Niedźwiedź Wojtek
Kapral Wojtek, niedźwiedź, który stał się legendą polskiego obozu wojskowego, zasłynął swoją postawą podczas bitwy pod Monte Cassino, gdzie, jak mówią relacje, nosił skrzynki z amunicją i ciągnął wózek z zaopatrzeniem. Jego historia rozpoczyna się jednak tysiące kilometrów dalej, w Persji, gdzie towarzyszył polskim żołnierzom w ich trudnej podróży do Włoch. Za swoje zasługi dla armii polskiej, Wojtek otrzymał awans na stopień kaprala - czytamy w Onecie.
W małym, głodnym niedźwiadku, znalezionym na poboczu drogi w Azji, żołnierze Armii Andersa dostrzegli odzwierciedlenie własnego losu. Było to w czasie, gdy układ Sikorski-Majski, podpisany 30 lipca 1942 r., miał na celu przywrócenie stosunków dyplomatycznych między Polską a Związkiem Sowieckim. W rezultacie tego porozumienia, polscy żołnierze uwolnieni z niewoli sowieckiej mieli szansę na utworzenie nowej armii pod dowództwem generała Władysława Andersa.
"Gdy trafiłem do kompanii, niedźwiadek »służył« tam od miesiąca. Mówili na niego »duży Wojtek«, a na mnie »mały Wojtek«. O tym, jak brunatny niedźwiedź znalazł się wśród żołnierzy, krążą różne opowieści. Prawda jest taka, że pochodził z Persji. Myśliwi zastrzelili jego matkę, a małego misia uratował tamtejszy chłopiec. Niedźwiadek spodobał się jednej z Polek i oficer, który opiekował się Polakami podróżującymi do Teheranu, wykupił go, by sprawić jej przyjemność" - opowiadał o niedźwiedziu Wojciech Narębski w rozmowie z "Polską Zbrojną".
"Szybko się jednak okazało, że miś jest niesforny, dokucza, wyjada jedzenie. Zdecydowano, że trzeba się go pozbyć. Za zgodą gen. Boruty Spiechowicza, dowódcy V Dywizji, który wówczas przebywał w Teheranie, niedźwiedź trafił do żołnierzy z kompanii zaopatrzenia" - dodał. Jak sam podkreślał: w późniejszym życiu lubił wracać myślami do "dużego Wojtka".
Źródło: kobieta.onet.pl