Michael Jackson, Madonna i bogowie metalu - koncerty na lotnisku to już historia?
22 lutego 2017
Jedni narzekali na hałas, inni chwalili sobie niesamowity klimat bemowskich koncertów. Teraz to już historia.
Brak odpowiednich miejsc, w których mogłyby odbywać się festiwale muzyczne ściągające dziesiątki tysięcy zainteresowanych, to problem znany w Warszawie "od zawsze". W ostatnich latach największe imprezy odbywają się na Stadionie Narodowym, gdzie - jak wieść gminna niesie - akustyka jest dość kiepska. W dwóch poprzednich dekadach najważniejszą stołeczną areną było bemowskie lotnisko.
Miał być "Disneyland" Michaela Jacksona, jest lotnisko
Dyskusje m.in. o ataku nuklearnym storpedowały 19 lat temu budowę w miejscu lotniska parku rozrywki.
Król w Polsce
Wszystko zaczęło się 20 września 1996 roku, gdy Michael Jackson (1958-2009) odwiedził Bemowo podczas "HIStory World Tour" - trasy promującej składankę największych przebojów. Dziś wizyta gwiazdy światowego formatu w Warszawie nie jest już czymś nadzwyczajnym, ale wspominając to wydarzenie weźmy pod uwagę dwa fakty. Po pierwsze, było to 21 lat temu, w stolicy kraju, który w opinii przeciętnego Europejczyka był jakąś rosyjskojęzyczną enklawą, leżącą za górami i rzekami, w której kolekcjonowano portrety Lenina i polowano na niedźwiedzie polarne. Po drugie, to był Michael Jackson. Król, którego przyjęto z najwyższymi honorami.
- W bezpośrednim kontakcie robił wrażenie skromnego, nieśmiałego, trochę zagubionego dużego dziecka wrzuconego w machinę szołbiznesu - wspominał po latach Marcin Święcicki, w latach 90. będący prezydentem Warszawy. Pierwsza wizyta Jacksona zaowocowała pomysłem budowy na Bemowie parku rozrywki, porównywalnego z Disneylandem. Ostatecznie z planu nic nie wyszło, a pierwszy w Polsce koncert Króla Popu okazał się być zarazem ostatnim.
"Fly Away" z lotniska
Na kolejne wielkie wydarzenie "na płycie" trzeba było czekać całych osiem lat. W czerwcu 2004 roku na Bemowie zagrał Lenny Kravitz. Słynny rockman odwiedził Polskę podczas trasy promującej kiepsko ocenianą płytę "Baptism".
Co zabawne, refren najbardziej znanego utworu Kravitza głosi "I want to get away, I wanna fly away" - "Chcę się stąd wydostać, chcę odlecieć". Idealny materiał na hymn aeroklubu, korzystającego z lotniska na Bemowie.
Madonna nie ma łatwo
Lenny Kravitz odleciał, a przyleciała Madonna. Koncert zaplanowano na 15 sierpnia, święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Organizacje katolickie zaprotestowały, bo Madonna miała już na koncie wiele wypowiedzi krytykujących Kościół i wybór daty koncertu uznano za prowokację. Publiczny różaniec i petycja nie pomogły.
Królowa Pop przyjechała na Bemowo luksusową białą limuzyną i wystąpiła przed 80 tys. widzów na gigantycznej scenie, szerokiej na 80 metrów. Część utworów zaśpiewała siedząc na tronie. Były życzenia urodzinowe dla kończącej 51 lat artystki i hołd dla zmarłego w czerwcu 2009 roku Jacksona. Nie było bisów, o czym nie omieszkały wspomnieć prawicowe media.
Kraina wiecznego metalu
W latach 2010-2013 na Bemowie królowała muzyka dla miłośników czerni, ciężkich butów i wielkich perkusji, choć od czasu do czasu na scenie meldowali się panowie w podartych jeansach, brzdąkający na gitarach. Podczas trzech edycji Sonisphere i dwóch edycji Impact Festiwalu na naszym lotnisku zagrała imponująca liczba zespołów rockowych i metalowych, w tym Behemoth, Iron Maiden, Motörhead, Mastodon, Volbeat, Devin Townsend Project, Machine Head, Gojira, Kasabian, Red Hot Chili Peppers, 30 Seconds to Mars, Korn i Rammstein.
Do historycznego wydarzenia doszło 16 czerwca 2010 roku. Podczas festiwalu Sonisphere po raz pierwszy udało się zgromadzić na jednej scenie zespoły Wielkiej Czwórki thrash metalu. Fani marzyli o takim wydarzeniu od lat 80., od czasów takich przebojów, jak "Master of Puppets" czy "Raining Blood". Udało się dopiero w Warszawie. Slayer, Metallica, Megadeth i Anthrax - wszyscy zagrali na Bemowie jednego dnia.
Festiwale uciekły z Warszawy
Ostatnia "lotniskowa" impreza odbyła się 4-5 czerwca 2013 roku. Pierwszego dnia lało jak z cebra, a na scenie brylowali przebrany za "złego papieża" Papa Emeritus (Ghost) i ubrany w ogromne różowe futro Till Lindemann (Rammstein). Gitary Adama "Nergala" Darskiego (Behemoth) i Kerry'ego Kinga (Slayer) było słychać podobno aż na Jelonkach.
I na tym się skończyło. Od czterech lat Warszawa już nie gości wielkich festiwali. Sonisphere wyniósł się z Polski, zaś Impact uciekł najpierw do Łodzi, a w tym roku do Krakowa. Wygląda na to, że muzyka już nie wróci na bemowskie lotnisko.
Dominik Gadomski
historyk, redaktor portalu tustolica.pl