Osiedle Akacje 10: kto kogo "nęka"?
16 grudnia 2013
Jeżeli dopuścimy się kradzieży lub popełnimy inny niezgodny z prawem czyn, zostaniemy ukarani. A co z nami będzie, jeśli nie zapłacimy czynszu? Jakie będą konsekwencje takiego postępowania, postanowił sprawdzić mieszkaniec osiedla Akacje 10.
- Sąd uznał, że wspólnota nie mogła pozbawić człowieka ciepłej wody i kazał ją przywrócić. Sędzia nie wskazał jednak, kto powinien płacić rachunki za zużytą przez właściciela lokalu wodę: właściciel czy wspólnota? Z uzasadnienia dowiedzieliśmy się tylko, że przekroczyliśmy swe uprawnienia, bo tylko przedsiębiorstwo dostarczające wodę ma prawo do jej odcięcia. Pytamy więc: czy wspólnota zalegała z płatnościami za wodę? Nie. Czy wspólnota posiada kotłownię i podgrzewa wodę, z której korzysta amator darmowych kąpieli? Tak. To jakim prawem sąd wsparł osobę, która nie płaci czynszu i żyje na koszt innych? - pyta pani Aleksandra (nazwisko do wiadomości redakcji) ze Wspólnoty Mieszkaniowej Akacje 10 i nie kryje goryczy z powodu wyroku sądu.
Co ciekawe, ów mężczyzna nie jest bynajmniej schorowanym emerytem, który wszystkie dochody przeznacza na zakup lekarstw.
- Gdyby tak było, wspólnota sama zaproponowałaby sąsiedzką pomoc, nie tylko finansową. Ale niepłacący właściciel jest 43-letnim przedsiębiorcą, właścicielem firmy, ponoć z zawieszoną działalnością. Ma żonę i syna. I niezłą głowę do interesów, skoro znalazł sposób na to, aby w części byt jego i jego rodziny finansowo zabezpieczali sąsiedzi - podkreśla pani Aleksandra.
Wspólnota postanowiła więc złożyć kolejne powództwo - tym razem z tytułu niepłacenia zaliczek na części wspólne. To był kolejny ciąg absurdów. Kolejny rok upłynął bowiem na... wyczekiwaniu terminu rozprawy.
- Kiedy już sąd wyznaczył termin, to nasz sąsiad wniósł o zawieszenie postępowania. Dlaczego? Ponieważ wspólnota dręczy go pozwami sądowymi. Jest "gnębiony", bo jako jedyny zaskarża nasze uchwały. Członkowie wspólnoty, po licznych upomnieniach i wezwaniach do zapłaty zaległości, skierowali sprawę do sądu. Podjęli też uchwałę o odcięciu ciepłej wody mieszkańcowi. Sąd uznał, że nie mieli do tego prawa. Sąd na pewno uwierzy, że wspólnota mści się na nim za odmienne poglądy na gospodarowanie dobrem wspólnym - mówi administrator osiedla, pan Artur.
Jakie to dobro wspólne, na temat którego odmienne zdanie ma ów pan? Tu dochodzimy do absurdu absurdów, bo chodzi o... podziemny garaż.
- Niewtajemniczonym wyjaśniam, że nie jest to część przynależna do mieszkań. Zdaniem sądów jest to samodzielny lokal niemieszkalny, dosłownie osobny budynek we wnętrzu budynku. A skoro jest samodzielny, to sądy orzekają, że udział we wspólnym garażu jest niepodzielny, czyli wymaga jednomyślności w głosowaniu lub ustanowienia pełnomocnika. Głos sprzeciwu jednego właściciela garażu, nawet jeżeli nie jest właścicielem mieszkania, ma bowiem większą moc niż pozostałych 99% właścicieli... W przypadku osiedla Akacje 10 - to ponad 30 procent wszystkich udziałów. Tym samym wszystkie podjęte przez nas uchwały, a więc między innymi te dotyczące wysokości czynszu, są według sądów niewłaściwe, bo zostały podjęte przez sumowanie udziału mieszkalnego i garażowego, a nie jednomyślnie przez 200 właścicieli garażu - wyjaśnia pani Aleksandra. - Wspólnota będzie upominać się o pieniądze, ale nasz sąsiad będzie zaskarżał uchwały, które jej członkowie podejmują. Im więcej upomnień, tym więcej zaskarżeń. Z tego wniosek, że przestanie dopiero wtedy, kiedy wspólnota przestanie go "nękać".
Na razie pozostaje mu nieotwieranie drzwi, przemykanie korytarzem i... wygrywanie kolejnych spraw o nieistnienie uchwał, bo skoro de facto nie ma uchwał, nie ma także określonej wysokości czynszu. I tym samym, zdaniem obrotnego mieszkańca, nie trzeba go płacić.
- Ktoś powie, że pozostaje jeszcze licytacja mieszkania, która na pewno zabezpieczy wierzytelność. Do tego jednak długa, sądowa droga. Do tego czasu sprytny sąsiad zdąży wraz ze swoją rodziną na koszt wspólnoty zużyć morze ciepłej wody i ocean zimnej. Sąd jest po jego stronie i w tym przypadku zwalnia go z obowiązku posiadania sprawnych hamulców moralnych i etycznych - podkreśla pani Aleksandra.
Tyle i aż tyle. Powyższa historia brzmi niczym scenariusz jakiegoś filmu. Jest czarny charakter i uciśnieni ludzie. Tylko role się odwróciły - to nie antybohater jest karany. Pozostali postanowili jednak walczyć, bo jak podkreślają, zapewne nie są jedyną wspólnotą, będącą w takiej sytuacji. Zamierzają domagać się zmiany ustawy o własności lokali, unieważnienia dokumentów stwierdzających samodzielność garaży oraz środków prawnych umożliwiających zarządzanie wspólnotami w ramach własnych, uchwalonych w rzetelny sposób uchwał.
Anna Krzesińska