Duma Bielan. 4 powody, by odwiedzić "kamedułów"
1 lutego 2018
Warszawa zmienia się dziś tak szybko, że warto zaglądać do niektórych miejsc regularnie, by zachować je w pamięci.
W najbliższy weekend zachęcamy do odwiedzenia miejsca, które większość bielańczyków zapewne świetnie zna, ale być może nie bywa tam często - kościoła pokamedulskiego w Lesie Bielańskim. Dlaczego warto? Znaleźliśmy cztery takie powody..
Tańce, hulanki, swawole. Tak się bawiono w Lesie Bielańskim
Jeszcze 2-3 pokolenia temu nikt nie traktował Lasu Bielańskiego jak rezerwatu. Przeciwnie, był to jeden z najważniejszych parków leśnych, w których bawili się warszawiacy.
. i, oczywiście, zachęcamy do podawania kolejnych.
1. Remont
Czy warto zwiedzać zabytki podczas remontów? Zdecydowanie tak - choćby po to, żeby móc ocenić skalę zmian. W ubiegłym roku udało się zdobyć aż 3,5 mln zł unijnego dofinansowania na renowację kościoła. Prace widać nawet z mostu Skłodowskiej-Curie, z którego rozpościera się wspaniały widok na Las Bielański i górujące nad nim wieże, aktualnie przysłonięte rusztowaniami. Żeby zobaczyć więcej, trzeba się już wybrać na miejsce. A warto, bo odświeżoną barokową fasadę można już oglądać w pełnej okazałości.
2. Osioł
Biorąc pod uwagę "kultowy" status Franka można właściwie napisać: Pan Osioł. Jego obecność w przykościelnej zagrodzie to wielka atrakcja, zwłaszcza dla dzieci. Co więcej, osioł nie jest jedynym mieszkańcem. Kto jeszcze urzęduje w bielańskim mini-zoo? Przekonajcie się przy Dewajtis.
3. Tajemnice
Historia dawnego kościoła kamedułów rozpoczęła się już w XVII wieku, więc nic dziwnego, że jest to miejsce pełne tajemnic. Podczas pierwszej wizyty nie jest łatwo odnaleźć grób Stanisława Staszica czy serce Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Kościół ma jednak do ukrycia dużo więcej, o czym konserwatorzy przekonują się podczas każdego kolejnego remontu. W 2016 roku pod tynkiem w podziemiach świątyni odkryto nieznane napisy z XIX wieku. Kościół prawdopodobnie ukrywa także freski Michelangelo Palloniego, nadwornego malarza Jana III Sobieskiego.
4. Ksiądz z serduszkiem
Ksiądz Wojciech Drozdowicz jest bez wątpienia jednym z najbardziej lubianych przez warszawiaków - nie tylko tych wyznania katolickiego. Podczas ostatniego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy po raz kolejny odprawiał mszę z przyklejonym na ornacie serduszkiem. To nie wszystko. Ksiądz Drozdowicz sypiał już w trumnie, tatuował sobie napis "Memento mori" (łac. "Pamiętaj o śmierci"), odwiedzał Przystanek Woodstock, odprawiał msze ku pamięci Jimiego Hendrixa i rąbał siekierą telewizor, chcąc oduczyć dzieci marnowania czasu na ogłupiających programach.
(dg)
.