O publiczny nadzór nad służbą zdrowia
3 kwietnia 2002
W dniu 29 marca 2002 PAP przekazała informację, że w sosnowieckim Szpitalu św. Barbary 83-letnia pacjentka z zawałem serca czekała na diagnozę i pomoc ponad 2 godziny.
Sprawy sądowe czy dochodzenia prokuratorskie, przy opieszałości naszego wymiaru sprawiedliwości, ciągna się latami i zazwyczaj kończą się umorzeniem postępowania lub oddaleniem pozwu. Poszkodowani, jeśli przeżyją, nie otrzymują ani koniecznej pomocy medycznej ani środków na zabezpieczenie potrzeb socjalnych.
W sądach lekarskich zapada ok. 150 orzeczeń rocznie niekorzystnych dla lekarzy. W sądach powszechnych około 600 wyroków uznaje roszczenia poszkodowanych. Reszta tych, których nie stać na wniesienie pozwu, lub którzy przegrywają sprawy, pozbawiana jest wszelkiej pomocy... Jest ich kilkadziesiąt tysięcy co roku.
Prasa donosi o kolejnych tragediach, władza natomiast wykonuje ruchy pozorowane. Działania kolejnych ministrów zdrowia, podejmowane po naszych protestach i apelach, łatwe są już dziś do rozszyfrowania. Przez powoływanie kolejnych biur próbuje się nie dopuścić do powstania publicznego, a nie tylko lekarskiego, nadzoru nad funkcjonowaniem służby zdrowia. Zamiast przygotować ustawę o Rzeczniku Pacjenta, wykonywane są działania pozorne, byle tylko utrzymać możliwość tuszowania popełnianych błędów lekarskich.
Rzecznicy Pacjenta powołani decyzjami dyrekcji Kas Chorych nie mają ustawowych umocowań dla swej działalności. Ich działania ograniczają się do znalezienia lekarza lub załatwienia promesy na leczenie. Skargi dotyczące błędów czasem przekazuje się do pozbawionej środków na działanie organizacji, jaką jest nasze Stowarzyszenie. Zazwyczaj jednak wysyłane są do Izb Lekarskich - z wiadomym efektem. Podobnie działa, powołane ostatnio, Biuro Praw Pacjenta przy Ministrze Zdrowia.
Ranga wymienionych urzędów jest niska. Podporządkowanie usługodawcom (ministerstwo, Kasy Chorych), rozdrobnienie na kilkanaście Kas Chorych powoduje, iż Rzecznicy nie mogą relacjonować Parlamentowi sytuacji w Służbie Zdrowia, ani tego jak wyglada los poszkodowanych.
Można oszacować na około 5 mln zł rocznie wydatki pochodzące ze środków publicznych na powoływane tą drogą biura. Niestety, odnosimy wrażenie iż pieniadze te służą przede wszystkim mydleniu oczu społeczeństwu i politykom, że podejmowane są jakieś działania dla ochrony praw pacjenta. Jeśli do tego dodać kilka mln zł rocznie wydawanych przez Ministerstwo Zdrowia na refinansowanie działań korporacyjnego, lekarskiego wymiaru sprawiedliwości, otrzymamy skalę marnotrawstwa pieniędzy publicznych.
Rzecznik Pacjenta powinien stanowić odrębną instytucję powoływaną przez Parlament. Tak funkcjonuje Rzecznik Praw Dziecka czy też Rzecznik Konsumenta. Nie widać powodu by miały tu obowiązywać inne zasady.
By nie wchodzić w zakres kompetencji Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznik Pacjenta powinien działać na zasadach podobnych do Inspekcji Pracy. Istniejące już struktury przy Kasach Chorych powinny uzyskać status delegatur terenowych, podporządkowanych centralnej instytucji Rzecznika Pacjenta.
dr Adam Sandauer
prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere