza w tej chwili ich przesłuchanie. - Chcemy porozmawiać z nimi jak najszybciej. Dopiero po tym biegły sądowy będzie mógł przeprowadzić dalsze działania wyjaśniające przyczyny pożaru - dodaje prokurator.
Część hali trzeba rozebrać
Zaraz po strażakach i prokuraturze na teren hali wkroczyła komisja do zbadania przyczyn katastrofy powołana przez powiatowego inspektora budowlanego. - Po oględzinach komisja stwierdziła, że część hali strawiona przez ogień będzie musiała być rozebrana. Czekamy na opinie ekspertów, czy elementy konstrukcyjne nie zostały naruszone i czy reszta nadal może być użytkowana - mówi Jerzy Grzegorzewski, powiatowy inspektor budowlany.Inspektor wydał już decyzję administracyjną nakazującą rozebranie około 3 tys. m2 hali. - Hala była zbudowana z elementów stalowych, które tracą swe właściwości pod wpływem wysokiej temperatury. Jeżeli eksperci orzekną, że nie nadaje się ona do użytku, to trzeba rozebrać także część znajdującą się najbliżej miejsca strawionego pożarem - dodaje Jerzy Grzegorzewski.
Bez pozwolenia
Dawny Bistyp jakiś czas temu został sprzedany. Nowym właścicielem hal jest firma Polindus i to teraz do niej będzie należała decyzja, co zrobić z pozostałościami spalonej hali. Część hali, w której wybuchł pożar, była wynajmowana Mazowieckiemu Przedsiębiorstwu Ekologicznemu zajmującemu się utylizacją i odzyskiwaniem odpadów,m.in. pojemników po aerozolach. Firma ta nie posiadała jednak zezwolenia na utylizację odpadów w tym miejscu. - Mamy pozwolenie na utylizację tego rodzaju odpadów, jednak nie mieliśmy zezwolenia na ich utylizację w tym konkretnym miejscu. Do złożenia wniosku brakowało nam jedynie zgody właściciela terenu, którą uzyskaliśmy
4 października, czyli dzień przed pożarem. Wniosek miał być złożony do starostwa powiatowego w Legionowie 15 października, niestety nie zdążyliśmy - mówi Narcyz Jan Hofman, dyrektor generalny MPE.
Maciej Kamiński