Polska medalistka gorzko wyznaje: Eksplodowałam. Czuję się jak dziad
- Dopiero jak wyniosłam się za granicę, to mi się otworzyły oczy. Jak tam się traktuje zawodniczki. Jak mają wsparcie na każdym kroku - opowiada Daria Pikulik, srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w Paryżu. W rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet opowiada o tym, dlaczego "trzeba uciec z Polski" i jak trudno jest osiągnąć sukces w naszych warunkach.
Daria Pikulik została wicemistrzynią olimpijską w kolarskiej konkurencji omnium (wielobój kolarski). Jeszcze przed ostatnią konkurencją, dzięki której przeskoczyła z 8. na 2. miejsce, wylała swoje żale na Polski Związek Kolarski. Ujawniła m.in., że bardzo późno dostała rower, a kombinezon przyszedł na dzień przed startem. A inne rywalki nie muszą martwić się o takie rzeczy.
- Wiesz, ja eksplodowałam jak dostałam ten kombinezon dzień przed najważniejszym startem mojego czterolecia. I był tak ciasny, cisnął mnie w szyję tak mocno, że nie mogłam oddychać. Nagle jesteś na igrzyskach. Wszyscy na rowerach szykowanych latami specjalnie na tę imprezę, za dziesiątki tysięcy euro, w dopasowanych kombinezonach, a ja cała czerwona się duszę. I już na starcie czuję się gorsza, głowa siada. Czuję się jak dziad jakiś - opowiada Pikulik i dodaje, że takich drobnych rzeczy jest dużo więcej.
- Dostałam mnóstwo wiadomości - nie tylko z kolarstwa - że tak właśnie wyglądają polskie związki sportowe. Uważam, że w końcu musimy coś ruszyć. Jeśli marzymy o medalach w większej liczbie, a jesteśmy do nich zdolni, to czas na zmiany.
Zapytana o to, jakich zmian potrzebuje polski sport, twierdzi: - Wieczne niewiadome. Braki w komunikacji. Pytasz się w marcu - nie ma pieniędzy na szkolenie. Pytasz się w kwietniu - dalej nie ma. Za tydzień Puchar Świata, nie wiesz, czy masz jechać, szykować się, bo nie ma pieniędzy. W końcu musi je założyć nasz trener. Jeśli do kwietnia nie ma akcji szkoleniowych, to tracimy jedną trzecią roku. Nie wiem, kto się nie potrafi z kim dogadać, czy wina jest po stronie związku, czy ministerstwa. Ja jako zawodniczka w ogóle nie powinnam się takimi rzeczami interesować.
I dodaje, że "w Polsce nie ma ekip i warunków by ścigać się na najwyższym poziomie". - Dopiero jak wyniosłam się za granicę, to mi się otworzyły oczy. Jak tam się traktuje zawodniczki. Jak mają wsparcie na każdym kroku. Postawioną torbę pod drzwi, przyniesioną walizkę do pokoju, masaż każdego dnia, przygotowane odpowiednie jedzenie, opiekę najlepszych specjalistów. Masz wszystko. Nic nie musisz zrobić, poza dbaniem o siebie i zabraniem rzeczy na wyścig. ie jesteś w stanie utrzymać się, zarabiając w polskich ekipach kobiecych. Na ten moment, bo bardzo chcę wierzyć, że to się kiedyś zmieni. Stypendium jest za miejsce w najlepszej ósemce mistrzowskich imprez. Jak tego nie masz, to nie wyżyjesz z kolarstwa.
Wcześniej na trudne warunki zwrócił uwagę na antenie TVP Mateusz Rudyk. Stwierdził, że "polskie kolarstwo jest w tragicznej sytuacji" i: - Ktoś musi się tym zająć odgórnie. Nie chciałbym zwracać się tu bezpośrednio do ministra sportu, ale związek jest tak zadłużony, że sam nie jest w stanie z tego wyjść. Potrzeba ludzi i współpracy. Nie wiem, czy obecny zarząd to robi.
Źródło: przegladsportowy.onet.pl