Plaga kradzieży na blokowiskach. "Złodzieje coraz bezczelniejsi"
10 października 2016
Ostatnio w sieci legionowianie coraz częściej ostrzegają się wzajemnie przed złodziejami kradnącymi samochody, rowery i cokolwiek, co uda im się znaleźć na blokowych klatkach schodowych. Policja przyznaje, że liczba kradzieży w Legionowie rośnie.
Po pierwsze samochody
Statystycznie nie jest tak źle. Generalnie ginie ich, co jest ogólnopolską chwalebną normą, znacznie mniej niż jeszcze kilka lat temu. Nasilił się za to proceder okradania stojących na osiedlowych parkingach samochodów. Złodzieje działają właściwie wszędzie i wedle podobnego schematu. Typują auta, z których właściciele nie korzystają regularnie i często, a które wyglądają z ich punktu widzenia obiecująco, po czym - jak twierdzi policja - między 2 a 4, gdy nocne marki już śpią, a ranne ptaszki jeszcze nie wstają, wchodzą do środka, plądrują wnętrze i wynoszą, co tylko da się sprzedać. Giną radia, pasy bezpieczeństwa, elektroniczne gadżety i rozmaite przedmioty pozostawione w schowkach, czy bagażniku. Gdy złodzieje czują się pewnie, kradną też "na chama" akumulatory, katalizatory, kołpaki, a nawet całe koła. Coraz częściej też spuszczają z baków paliwo, a na facebookowym profilu samopomocowym coraz więcej osób skarży się też na ginące tablice rejestracyjne.
Po drugie rowery
Kradzieże rowerów to zmora powszechna w całym naszym kraju. Ale w Legionowie przybiera rozmiary znacznie wyższe niż krajowa średnia. Nic dziwnego, wszak większość rowerów przechowywana jest w piwnicach, na klatkach schodowych, na balkonach. Ukraść je stamtąd stosunkowo łatwo, więc giną na potęgę. I po lekkich retuszach trafiają na bazary i giełdy. Złodzieje mają zadanie proste, ponieważ rower znacznie łatwiej sprzedać niż samochód. Chyba że jest oznakowany wygrawerowanymi na ramie kodami przypisanymi do właściciela. To oczywiście nie zabezpiecza przed kradzieżą całkowicie, ale zmniejsza ryzyko. Tyle tylko, że legionowska komenda rowerów nie znakuje, jedynie od czasu do czasu organizuje doraźne akcje, na co dzień chętnych odsyła do Warszawy, najbliżej na Białołękę.
Co może policja?
Tak się składa, że mieszkam na osiedlu Jagiellońska i tylko w ostatnich dwóch tygodniach bilans kradzieży w moim i sąsiednim bloku przedstawia się całkiem pokaźnie. W połowie września zginęły dwa rowery przypięte łańcuchami do wsporników daszku przed klatką schodową. Złodzieje po prostu przecięli zapięcie i pojechali w siną dal. Policja była na miejscu szybko i to w znacznej sile. Policjanci działali profesjonalnie, zdjęli odciski, badali ślady. Dzielnicowy przeprowadził wywiad z sąsiadami. Pytam o skalę zjawiska: - Rowerów ginie coraz więcej. Nie tylko z piwnic i klatek schodowych, ale też z parkingów przed sklepami - odpowiada. Przyznaje, że policji udaje się odnaleźć niewiele skradzionych jednośladów, choć czasem zdarza się spektakularna akcja, jak niedawno na Przystanku, gdy złodzieje próbowali ukraść rower sprzed stacji PKP na oczach kamer monitoringu.
Kilka dni później na przyblokowym parkingu jednej nocy okradzione zostały cztery samochody. W tym mój. Chwilę się wahałem, czy w ogóle zgłaszać kradzież policji. W końcu straty nie takie wielkie: wyrwana klamka, radio, pasy tylnych siedzeń i ... materac z bagażnika. Zgłosiłem. Policjanci byli po chwili. Obejrzeli, spisali protokół, niebawem technicy zdjęli odciski. Oczywiście na odzyskanie czegokolwiek nie liczę, ale pytam dla formalności. Policjant macha ręką, nie daje wielkiej nadziei. Przyznaje, że podobne przypadki są coraz częstsze, a złodzieje coraz bezczelniejsi. Co mogłoby pomóc? - Monitoring. Tabliczki o tym, że osiedle jest monitorowane wiszą na co drugim śmietniku, ale większość osiedlowych parkingów jest poza zasięgiem kamer. Zresztą złodzieje dobrze wiedzą, gdzie są kamery, które działają, a które są tylko atrapami i mogą działać właściwie bezkarnie - mówi. Dzień później ginie jeszcze sąsiadom wózek z klatki schodowej, a z bloku obok motorower. Jak widać problem jest. I to całkiem poważny. Coś z tym trzeba zrobić.
(wk)
PS. Radia mi szkoda. Dobre było, ale mam też drobną satysfakcję, że na materacu się złodziej nie wyśpi. Nie dość, że zostawił zatyczkę, to materac i tak był dziurawy.