"Zostałam wdową w wieku 33 lat". Matylda wspomina pierwsze święta bez męża
Matylda doskonale pamięta tamten dzień. Była sobota, 26 listopada, dwa dni przed 34. urodzinami jej męża Mateusza. Mieli świętować w swojej ulubionej gruzińskiej restauracji. Zbliżał się koniec listopada, a grudzień zapowiadał się szczególnie wyjątkowo - nie tylko z powodu świąt Bożego Narodzenia, ale także ich pierwszej rocznicy ślubu, którą mieli obchodzić 26 grudnia. - Zdziwiłam się, gdy chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam. W progu stała policja - opowiada w rozmowie z Onetem.
"Zostałam wdową w wieku 33 lat"
Matylda nie jest w stanie dokładnie odtworzyć, co działo się chwilę później. Pamięta jedynie kluczowe słowa wypowiedziane przez jednego z policjantów: "mąż", "bardzo mi przykro", "wypadek", "samochód".
Mateusz zginął podczas próby wyprzedzania innego pojazdu. Uderzył w drzewo. Siła zderzenia była tak duża, że obrażenia okazały się śmiertelne. - Zostałam wdową w wieku 33 lat. Najgorsze było to, że wszystko działo się dalej. Choć mój świat się zatrzymał, życie toczyło się dalej - mówi Matylda. - Policjanci coś do mnie mówili, zadawali pytania, ktoś podał mi wodę, a ja cały czas myślałam tylko o tym, że za chwilę on wróci do domu i zapyta, czy zdążyłam się już wyszykować. Ale nie wrócił, a ja chyba do końca życia nie pogodzę się z tym, że wysłałam go do tego szewca - wspomina.
Pierwsze dni po stracie
Po pogrzebie Matylda na jakiś czas przeprowadziła się do rodziców. Powrót do mieszkania, które dzieliła z Mateuszem, był dla niej nie do zniesienia. Każdy przedmiot - od maszynki do golenia po skarpety w szufladzie - przypominał jej o mężu.
Wzięła zwolnienie lekarskie, a psychiatra przepisał jej leki uspokajające. - Spałam niemal cały czas. Zapach jedzenia przyprawiał mnie o mdłości, piłam głównie preparaty odżywcze, które mama podstawiała mi pod nos - opowiada.
Najtrudniejsze święta
Pierwsza Wigilia bez Mateusza była dla Matyldy koszmarem. 33-latka zażyła większą niż zwykle dawkę leków uspokajających. - Pamiętam, że patrzyłam na choinkę i wspominałam, jak rok wcześniej dekorowaliśmy ją razem z Mateuszem. Spieraliśmy się, czy światełka mają wisieć symetrycznie. Teraz były idealnie równo, więc wstałam i zdjęłam je z jednej gałęzi, żeby było dokładnie tak, jak w ubiegłe święta chciał Mateusz - mówi.
26 grudnia, w pierwszą rocznicę ślubu, Matylda odwiedziła grób męża. Uklękła i objęła rękami nagrobek, jakby mogła przytulić Mateusza przez zimny kamień. - Drżałam tak mocno, że mój ojciec musiał mnie podtrzymywać, żebym nie upadła. Uparłam się, że chcę z nim (Mateuszem, przyp. red) zostać. Tata siłą wpakował mnie do samochodu. Jak wróciliśmy, to zjadłam pierwszy od kilku tygodni ciepły posiłek. Poczułam się inaczej, na pewno nie lepiej, ale inaczej. W każdym razie gorszy dzień jak tamten już nigdy nie nadszedł - wspomina w rozmowie z Onetem.
Powrót do domu i pracy
Pod koniec grudnia Matylda wróciła do mieszkania, a w styczniu do pracy, choć funkcjonowała jak automat. Zdecydowała się na terapię. - Dopiero kiedy przestałam walczyć z bólem i udawać, że "jest już lepiej", zaczęłam naprawdę oddychać. Zrozumiałam, że żałoba nie jest przeszkodą na drodze do życia, tylko jej częścią. A akceptacja i czułość wobec samej siebie były pierwszym krokiem do tego, żeby iść dalej - wyjaśnia.
Źródło: kobieta.onet.pl
















































