Mieszkanka: w łagrze było lepiej niż na Modlińskiej 101!
19 lipca 2013
- Ratujcie nas! Pomóżcie nam, bo jesteśmy lekceważeni przez wszystkich urzędników, a nam się cały dom na głowę wali. Tu wszystko się sypie, ściany pękają, sufit spada na głowę, tu żyć się nie da! Mamy warunki gorsze niż zwierzęta. Proszę przyjechać do nas, na Modlińską 101 i zobaczyć nasz budynek, bo tego opisać się nie da - tak alarmowała naszą redakcję pani Hanna Kacperska.
I rzeczywiście trudno opisać to co zastałem na miejscu. Budynek jest w strasznym stanie technicznym. Znajduje się kilka metrów od ruchliwej ulicy Modlińskiej, stąd też mieszkańcom towarzyszy cały czas nieustanny huk przejeżdżających pojazdów. Nawet noc nie przynosi wytchnienia, bo ruch jest niewiele mniejszy niż w dzień. Przejeżdżające ciężarówki i samochody osobowe powodują drgania budynku, co skutkuje powiększającymi się pęknięciami ścian. Sufity pomieszczeń posiadają pęknięcia i dziury głębokie na kilka centymetrów. Zdarzało się, że mieszkańcom kawałki sufitu spadały w czasie snu na twarz. Od wibracji wypadają szyby, których nawet nie ma jak wstawić, bo ramy okien są tak spróchniałe, że nie ma gdzie wbić gwoździa. Nigdy też nie widziałem takich nieszczelności stolarki okiennej, gdzie między futrynę a ramę okna można wsunąć palce ręki dorosłego człowieka. Zimą przez te szpary wieje wiatr, więc mieszkańcy uszczelniają okna, czym kto może.
Tu kiedyś dojdzie do pożaru
W budynku widać liczne ślady okopceń ścian i sufitów, bo wypadają z kominów rury pieców węglowych i dochodzi do ciągłych zwarć elektryczności. - Przecież tu zimą o mały włos nie spaliłaby się trójka małych dzieci - szlocha pani Hanna. - A syn sąsiadki spod "jedynki" uratował mieszkanie przed spaleniem, tylko dlatego, że nie poszedł do szkoły, bo był chory.
Elektrycy, którzy przyszli 8 miesięcy temu wymieniać instalację, położyli nowe kable natynkowo, bo próba wykucia w ścianie kanału pod kable kończyła się odpadaniem tynku i kruszeniem cegieł, z których zbudowana jest ściana.
Budynek nie posiada ani wody, ani kanalizacji - aby zaopatrzyć się w wodę trzeba wyjść na zewnątrz budynku i napompować wody pompą typu abisynka, która zimą zamarzała. Woda z niej zawiera piach i nadaje się do spożycia tylko po wcześniejszym przegotowaniu.
Podobnie rzecz się ma z ubikacją - każdorazowo, czy upał, czy mróz, za potrzebą mieszkańcy biegną do ustępu w głębi podwórka i koniecznie z własnym kluczem. Gdyby nie był on zamykany, to wciąż oblegany byłby przez okolicznych pijaczków.
- Na całe szczęście jest teraz trochę spokojniej, bo już nas tak nie zaczepiają - mówi pani Hanna Kacperska. - Ale tu przez 6 lat handlowano na dole w sklepie wódką. Wtedy strach było wychodzić po wodę, czy do ubikacji. Przecież tu w podwórku był i wybuch, i zabójstwo.
W łagrze nie miałam tak jak tu...
Mieszkańcy skarżą się, że żyją gorzej niż zwierzęta, że ich mieszkania przypominają nory i pokazują warunki, za które płacą przecież czynsz. - Światło pali się cały dzień, bo inaczej jest ciemno - mówi pani Małgorzata Ścichocka. - Wszędzie jest wilgoć i grzyb. Syn bez przerwy choruje. Meble mi wpadają w podłogę, bo jest tam dziura, dlatego położona jest blacha. Nie mamy wody. Jest ciągle zimno - ja w zimę zużyłam 4 tony węgla, aby ogrzać mieszkanie. Miałam dostać lokal komunalny i byłam na pierwszym miejscu, ale po ośmiu latach oczekiwania skreślono mnie z listy, bo mam tu najem na mieszkanie - żali się pani Małgorzata.
- Ja spędziłam 4 lata w łagrach - mówi blisko dziewięćdziesięcioletnia pani Janina Malesa - Miałam 14 lat i 6 miesięcy jak mnie zabrali, ale tak nie miałam jak tu. Było głodno, ale było ciepło i woda była. A tu nawet ubikacji nie ma. Nic! To jest Polska? To jest XXI wiek? - mówi rozżalona pani Janina.
