Dojście do stacji Zacisze-Wilno - ekstremalne przeżycie
4 października 2013
Do redakcji przyszedł list napisany w imieniu mieszkańców Zacisza - w sprawie braku dojścia do stacji Zacisze-Wilno. Czy dzielnica robi cokolwiek, aby ułatwić życie pasażerom korzystającym ze stacji?
Mieszkam na Zaciszu od urodzenia. Od trzech lat pracuję w Tłuszczu (to takie miasteczko 20 km za Wołominem) i prawie codziennie podróżuję pociągiem Kolei Mazowieckich na trasie Ząbki - Tłuszcz. Muszę dojechać do Ząbek autobusem lub samochodem i tam wsiadam do pociągu, bo to najwygodniejszy i najszybszy środek lokomocji na tej trasie.
Bardzo się ucieszyłam, gdy rozpoczęła się budowa stacji kolejowej Zacisze-Wilno. Miałam nadzieję, że będę mogła skrócić swoją codzienną podróż, bo mieszkam od tej stacji około 500 metrów. Niestety, dowiedziałam się, że podobno mieszkańcy Zacisza nie są zainteresowani budową dojścia do stacji. Kto o tym zadecydował? Nie słyszałam o konsultacjach społecznych w tej sprawie. Podobno krytycznie wypowiedziało się kilku właścicieli domów z ulic Tarnogórskiej i Krzesiwa, a także protestują działkowcy, których ogródki sąsiadują z torami.
Piszę, aby dowiedzieć się, czy władze Targówka zamierzają zająć się tą sprawą, czy też korzystając z wymówki domniemanej niezgody mieszkańców zamiatają problem pod dywan?
Działkowcy tuż przy torach
Kilka razy próbowałam dojść do stacji dziką ścieżką wzdłuż torów, zaczynającą się za przepompownią ścieków przy ulicy Tużyckiej, i muszę przyznać, że jest to dla mnie - osoby 50-letniej w niezłej formie fizycznej - przeżycie ekstremalne. Trzeba pokonać dwa błotniste rowy, przedrzeć się przez zaśmiecone chaszcze i wędrować tak blisko torów, że nietrudno o wypadek. Dodatkowa atrakcja czeka na końcu tej ścieżki, tuż przy stromym wejściu na peron.
Pomysłowi działkowcy wgrodzili się tu bowiem solidnym płotem, aby zniechęcić potencjalnych wędrowców do tej najkrótszej drogi. Nie wystarczają im ogródki kończące się kilkadziesiąt metrów od torów. Uprawiają obecnie pas ziemi, który wedle mego rozeznania należy do kolei i stanowi rezerwę nieużytków wzdłuż torów. W ten sposób spacer stał się niemożliwy właśnie na odcinku przylegającym do stacji.
Można próbować też dojść z drugiej strony - od ulicy Bukowieckiej, bo błotnista ścieżka nie jest tu przynajmniej zagrodzona przez działkowców.
Przyzwyczajeni do rowów i płotów
W czasie swoich wędrówek wzdłuż torów spotykam regularnie kilkanaście osób w różnym wieku. W większości są to młodzi ludzie dojeżdżający do pracy na Zaciszu z okolic Wołomina.
Pokonują codziennie wertepy ze stoickim spokojem młodych, sprawnych osób, którym niestraszne rowy i płoty. Niektórzy beztrosko chodzą po torach, co może skończyć się tragicznie. Przyzwyczajeni do paranoi, która rządzi naszym codziennym życiem, niczemu się już nie dziwią. Spotykam też parę w średnim wieku, która dojeżdża z Wilna do swego wnuka w Zielonce. Dzielnie, z uśmiechem, wspinają się po płocie na stromy peron.
Czy tylko ja nie mogę pogodzić się z tym idiotyzmem? Przecież jest mnóstwo miejsca na wytyczenie i utwardzenie bodaj wąskiej ścieżki - dojścia do stacji. Nie trzeba tu wielkich nakładów, aby ułatwić życie wielu mieszkańcom.
Interes grupki mieszkańców
Nie wierzę w powodzenie negocjacji z działkowcami - oni na pewno nie ustąpią ani kawałka ziemi na przyzwoitą drogę do stacji. Wielu z działkowców ma tu całoroczne domy, nie są to na pewno 35-metrowe altanki, ale 100-metrowe murowane budynki, pod którymi codziennie parkują dobre samochody. Nie sądzę, by płacili tu podatki - są przecież ponad prawem i nie są tu zameldowani.
Jako wieloletnia mieszkanka Zacisza płacąca od zawsze coraz wyższe podatki, czuję się obecnie obywatelką drugiej kategorii.
Opisana przeze mnie sytuacja stanowi zresztą świetny przykład szerszej kwestii, kiedy to interesy niewielkiej grupy osób stoją na przeszkodzie ułatwienia życia ogółowi mieszkańców.
Bo przecież już niedługo, gdy ruszy metro od Dworca Wileńskiego, stacja Wilno mogłaby stanowić świetny punkt startu szybkiego dojazdu do centrum Warszawy dla tych mieszkańców Zacisza, którzy nie chcą tam jeździć samochodem. Polecam też lasy zielonkowskie i te za Wołominem, jako doskonały cel wycieczek, także na grzybobranie.
Ponarzekałam sobie, wylałam gorycz z serca i zapewne nic to nie zmieni. A może nie doceniam władz samorządowych Targówka i zaskoczą nas one szybkim i zdecydowanym działaniem w tej sprawie?
Marianna Pszczółkowska
Komentarz urzędu dzielnicy
Rafał Lasota, rzecznik prasowy:
- Kiedy miała powstać stacja, dostawaliśmy mnóstwo pism ze sprzeciwami wobec dojścia do przystanku. Teraz ludzie jednak chcieliby mieć ścieżkę, która prowadziłaby z Zacisza na perony. Dzielnica ma już plany wybudowania ciągu dla pieszych i rowerzystów, z oświetleniem, jednak sprawa pozyskania gruntów pozostaje otwarta. Wystąpiliśmy do zarządu ogródków działkowych z prośbą o udostępnienie terenu i obecnie trwają rozmowy na ten temat. Gdy tylko dojdziemy do porozumienia, dojście na pewno powstanie.
Wiceburmistrz Andrzej Bittel uzupełnia:
- Jesteśmy po wizji lokalnej z przedstawicielami Warszawskiego Zarządu Ogródków Działkowych. Wystąpiliśmy o możliwość wykonania dojścia do stacji, jednak najpierw musimy pozyskać teren. Nie jest to bowiem takie łatwe: działkowcy muszą wystąpić do władz krajowych o zgodę na likwidację ogródków, a my w zamian musimy znaleźć teren zastępczy. Dlatego też najpierw trzeba zapytać Biuro Gospodarki Nieruchomościami, czy miasto w ogóle dysponuje gruntami na taki cel. Jeżeli tak, będziemy mogli podpisać umowę z działkowcami, a później wystąpimy o dofinansowanie na realizację inwestycji. Dla tych terenów jest uchwalony plan zagospodarowania przestrzennego, który mówi jasno, że może tam powstać skwer lub park - więc tylko w ten sposób będzie można wykonać dojście do peronów. Szkoda, że wcześniej mieszkańcy protestowali, inaczej na pewno ten etap mielibyśmy już za sobą...