Ktoś truje koty?
20 marca 2009
Miesiąc temu pisaliśmy, że bielański urząd stara się wspierać kocich karmicieli. Opiekunowie kotów potwierdzają, że dzielnica przekazuje karmę dla zwierząt, podkreślają jednak, że nie zaspokaja to potrzeb w stu procentach.
Nasza rozmówczyni wylicza wszystkie kosz-ty, jakie ponosi na opiekę nad kotami: karma, odżywki, szczepionki, wreszcie zabiegi steryliza-cyjne. Wszystko to z własnych środków, bo Bie-lany nie mają na to pieniędzy. - Istnieją fun-dacje i stowarzyszenia, które wykonują sterylizację za darmo, ale do nich podrzu-cane są koty z całej Warszawy - mówi nasza czytelniczka.
Inną sprawą jest fakt, że nie wszyscy patrzą przychylnym okiem na opiekę nad bezdomnymi zwierzętami. - W domach, gdzie koty są zadbane, znikają szczury i myszy - twierdzi czytelniczka. - Dlaczego więc ludzie patrzą na mnie jak na wariat-kę, kiedy dokarmiam czworonogi?
Krzywe spojrzenia to najmniejsze zło. Gorzej, gdy ktoś usiłuje kotom zrobić krzywdę. - Dozorca w naszym budynku rozsypuje jakąś żrącą substancję przy okienkach piwnicznych - rzuca oskarżenie mieszkanka bloku przy Dąbrowskiej 5. - Dokarmiam koty od kilku lat, dla mnie to nie do pomyślenia, że ktoś tak się z nimi obchodzi... - dodaje.
Zadzwoniliśmy do administratora budynku przy Dąbrowskiej (blok należy do Warszawskiej Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego). - Rzeczywiście, docierały do mnie sygnały o tym, że ktoś usiłuje krzywdzić koty przy tym budynku - mówi Łukasz Dzido, administrator. - Nie znalazły jednak potwierdzenia oskarżenia dozor-cy o taką działalność. Gdyby znalazły się na to dowody, na pewno poczyniłbym kroki dyscyplinarne wobec winnego.
Mieszkańcy bloku przy Dąbrowskiej - czuj duch! Jeśli przyłapiecie winowajcę - którym wcale nie musi być dozorca - na gorącym uczynku, będzie ukarany.
(wt)