- I to się ciągnie od lat - podkreśla pani Kacperska. - Przecież ten budynek miał być wyburzony. Była decyzja Powiatowego Inspektoratu Budowlanego, że do miesiąca czasu mamy być wykwaterowani. Ale ZGN na Marywilskiej odwołał się, bo podobno budynek nadaje się do remontu. A my już w 2006 roku dostaliśmy pismo, że budynek jest wyeksploatowany. Burmistrzowie się zmieniają, a tu się nic nie zmienia! Tylko nas pan naczelnik Bożek, który rozdziela mieszkania w ZGN-ie straszy więzieniem, bo nie wolno na niego nic powiedzieć. A my tylko chcemy mieszkać jak ludzie, w cywilizowanych warunkach - zaznacza pani Hanna.
Sytuacja zero-jedynkowa
Wiceburmistrz Piotr Smoczyński podkreśla, że sprawa tego budynku jest mu znana, tak jak i jego stan techniczny. - Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego uznał, że budynek jest do wyburzenia i wydał nakaz eksmisji. Wówczas Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego, po przeanalizowaniu sprawy, uznał że budynku nie trzeba wyburzać i cofnął decyzję o eksmisji. Sprawa wróciła więc do poprzedniej instancji i czekamy teraz na jej rozstrzygnięcie. Kiedy ono będzie? Sam chciałbym wiedzieć. Ja rozumiem tych ludzi. Są rozżaleni, bo myśleli, że dostaną mieszkania, a tymczasem muszą pozostać w starym budynku. Ale ja muszę działać w granicach prawa. To jest sytuacja "zero-jedynkowa" - albo jest eksmisja i daję mieszkania, albo nie ma decyzji i nie daję. Tu powinien wypowiedzieć się ZGN - mówi wiceburmistrz.
Dyrektor ZGN Bogdan Zagórski prostuje nieścisłości. - Pierwsza decyzja dotyczyła eksmisji lokatorów i natychmiastowego zamknięcia budynku, a nie wyburzenia. Po naszym odwołaniu Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego, skierował sprawę do PINB do ponownego rozpatrzenia i w tej chwili czekamy na rozstrzygnięcie. Odwołaliśmy się dlatego, że warunki jakie są w budynku nie odpowiadają interesowi ZGN i interesom miasta. Tam jest prywatny właściciel, natomiast wszelkie obowiązki zostały zrzucone na miasto. To właściciel jest pierwszym podmiotem, który odpowiada za budynek. My jesteśmy tam tylko zarządcą. Nie mamy uprawnień do inwestowania w prywatną nieruchomość, bo to jest sprzeczne z ustawą o finansach publicznych. A prywatny właściciel nie chce tego budynku przejąć i unika wszelkich spraw związanych z remontem kapitalnym. My możemy wykonywać tam tylko jakieś bieżące naprawy - mówi dyrektor Zagórski.
ZGN czeka na rozstrzygnięcia PINBU i dopiero wtedy będzie podejmował decyzje.
Wkrótce decyzja administracyjna
PINB podkreśla, że czekał na ekspertyzę stanu technicznego budynku sporządzoną przez ZGN. Ze złożonej przez zarządcę budynku ekspertyzy wynika, że "Nie występują przesłanki do uznania przedmiotowego budynku za zagrażający życiu ludzi w sensie obowiązujących przepisów". Dyrektor PINB Andrzej Kłosowski zgadza się, że budynek jest w bardzo złym stanie technicznym. - Będzie wydana decyzja na roboty budowlane, bo tam nie ma zagrożenia, tylko trzeba zrobić remont kapitalny - wyjaśnia. - A kiedy by to miało nastąpić? To pytanie do właściciela i inwestora. My decyzją administracyjną nałożymy obowiązek wykonania remontu, bo budynek niszczeje. Jeśli właściciel dalej się będzie wzbraniał przed remontem, to decyzja po uprawomocnieniu pójdzie do egzekucji. Oznacza to całe postępowanie administracyjne - środki przymusu, grzywny, aż do wykonania zastępczego, czyli wykonania remontu na koszt zobowiązanego - wyjaśnia dyr. Andrzej Kłosowski.
Jak zapewnia dyrektor PINB, decyzja administracyjna w sprawie Modlińskiej 101 zostanie wydana w przeciągu kilku dni.
Co się stanie z lokatorami na czas remontu? Czy otrzymają lokale zastępcze? - Z tego co mi wiadomo, to tam nikt nie ma prawa mieszkać - mówi dyr. Kłosowski. - Tam są wypowiedziane wszystkie umowy najmu, więc mieszkańców nie powinno już w tym miejscu być.
Mieszkańcy jednak wciąż pozostają w swych lokalach i są pozostawieni sami sobie. Gdyby któremuś z decydentów przyszło pomieszkać tylko tydzień w tych warunkach, to pewnie temat byłby już dawno załatwiony.
Sławomir Bączyński