Leki, ocet i... łzy. Prawie 200 lat historii Polfy
10 kwietnia 2017
"Ludwik Spiess i Syn" i "Polfa Tarchomin" - bez tych zakładów historia polskiego przemysłu wyglądałaby zupełnie inaczej.
Ludwik Julian Spiess miał 73 lata, kiedy cały dorobek jego życia legł w gruzach. Jeszcze w roku 1939 był właścicielem największej polskiej firmy farmaceutycznej. Udało mu się przetrwać II wojnę światową, podczas której produkcja leków w Tarchominie - choć w ograniczonym stopniu - trwała nadal, zaś sam Spiess wiele ryzykował, zatrudniając na podstawie "lewych" papierów osoby poszukiwane przez Gestapo. Teraz był jednak rok 1945. Fabryka leżała w gruzach, a niedawny potentat zamiast orderu otrzymał od nowych, komunistycznych władz informację o odebraniu mu majątku. Zrozpaczony Spiess wyjechał na zawsze: najpierw do Gdyni, potem do Krakowa. Przeżył Stalina i Bieruta, ale fabryki już nie odzyskał. Mógł tylko wspominać i opowiadać.
Na początku był ocet
Był rok 1826. Coraz mniej ludzi pamiętało o ostatnim "rozbiorze Polski", powstaniu kościuszkowskim czy nawet niedawnych wojnach napoleońskich. Dla Królestwa Polskiego, rządzonego przez cara Aleksandra I, przyszedł czas budowania przemysłu. Górnictwo, metalurgia i włókiennictwo kwitły. Kwitła także produkcja chemiczna, o czym doskonale wiedział Ludwik Hirschmann, poszukujący dobrego miejsca do budowy inwestycji życia: fabryki octu.
Znalazł je w Tarchominie. Po dobiciu targu z właścicielem tych ziem, ministrem Tadeuszem Mostowskim, potrzebował na budowę zakładu zaledwie trzech miesięcy. Zaraz potem pojawiła się oferta dzierżawy, na którą Hirschmann się zgodził i fabrykę przejął bogaty aptekarz Heinrich Spiess. Produkcja octu przyniosła rodzinie spory majątek, który jeszcze powiększył utalentowany syn Heinricha - Ludwik.
Gdy ojciec zmarł, 40-letni Ludwik Spiess wykupił fabrykę w Tarchominie i przeniósł tam swój własny biznes - produkcję nawozów sztucznych. Z czasem zaczęto wytwarzać także farby i leki oraz destylować rtęć i spirytus. Wkrótce tarchomińska fabryka stała się gigantem, zdobywającym certyfikaty jakości w całej Europie. W wieku 66 lat Ludwik przeszedł na emeryturę, zostawiając prowadzenie biznesu synowi Stefanowi, który z kolei przekazał majątek znanemu nam już Ludwikowi Julianowi Spiessowi.
Na początku XX wieku Spiess sprzedał część fabryki produkującej nawozy i skupił się na lekach. Nowoczesne laboratoria, odkrycia i patenty były finansowane z przynoszącej nadal duże dochody produkcji octu. Tuż przed wybuchem II wojny światowej zakład zatrudniał ok. 300 pracowników, chemików, lekarzy i farmaceutów oraz wydawał własne czasopisma medyczne. Gdyby nie wojna, marka "Spiess" byłaby dziś pewnie rozpoznawalna na całym świecie.
Udało się przetrwać
Zniszczona podczas nadejścia Armii Czerwonej fabryka i pozbawiony majątku Spiess na "emigracji" w Gdyni - koniec wojny przyniósł Tarchominowi nową rzeczywistość. W odbudowie przemysłu pomogła UNRRA - stworzona przez światowe mocarstwa organizacja międzynarodowa, mająca pomóc zniszczonym krajom. Wyposażenie fabryki przyjechało w skrzyniach z darami. W ciągu kilku lat udało się rozpocząć produkcję penicyliny, a następnie insuliny. Zakład na Tarchominie - przyłączonym w latach 50. do Warszawy - znowu się rozwijał, tym razem stawiając na antybiotyki.
W odróżnieniu od wielu warszawskich fabryk, Polfa wytrzymała zderzenie z kapitalizmem i przetrwała upadek komunizmu. Oferta leków była tak dobra i szeroka, że zakład utrzymał się na rynku i wciąż pozostaje w czołówce polskich firm farmaceutycznych.
Dominik Gadomski
historyk, redaktor portalu tustolica.pl