"Nie po to studiowałem, żeby siedzieć na kasie". Lawinowo rośnie liczba młodych, którzy nie chcą pracować
26-letni Kamil jest absolwentem zarządzania, mieszka z rodzicami w Warszawie. Jak mówi w rozmowie z Onetem, nie zamierza pracować za 4-5 tys. zł, bo "nie po to studiował, żeby siedzieć na kasie". Takich ludzi jak Kamil jest coraz więcej. Analizy GUS pokazują, że wzrosła liczba młodych, niepracujących i nieuczących się Polaków.
Raport Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) za 2024 r. rzuca światło na rosnący problem młodych Polaków, którzy ani nie pracują, ani się nie uczą. Zjawisko to, określane skrótem NEET (Not in Employment, Education or Training), dotyczy już 10,3 proc. osób w wieku 15-34 lata. To niepokojący wzrost, który przerywa spadkowy trend z ostatnich lat i stawia Polskę w obliczu wyzwań związanych z aktywizacją młodych na rynku pracy.
Kto trafia do grupy NEET?
NEET-y to osoby, które nie są aktywne zawodowo ani edukacyjnie. Co istotne, GUS nie uwzględnia rodzaju umowy - jeśli ktoś pracuje, choćby na umowie zlecenie czy umowie o dzieło, nie trafia do tej kategorii. Mimo to dane pokazują, że około 2,45 mln osób pracuje na umowach cywilnoprawnych, a wśród młodych mężczyzn takie formy zatrudnienia są szczególnie powszechne. Szacuje się, że nawet pół miliona młodych Polaków w 2024 r. pracowało na tzw. "śmieciówkach".
Dlaczego młodzi nie pracują?
Eksperci wskazują na kilka przyczyn wzrostu liczby NEET-ów. Z jednej strony mamy spowolnienie gospodarcze i wzrost kosztów pracy, które ograniczają zatrudnienie najmłodszych i najmniej doświadczonych pracowników. Z drugiej strony, coraz częściej zdarza się, że młodzi świadomie rezygnują z pracy, pozostając na utrzymaniu rodziców.
Pokazują to przykłady Kamila, Pawła i Artura.
Kamil: nie po to studiowałem, żeby siedzieć na kasie
26-letni Kamil, absolwent zarządzania, mieszka z rodzicami w Warszawie. Jego dotychczasowe doświadczenie zawodowe ogranicza się do kilku krótkich epizodów: miesiąca w markecie i dwóch tygodni w call center. Jak sam mówi, nie zamierza pracować za 4-5 tys. zł, bo "nie po to studiował, żeby siedzieć na kasie".
Kamil marzy o karierze w marketingu internetowym, ale brak doświadczenia uniemożliwia mu zdobycie wymarzonej posady. Na rozmowy kwalifikacyjne chodzi rzadko, bo uważa, że większość ofert nie spełnia jego oczekiwań finansowych. - Wiem, ile jestem wart. Jak mam pracować za 4-5 tys. zł, skoro mam znajomych, którzy zarabiają po kilkanaście tysięcy? To nie ma sensu - tłumaczy w rozmowie z Onetem.
Paweł: za takie pieniądze nie ma sensu
Paweł, absolwent technikum budowlanego, od czterech lat pozostaje bez pracy. Mimo że jego ojciec ma kontakty w branży budowlanej, młody mężczyzna odrzuca każdą propozycję, która jego zdaniem nie jest wystarczająco opłacalna.
Gdy znajomy rodziny zaproponował mu 4 tys. zł "do ręki" za pracę jako kierowca rozwożący pizzę, Paweł odmówił. "To pierwsza praca, zawsze coś" - usłyszał od ojca. - Za takie pieniądze nie ma sensu - odpowiedział.
Samochód, który ojciec kupił, by syn mógł pomagać w zleceniach, służy głównie do podwożenia znajomych i dziewczyny.
Artur: przynajmniej coś robię
27-letni Artur z Podkarpacia to przykład młodego człowieka, który formalnie nie jest NEET-em, ale w praktyce również zmaga się z niestabilnością zawodową. Pracuje na umowach zleceniach w sieci handlowej, zarabiając niewiele powyżej pensji minimalnej. W opłaceniu czynszu w Warszawie pomaga mu matka, a ojciec żyje w przekonaniu, że syn świetnie sobie radzi w stolicy. - Znajomi z klasy mają etaty, kredyty, niektórzy już rodziny. Ja wciąż nie wiem, czy za pół roku będę miał robotę i czy stać mnie będzie na czynsz - opowiada w rozmowie z Onetem.
Artur dorabia, projektując strony internetowe, jednak brak odwagi i stabilności finansowej uniemożliwia mu podjęcie ryzyka i przejście na własną działalność. Jak sam mówi, "przynajmniej coś robi", choć jego sytuacja daleka jest od ideału.
Źródło: kobieta.onet.pl