Kalendarz zamiast lekcji pływania
8 października 2010
O tym, że drugoklasiści z białołęckich podstawówek do końca roku nie mają co liczyć na lekcje pływania, część rodziców dowiedziała się na wywiadówkach, część z forum internetowego, inni z oświadczenia opublikowanego na stronie internetowej urzędu dzielnicy.
Autor jest radnym dzielnicy Białołęka (Gospodarność), prezesem Fundacji AVE. |
Ustalmy fakty. Istotnie, obecnie drugokla-siści z naszej dzielnicy nie uczą się pływać. Wy-nika to w pewnym sensie z zapisów nowej pod-stawy programowej, która zniosła obowiązek organizowania przez szkoły zajęć na basenie. Rezygnacja z powszechnej edukacji pływackiej nie jest więc łamaniem prawa przez szkoły i sa-morząd.
Podstawa podstawą, ale większość szkół w innych dzielnicach Warszawy znaj-duje w dobie kryzysu pieniądze na naukę pływania. Na przykład na Bielanach ów "kryzys" dotknął zaledwie jedną szkołę, pozostałe prowadzą lekcje na basenie bez zmian.
Koszty społeczne spowodowane brakiem nauki pływania mogą być niewspół-miernie wysokie. Zarząd dzielnicy zdaje się to rozumieć, skoro deklaruje, że spró-buje przywrócić baseny w drugim półroczu. Dlaczego więc nie zagwarantował pie-niędzy w bieżącym semestrze?
Koszt rocznych lekcji basenowych dla wszystkich drugoklasistów z Białołęki to wydatek na poziomie 130 tys. zł. W skali wydatków miasta to suma znikoma. W minionej kadencji wydano kilkanaście razy więcej chociażby na projekty czy mapy dla inwestycji, których nie zrealizowano lub które przesunięto w planach na przyszłość. Tyle samo kosztuje wydawanie propagandowej urzędowej gazetki "Czas Białołęki".
Brak prozaicznych 130 tysięcy oznacza, że Warszawę dosięga potężny kryzys finansowy. W projekcie budżetu na rok 2011 cięcia w różnych dziedzinach sięgają nawet 40%! To powoduje konieczność dokonywania drastycznych oszczędności i trzykrotnego oglądania każdej złotówki przed wydaniem. Tymczasem zarząd dzielnicy przy akceptacji radnych PO lekką ręką wydaje kolejne tysiące złotych na autopromocję.
Oto zaoszczędzone w sporcie ponad 20 tys. zł przeznacza się na... druk kalen-darzy promocyjnych i ogłoszenia reklamowe urzędu. To prawie 1/6 potrzebnej kwoty i ponad miesiąc zajęć basenowych dla drugoklasistów. Wolałbym, żeby dziel-nica promowała się informacją właśnie o nauce pływania, projektach edukacyjnych i mądrym gospodarowaniu, aniżeli wątpliwej potrzeby wydawnictwami. Za kolejne 20 tys. zł zakupiono projekty placów zabaw przy szkołach i zaraz potem... zre-zygnowano z ich realizacji. Podobnych przykładów nie brakuje.
Zresztą dotyczą one także całego miasta. Oto na przykład dla Muzeum War-szawskiej Pragi, którym władze Warszawy chwalą się wszem i wobec, nie zagwa-rantowano funduszy na stworzenie ekspozycji, co oznacza, że za niecały rok bę-dziemy mieli wyremontowaną, ale pustą siedzibę.
To kolejny argument za odebraniem partiom samorządu zarówno w dzielni-cach, jak i w skali całej Warszawy. W obecnej sytuacji tego rodzaju zachowania i tak nie zostaną rozliczone. System rozdzielania mandatów powoduje, że partię interesuje globalne poparcie, a nie konkretni ludzie. W przypadku okręgów jedno-mandatowych albo samorządu złożonego z lokalnych ugrupowań - takie działania zostałyby szybko zweryfikowane przez wyborców.
Liczę, że zbliżające się wybory samorządowe pozwolą przynajmniej na częś-ciową zmianę obecnej sytuacji. Jest na to szansa. Wspólnota Samorządowa, która zrzesza wszystkie lokalne komitety z warszawskich dzielnic, w tym białołęcką "Gos-podarność", wystawia listę do rady Warszawy.
Ostatnio spotkałem się z Japończykami. Prowadzony przeze mnie chór będzie śpiewał z reprezentacją największego japońskiego centrum kultury w warszawskiej filharmonii. Kiedy goście zobaczyli filiżanki z nadrukowanym logo publicznej instytucji, w której się spotykaliśmy, wyrazili zdziwienie, czy Warszawa ma aż tak dużo pieniędzy, że może pozwolić sobie na gadżetową ekstrawagancję. I to pytanie bogatych przyjaciół z Kraju Kwitnącej Wiśni dedykuję władzom naszej dzielnicy i całej Warszawy.
Bartłomiej Włodkowski