Internetowa odsiecz uratuje lokalny warzywniak?
23 marca 2017
Warzywniak przy pętli autobusowej na Dąbrówce Wiślanej miał przejść do historii. Chyba jednak na to za wcześnie. Akcja w internecie zmobilizowała mieszkańców. Klientów przybywa.
Łatwo nie będzie. To Mikołaj Tarczyński czuł od początku, czyli od momentu, kiedy dowiedział się, że poprzedni właściciel chce pozbyć się warzywniaka. Jednak zaryzykował i budka trafiła w jego ręce. W listopadzie biznes ruszył. Jednak już na początku marca pan Mikołaj zapowiadał zakończenie działalności. Coś szło nie tak.
- Wiedziałem, że klientów zdobyć tu trudno. Że długo trzeba będzie o nich walczyć i przekonywać - opowiada właściciel. Gdzie widzi powody początkowych niepowodzeń? Jak twierdzi, część mieszkańców mogła nie wiedzieć, że miejsce ma już nowego właściciela, a do poprzedniego byli podobno uprzedzeni. Niektórzy w ogóle nie kojarzyli, że coś takiego w tej okolicy jest. Ale główną przyczynę małej liczby odwiedzających pan Mikołaj dostrzega w istnieniu dużych graczy, z którymi rywalizować wyjątkowo trudno.
- Dyskonty zlokalizowane są na trasie powrotów z pracy mieszkańców tutejszych osiedli. Zakupy w takich miejscach wydają się najprostszym rozwiązaniem - tłumaczy. Jego odpowiedzią było stałe poszerzanie oferty. Warzywa i owoce - wiadoma rzecz. Ale na chętnych czekały też rozmaite przetwory, jajka wiejskie, nabiał, polskie miody, mąka prosto z młyna... Dla poszukujących mniej tradycyjnych doznań też coś się zawsze znalazło. Choćby faszerowane papryczki albo kiszony czosnek. Towar świeży, wysokiej jakości, od sprawdzonych dostawców. Ceny przecież nie odstraszały. Ludzie przychodzili, ale nie aż tylu, żeby biznes się dobrze zakręcił. Tarczyński powoli godził się z faktem, że kończy działalność. Ostatecznie miało to nastąpić w kwietniu.
Sprawy przybrały inny obrót po akcji w białołęckiej grupie facebookowej "Białołęka - platforma sąsiedzka". Do mieszkańców dotarło, że "ich" warzywniak może za chwilę zniknąć. "Kochani... Akcja wsparcia naszego warzywniaka trwa... Niech coś się wreszcie ostanie na dłużej. Jest coraz lepiej i smaczniej z dnia na dzień ku uciesze właściciela oraz klientów... Chociaż jedno jabłko, gruszeczka lub pomidorek..."
Wezwania zaczęły odnosić skutek. Klientów przybywało. Pan Mikołaj powoli wycofywał się z planów zamknięcia biznesu. Ostatecznie podjął decyzję, że zostaje. Będzie przekonywał klientów, że może i nie jest największy na rynku, ale warto do niego wpaść.
- Walczę dalej - deklaruje.
(AS)