Nie będę gastarbeiterem na prawicy
26 września 2011
Rozmowa z Danutą Waniek, kandydatką na Senatora RP popieraną przez SLD
- Nie planowałam kandydować, ale z odwiecznego przyzwyczajenia obserwowałam z uwagą wszystko, co dzieje się wokół formacji politycznej, której poświęciłam ponad 16 lat życia. Zaproponowała mi to Katarzyna Piekarska. Podjęcie decyzji nie było łatwe, ponieważ przez minione lata zdążyłam się z dobrym skutkiem zadomowić w zupełnie innej przestrzeni zawodowej: wróciłam do pracy na uczelni, odrabiałam zaległe lektury książek naukowych, których w międzyczasie powstało bardzo wiele, napisałam kilka własnych. Ostatecznie za miejsce pracy wybrałam sobie Kraków, który mi mocno przypomina ukochany Lwów i troszkę Wiedeń, tyle że jest jeszcze piękniejszy.
Potem zaproszenie do wyborów potwierdził młody warszawski szef SLD - Sebastian Wierzbicki, a po nim Grzegorz Napieralski. Jednak ostatecznym impulsem do włączenia się w kampanię wyborczą SLD były spektakularne odejścia osób, które ceniłam, a które w dużym stopniu zostały wypromowane przez SLD. Pojawił się we mnie sprzeciw wobec takich zachowań, choć najlepiej wiem, jak bardzo boli poczucie krzywdy, zadawanej od swoich. Pomyślałam, że łatwo przyłączyć się do partii, która jest "na topie" i zapewnia udział w sprawowaniu władzy, trudniej jest wytrwać po doznanych rozczarowaniach, ale ja nigdy nie będę gastarbeiterem na prawicy! Więc może jeszcze na coś się przydam sympatykom lewicy i samej partii. I postanowiłam uczynić ruch odwrotny.
- Tegoroczne wybory do Senatu po raz pierwszy odbywają się w okręgach jednomandatowych, co oznacza, że zwycięzca będzie jeden. Swego rodzaju testem było zbieranie podpisów. Wiem, że nie było łatwo.
- Na zebranie podpisów miałam zaledwie 10 dni, bo późno podjęłam decyzję o kandydowaniu. Znaczącym utrudnieniem była ich liczba - 2 tys., którą trzeba było zebrać w okręgu wyborczym, czyli na Woli, Ochocie, Bemowie, Włochach i Ursusie. Wprawdzie mieszkałam 10 lat za Żelazną Bramą i Wolę dobrze znam (obecnie mieszkam na Zaciszu), jednak końcówka wakacji stanęła na przeszkodzie, bo znajomi korzystali jeszcze z urlopów. Na dodatek przez trzy dni padało, więc trudno było wystawiać stoliki na ulicach. To oczywiste, że bez pomocy struktur dzielnicowych SLD tych podpisów bym w takim tempie nie zebrała.
- Jak Pani ocenia swoje szanse po dotychczasowych kontaktach z wyborcami podczas zbierania podpisów?
- Zbieranie ich od nieznanych mi ludzi było rzeczywiście rodzajem sondy przedwyborczej, ponieważ nie wiedziałam, jak po latach będą na mnie reagować. Okazało się, że najczęściej życzliwie, choć zdarzały się i inne przypadki. Najbardziej jednak ucieszyło mnie poparcie kobiet, bo to one w większości podchodziły do mnie. Jestem tym doznaniem szczerze wzruszona.
- Swój program - podobnie jak przed laty - kieruje Pani do kobiet?
- Kieruję go do ludzi, którzy podobnie jak ja, codziennie zarabiają na swój chleb - są w kapitaliźmie pracownikami najemnymi i każdego dnia budzą się niepewni jutra. Sprzeciw ich budzi narastanie nierówności społecznych, bo paradoksem historii ostatniego dwudziestolecia jest to, że w 1989 r. bunt podnieśli robotnicy, którzy w kapitaliźmie polskim utracili wszystko: miejsca pracy, pozycję społeczną i znaczenie polityczne. Symbolem tego procesu jest upadek Stoczni Gdańskiej, ale przecież nie jest to przykład jedyny.
- Wnioskuję, że Pani zdanie na temat zmian zachodzących w Polsce w ostatnim 20-leciu nie jest najlepsze. Myśli Pani, że wystarczająco duża grupa osób podzieli Pani poglądy? Czy to nie nazbyt populistyczne podejście?
- Jestem politykiem doświadczonym i mam własne zdanie na wiele spraw. Swój program kieruję też do wszystkich, których zdecydowany sprzeciw budzi demontaż polskiej armii, dokonany przez prawicę w okresie minionych sześciu lat. Dzisiaj PO i PiS wzajemnie zadają sobie ciosy po katastrofie smoleńskiej, a po raporcie Millera widać jak na dłoni, że obie formacje ciężko na tę katastrofę pracowały. Czystki w wojsku i w policji, rozwalenie WSI. Stygmatyzowanie polskich oficerów, którzy ukończyli studia wojskowe w "minionym okresie" zaczęły się przecież od decyzji ministra obrony narodowej - Andrzeja Szczygły, który sam zginął pod Smoleńskiem. To przecież PO-PiS zafundował nam najpierw "IV RP", a potem tę katastrofę i degrengoladę armii.
- Myśli Pani, że problemami armii da się zainteresować wyborców?
- Myślę, że np. na Bemowie, gdzie jest bardzo dużo osiedli wojskowych, o problemach armii rozmawia się przy rodzinnych stołach. Mam nadzieję, że wiele osób pamięta, że swego czasu byłam wiceministrem obrony narodowej i pozytywnie zapisało ten czas w pamięci. Armia nie jest oczywiście jedyną sprawą, jaką zamierzam zająć się jako senator. Odrębnym wątkiem programowym będą postulaty, dotyczące demokratycznego państwa świeckiego. Mam nadzieję, że zdążę w kampanii zaprezentować moją najnowszą książkę pt. "Orzeł i krucyfiks", którą zaczęłam pisać tuż po katastrofie smoleńskiej. Książka ma charakter naukowy, ale jest w niej zebrane chyba wszystko, co dotyczy umacniania symbolicznej władzy Kościoła w III RP w minionym dwudziestoleciu.
- Zapewne liczy Pani na mocne uderzenie, o ile temat podchwycą media. 20 lat temu zrobiła Pani karierę polityczną na hasłach skierowanych do kobiet. Tym razem ich nie będzie?
- Oczywiście, że będą - ważny fragment programu wyborczego chcę poświęcić sytuacji kobiet na rynku pracy i wszelkim praktykom dyskryminacyjnym. Jest to niezmiennie od 20 lat mój stały obszar zainteresowania, bo to właśnie walka o prawa kobiet zawiodła mnie do polityki na początku lat 90. W kampanii wspierają mnie koleżanki z Demokratycznej Unii Kobiet, którą zakładałam dwie dekady temu. Mam nadzieję, że kobiety będą zadowolone z mojego programu. Już wkrótce zaprezentuję więcej szczegółów.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Katner