Okradziona na jednym z bielańskich skrzyżowań kobieta postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce i sama odnalazła złodzieja. Policja oszusta dostała "na tacy".
Kiedy w piątek po południu 33-letnia Magdalena W. wracała z pracy, na jednym z warszawskich skrzyżowań do jej samochodu podbiegł młody mężczyzna. Wybił boczną szybę i ukradł torebkę z siedzenia. Zrozpaczona kobieta od razu zgłosiła się na policję. Postanowiła jednak też działać samodzielnie. Wczesnym rankiem w niedzielę poszła na "Wolumen". Chciała sprawdzić, czy ktoś nie sprzedaje jej skradzionych rzeczy. Podeszła do jednego z handlarzy i powiedziała, że chciałaby kupić palmtopa. Dokładnie opisała telefon, który jej wcześniej skradziono. Nieświadomy niczego handlarz przyznał, że przed godziną był tu mężczyzna, który oferował do sprzedania właśnie takiego palmtopa. Zaproponował Magdalenie W., że skontaktuje się z mężczyzną i "załatwi" jej ten telefon. Poprosił kobietę, aby zadzwoniła do niego około południa. Magdalena W. od razu poszła z tą informacją na policję. Policjanci kazali kobiecie ponownie skontaktować się z handlarzem. Mężczyzna umówił się z Magdaleną W. w pobliskim centrum handlowym. Tam chciwy handlarz trafił prosto w ręce policjantów.
Wyszło na jaw
29-letni Sławomir B. podczas przesłuchania przyznał się, że sam chciał zarobić i kupił od złodzieja telefon, nic mu nie mówiąc, że ma już na niego kupca. Mężczyzna twierdził, że nie zna złodzieja. Kontakt z nim uzyskał przez swojego kolegę, który również handluje na "Wolumenie". Policjanci postanowili dokładnie zbadać całą sprawę. Okazało się, iż Sławomir B. razem z żoną prowadzą komis telefonów komórkowych. Funkcjonariusze sprawdzili sklep, tam znaleźli jeszcze kilka telefonów pochodzących z kradzieży. Sławomir B. i jego żona Magdalena B. nie potrafili wytłumaczyć skąd skradzione telefony znalazły się u nich w komisie. Za paserstwo małżeństwu grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
cehadeiwu