"Dzieci natury" w Lasku Bielańskim
27 października 2006
Niedaleko kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP, stojącego przy ul. Dewajtis, jest grób Stanisława Staszica. Ten wybitny uczony oświecenia, odegrał ważną rolę w rozwoju przemysłu, działając także jako geolog i badacz natury. I z pewnego badania będzie tu relacja.
Tuż "przed jedenastą rano, o której sesje zwykłe po biurach zaczynały się" pojazd ponownie minął ganek pana Kajetana, ale już bez dziecięcego balastu. Przy najbliższym spotkaniu zaciekawiony pisarz nie omieszkał zapytać wielebnego księdza, dokąd i w jakim celu tę przejażdżkę przedsięwziął.
"- Dojrzałeś mnie, choć się ukrywałem, więc Ci powiem. Wiesz, że piszę poemat pod tytułem Ród ludzki". I Staszic streścił myśli, które zamierza w nim przekazać: jak to mądra natura doprowadziła pierwotnego, dzikiego człowieka, kryjącego się po kniejach, do zaspokojenia swych potrzeb, i dokonania szeregu wynalazków pozwalających zachować życie i okryć ciało, najpierw skórami, potem wytworami sztuki tkackiej, jak zrozumiał, że może hodować zwierzęta i osiąść w jednym miejscu, zamiast podążać za dzikimi stadami, i w ten sposób zaczęła się własność, która stała się podwaliną cywilizacji. "Chciałem więc to naocznie widzieć i teorie doświadczeniem sprawdzić. Wziąłem kilkunastu chłopców, przegłodziłem ich przez parę dni w zamknięciu, wywiozłem głodnych do bielańskiego lasu i powie-działem im: Głodni jesteście, tu nam jeść nikt nie da, bo tu las (...) natura tu rozsiała żywność, jest żołądź, są ptaki, są zające... Szukajcie, gońcie, chwytajcie. (...) Cóż na to powiesz? - ciągnął pan Staszic - Chłopcy, zamiast się wdzierać na drzewa, szukać zwierza, skupiły się, pokładły się, zaczęły przeraźliwie płakać i wołać jeść. Gdy moje łajania i namowy nic nie pomogły, musiałem ich zaprowadzić pod bliską oberżę i nakarmić".
Nie był to jednak koniec niespodzianek. Dzieciaki bowiem, ledwie się do syta najadły, rozbiegły się po lesie i wtedy dopiero dały popis w zręcznym wdrapywaniu się na drzewa, penetrowaniu gniazd, gonitwach za zwierzętami, hałasując przy tym pod niebiosa. Tak się hultaje rozbrykały, że nie mógł zgromadzić ich Staszic, i za-ledwie kilkoro z daleka podążało za jego kolaską, towarzysząc w drodze powrotnej.
Zdarzenie skłoniło pana Staszica do skorygowania wcześniejszych wniosków o naturze człowieka, bo jego teoria nie znalazła potwierdzenia w praktyce.
Tłumaczył mu pan Koźmian, iż inaczej być nie mogło, "bo ksiądz radca stanu nie wywiozłeś dzikich chłopców do lasu, lecz chłopców z miasta, z miejsca cywi-lizacji". Może, gdyby przez kilka dni błąkali się po lesie, potrzeba utrzymania życia zmusiłaby ich do zdobycia pożywienia sposobami dzikich, "ale - podkreśla Koźmian - las bielański nie jest puszczą, oberża w nim jest i klasztor, a Warszawę z niej widać i ledwie nie stragany przekupek, u których bułki kupowali lub chwytali".
I wtedy Stanisław Staszic wyrzekł jakże surowe słowa: "W tych dzieciach nie odezwała się natura ludzka dzika, ale natura ich rodu słowiańskiego, leniwa, próż-niacza, żebrząca w głodzie, rozpustna i zuchwała w dostatku i nasyceniu, zdradziła się natura ich ojców, włościan ze wsi, rzemieślników w mieście, tych pierwszych, nie chcących w głodzie zaradzić pracą rąk, (...) tych drugich, ubożejących próż-niactwem i rozpustą."
Drogi księże doktorze, najwybitniejszy umyśle swoich czasów, jeśli patrzysz na nas z nieba, widzisz, że i lasy na Bielanach, i klasztor Kamedułów są tam, gdzie i ty je widziałeś. Eksperyment w Lasku Bielańskim nie udał Ci się, ale spójrz, miejsce to nie tylko w tamtych dzieciakach wyzwalało chęć do szaleńczej, nieskrępowanej zabawy. Także dziś można w lasku napotkać ślady bytności hultajstwa - może to potomkowie owych dzieci?
A co do natury rodu słowiańskiego, leniwej, próżniaczej... gotowa byłam wdać się z Tobą w ostrą polemikę do chwili, gdy znajoma pani, która ma 500 zł renty, zaczęła mnie wypytywać, jak zamienić ją na obiecane przez Leppera 800 zł zasiłku dla bezrobotnych…
Może i nasze przywary, niczym rezerwat, były pod jakąś szczególna ochroną.
Agnieszka Kuncewicz