Petofiego: kiedyś bawiły się tu dzieci, a teraz...
13 października 2014
Na łące przy Petofiego dzieci przez lata bawiły się, grały w piłkę - krótko mówiąc: miło i aktywnie spędzały czas wolny. Teraz to niemożliwe, bo trawa urosła na półtora metra. Nie będzie koszona, bo według urzędników "taka przestrzeń jest mieszkańcom potrzebna".
- Dostaliśmy pismo, że ten teren jest ostoją dla zwierzyny. Ta "zwierzyna" to szczury, kleszcze i krety. A jeże? Są tu od 20 lat, kiedy łąka była regularnie koszona. A ile psów zachorowało na boreliozę czy inne choroby związane z kleszczami, to trudno zliczyć - dodaje pani Małgorzata z rady osiedla.
Kiedyś bawiły się tu z chęcią dzieci z położonej po sąsiedzku szkoły, pożytek z terenu mieli także dorośli.
- Przez lata rozgrywane tam były mecze ligi wawrzyszewskiej w piłce nożnej. Teraz nie ma już gdzie grać! Pamiętam, że jeszcze w 1976 roku dostaliśmy obietnicę, że przejmiemy ten teren w wieczystą dzierżawę... Oczywiście nic takiego się nie zdarzyło. Gdybyśmy mieli możliwość, zagospodarowalibyśmy tę przestrzeń, utworzylibyśmy park. Teraz nawet deweloper tego nie kupi, bo do działki nie ma drogi dojazdowej - dodaje Zygmunt Morawski.
Przestrzeń na Petofiego urząd dzielnicy widzi jako "teren zieleni nieurządzonej". - Utrzymanie takich terenów polega na uproszczonej konserwacji, czyli interwencyjnym sprzątaniu i koszeniu dwa razy w sezonie. Gdybyśmy mieli możliwość, zagospodarowalibyśmy tę przestrzeń, utworzylibyśmy park. Teraz nawet deweloper tego nie kupi, bo do działki nie ma drogi dojazdowej - mówi Zygmunt Morawski. Pierwsze koszenie wykonano późną wiosną, a drugie przewidziane jest w połowie października - mówi rzecznik urzędu dzielnicy Tadeusz Olechowski.
Problem okazał się jednak nieco bardziej złożony. Pół roku temu większa część łąki trafiła w ręce osoby prywatnej, która po wojnie utraciła te ziemie w ramach dekretu Bieruta. Teraz urząd bez jej zgody niewiele może zdziałać. Choć dodatkowo niekoniecznie chce działać...
- Proponowaliśmy, że skontaktujemy się z tą osobą i uzgodnimy, co można z tym zrobić. Skosimy za nasze pieniądze - jako rada osiedla. Nie dostaliśmy kontaktu, bo przecież dane są chronione. Tymczasem w tych krzakach siedzą pijaczkowie, chwasty rosną, wszystko niszczeje - mówi pan Zygmunt. - Tak naprawdę część tego terenu nie była koszona od ubiegłego roku. Na osiedlu mamy kilka spraw roszczeniowych i żaden z wyroków nie jest prawomocny. Jeżeli chodzi o tę łąkę, to nie jesteśmy w stanie niczego się dowiedzieć. Taka sytuacja jest dla urzędników zwyczajnie wygodna - mówi pani Małgorzata.
mac