Ma 75 lat i został zwolniony z dnia na dzień. "Czuję się, jakbym umarł"
Jerzy, 75-letni emeryt, przez lata pracował jako ochroniarz, aby dorobić do skromnej emerytury. Zatrudniony na umowie zlecenie, nagle dowiedział się, że jego usługi nie są już potrzebne. "Wszystko można zrobić, ale można chociaż przyjść do starszego gościa i mu normalnie wyjaśnić sprawę" - mówi rozgoryczony.
Jerzy, urodzony krótko po wojnie, ma barwną przeszłość. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracował jako dziennikarz na Śląsku, a w latach 80. wyemigrował. Jego ścieżka zawodowa prowadziła przez Anglię, Holandię i Australię, gdzie podejmował się różnych zajęć - od pracy na budowie po kierowanie autobusem. Po powrocie do Polski w latach 90., próbował swoich sił w biznesie, ale ostatecznie w 2019 roku, w wieku 70 lat, został ochroniarzem.
Mężczyzna pracował najpierw przy miejskim monitoringu w Katowicach, a potem w magazynie Amazona w Sosnowcu. Amerykański gigant jest znany z rygorystycznej kontroli pracowników. "Wielogodzinne zmiany i nie wolno się było nawet oprzeć o ścianę. To by było niewyobrażalne" - opisuje Jerzy. Pracownicy musieli stać wyprostowani przez cały czas, a każdy ruch był monitorowany przez kamery. Po tygodniu zrezygnował z tej pracy.
Po Amazonie Jerzy zatrudnił się w agencji ochrony Luna, która wysłała go do pracy w Stena Recycling. Jego głównym zadaniem było ważenie ciężarówek przyjeżdżających z materiałami do recyklingu, ale musiał też pełnić rolę portiera i ochroniarza. Pracował na 12-godzinnych zmianach, często więcej niż pełen etat, za minimalne stawki. "Taki tryb życia daje w kość" - mówi Jerzy.
W połowie czerwca, po czterech latach pracy, Jerzy dowiedział się, że nie jest już potrzebny. "Jurek, ty już tu nie pracujesz. Tak mi przekazał kierownik. Jutro masz nie przychodzić" - usłyszał od kolegi. Próby skontaktowania się z przełożonymi były bezskuteczne. "Po kilku dniach pomyślałem, że nie będę się upokarzał i więcej już nie dzwoniłem" - wspomina.
Mężczyzna ma żal do firmy Stena, która wynajmowała go do pracy. Uważa, że powinna przynajmniej skontaktować się z jego pracodawcą i wyjaśnić przyczyny zwolnienia. "Dowiedzieć się, dlaczego z dnia na dzień wyrzucili osobę, która przez tyle lat dobrze u nich pracowała" - mówi. Jednak ani agencja Luna, ani Stena Recycling nie chcą komentować sprawy.
Od zwolnienia minęły już dwa miesiące, a telefon Jerzego milczy. "Wszystko można zrobić, ale można chociaż przyjść do starszego gościa i mu normalnie wyjaśnić sprawę" - podkreśla. "Czuję się, jakbym umarł. Bo dla nich chyba umarłem i od nieboszczyka nie chcą brać nawet odzieży".
Źródło: onet.pl