Metro na Tarchominie, czyli krótkie życie obietnicy wyborczej
11 maja 2015
Dziś od rana padają kolejne wyborcze obietnice. To dobry dzień na wspomnienia. W 2006 roku prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz obiecała metro do Winnicy. Powstało nie metro, lecz tramwaj, i nie do Winnicy, ale na Tarchomin.
Dziewięć lat temu mapa komunikacyjna północnej Warszawy wyglądała zupełnie inaczej. Linia metra M1 kończyła się na pl. Wilsona, nie było mostu Skłodowskiej-Curie a mieszkańcy Tarchomina i Nowodworów stali w korkach na moście Grota-Roweckiego, próbując dostać się autobusem na Żoliborz. Nic dziwnego, że w kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi w 2006 roku kandydaci chętnie obiecywali metro na zachodnią Białołękę. Hanna Gronkiewicz-Waltz zaprezentowała wówczas mapę sieci metra i SKM, na której linia M1 nie kończyła się na Młocinach. Zgodnie z obietnicą wyborczą pociągi jechały dalej na północny wschód (stacja Pułkowa), a następnie przekraczały Wisłę tunelem lub mostem i docierały na Tarchomin, Nowodwory i Winnicę. Białołęka miała dostać cztery stacje. Niestety w roku 2008 oddano do użytku stację Młociny i linię M1 uznano za ukończoną.
Co by było, gdyby...? Między rokiem 2008 a 2015 było wystarczająco dużo czasu, by ukończyć budowę mostu kolejowego (albo kolejowo-drogowego) i pięciu stacji. Prawie na pewno budowa linii wolsko-praskiej nadal by trwała. Z pewnością nie byłoby linii tramwajowej na Tarchomin. A co by było?
Bezpośrednie połączenie Tarchomina, Nowodworów i Winnicy z centrum Warszawy wywołałoby boom inwestycyjny, po którym wszystkie dziś puste działki byłyby już zabudowane nowymi osiedlami. Nie istniałyby linie autobusowe E-8, 511 i 101 a SKM-ki z Legionowa, Choszczówki i Płud jeździłyby prawie puste. Nie byłoby konfliktu o drugą jezdnię Światowida, bo nie byłoby planów na nią. Wielki parking P+R stałby nie na Młocinach, które byłyby lokalnym węzłem przesiadkowym, ale przy Modlińskiej, w Winnicy. Trwałaby tam wojna mieszkańców z kierowcami z Legionowa, którzy nie mieściliby się na tysiącu miejsc postojowych i zastawiali samochodami każdy wolny skrawek terenu. W Winnicy kończyłyby kursy autokary międzynarodowe a okoliczni mieszkańcy opisywaliby swoje przygody z urzędującymi na dworcu winnickim żebrakami. Krótko mówiąc: problemy dzisiejszych Bielan przeniosłyby się na Białołękę, ale dojazd do centrum nawet z odległej Winnicy zajmowałby pół godziny.
Tego wszystkiego nie będzie. Tarchomin, Nowodwory i Winnica nie będą mieć linii metra już nigdy. Nie ma tu i nie będzie gęstości zaludnienia ani ruchu pasażerów z innych dzielnic, uzasadniających budowę pod linią tramwajową podziemnej kolei. A zachodnia Białołęka i tak jest w lepszej sytuacji od wschodniej, która w najbliższej przyszłości nie będzie mieć ani metra, ani tramwaju.
Dominik Gadomski