Kłopoty z Ewą
6 marca 2004
Stopniowo mija moda na utożsamianie święta kobiet z komunistycznym "prazdnikiem", coraz częściej miękną nawet wojujące feministki, które jeszcze kilka lat temu odprawiłyby delikwenta z różyczką za drzwi.
Kilka lat temu "trendy" było całkowite ignorowanie Święta Kobiet. Nie lada kłopot mieli panowie na państwowych posadach. Z jednej strony chciałoby się uhonorować panią Kasię z działu kadr symbolicznym kwiatkiem, z drugiej można było zostać posądzonym albo o seksizm, albo o sentyment za komunistyczną rzeczywistością. Obyczaje jednak szybko się zmieniają, a wiosenny kwiatek dla damy, w samej swojej istocie nie niesie raczej nic złego, toteż w ciągu ostatnich lat 8 marca zaczyna wracać do łask.
Jak to się zaczęło?
Wbrew utartemu poglądowi, że Dzień Kobiet jest stalinowskim wymysłem, korzenie marcowych obchodów sięgają znacznie głębiej. Oficjalnie, panie obchodzą swoje święto od 1975 roku, kiedy to Zgromadzenie Ogólne zdecydowało rok uznać za rok kobiet, zaś dekadę 1975-1985 za dekadę kobiet. Powodów ku temu było wiele, bo choć zmiany w życie społeczno-obyczajowe wkradały się powoli, to rzeczywiście lata 70. wieńczyły w sposób bardzo widoczny drogę, jaką przeszły kobiety w XX wieku do wymarzonego równouprawnienia.Jednak sama marcowa tradycja święta kobiet sięga znacznie dalej. Mało kto pamięta dziś, że w starożytnym Rzymie istniało święto Matronaliów, obchodzone w pierwszym tygodniu marca. Matronalia były hołdem oddawanym bogom na cześć płodności, urodzaju, a zatem wszystkiego tego, co w kulturze śródziemnomorskiej (nie tylko zresztą) zwykła symbolizować kobiecość.
A dalej kłopoty
Po upadku starożytnych mocarstw marcowe święto całkowicie zniknęło z kalendarzy. Trudno się zresztą dziwić, bo kolejne epoki, które nastały po rzymskiej kulturze, zdecydowanie mniej chętnie oddawały cześć temu, co cielesne i grzeszne.Wraz bowiem z nastaniem średniowiecza zaczyna się dla kobiet czas trudny. Warto zwrócić uwagę, choć z pewnością jest to duże uogólnienie, że dla płci pięknej niejednokrotnie na przestrzeni wieków problemem zaczynało być nie to, czy ktoś uczci wiosną jej kobiecość, ale czy przypadkiem nikt nie zechce spalić jej na stosie za konszachty z szatanem. Stosy płonęły przecież w całej Europie i nie stawali na nich przestępcy, złodzieje i oszuści, ale niemal wyłącznie kobiety. Inna rzecz, że na ogół miały tyle wspólnego z diabelskimi sztuczkami, co inkwizytorzy odbierający im godność i życie.
Ale nawet pomijając ten niechlubny rozdział historii, kobiety do drugiej połowy XX wieku, nawet w najbardziej demokratycznych społeczeństwach nie były grupą w żaden sposób uprzywilejowaną. Lata 70-te przywracają im jeden symbolicznie świąteczny dzień w roku - a to z pewnością im się należało.
Kontrowersje
Problem polega na tym, że święto choć z pozoru niewinne, posłużyło za pretekst do dorabiania tysiąca ideologii. Groteskowy pomysł "uścisku dłoni prezesa, rajstop i mydła" z dodatkowym goździkiem, jaki utrwalił nam wizerunek święta kobiet w polskim socjalizmie, z pewnością nie przyczynił się do jego popularności w latach tuż po odzyskaniu demokratycznych swobód. Dyskusje trwają, choć już znacznie cichsze po dziś dzień.Pomysł Dnia Kobiet wykorzystały też radykalne grupy feministyczne, które co roku pojawiają się 8 marca na głównych placach większych miast postulując prawo do aborcji, wyrównania płac etc. Te, najbardziej ortodoksyjne, choć okazję do manifestacji skrzętnie wykorzystują, w rozmowie odżegnują się od obchodzenia święta kobiet. Tłumaczą to na ogół faktem, że organizowanie dnia kobiet z definicji traktuje je jako grupę gorszą, słabszą, potrzebującą wsparcia.
Trudno oprzeć się w tym całym zamieszaniu wrażeniu, że zgubiła nam się w międzyczasie idea święta. Nie chodzi przecież ani o wielkie idee, ani o równouprawnienie - do tego znacznie lepiej wykorzystywać inne okazje. A czy w głębi serca każda kobieta nie czeka 8 marca na ów symboliczny kwiatek, czy choćby tylko życzenia? Wydaje się, że mało która wygoniłaby pamiętającego pana za drzwi. Przecież przyjaznych gestów, ciepłych słów i okazji do choćby tylko małego święta, nigdy nie jest za dużo.
MŁ