Dajcie nam kupić nasze mieszkania
24 listopada 2014
Na Skrzyneckiego zawisł mocno rzucający się w oczy, czerwony baner oskarżający władze miasta o "zmowę" z niemiecką firmą Bilfinger. O co chodzi?
O co tak naprawdę chodzi? Mieszkańcy chcą - podobnie jak inni, którzy przed lata dostali mieszkania zakładowe - możliwości wykupu mieszkań za 5 proc. ich wartości.
- Jesteśmy już zmęczeni trwającą od 11 lat sądową przepychanką, dotyczącą najpierw statusu własnościowego budynków, potem praw do zakupu na preferencyjnych warunkach dawnych mieszkań zakładowych. Od czasu, kiedy sprawy trafiły do sądów, zmarło już dziesięciu pierwotnych najemców mieszkań. W tym roku dwie osoby. Czy ktokolwiek z pracowników sprywatyzowanego 20 lat temu Warszawskiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych dożyje rozwiązania sporu? - zastanawia się Antoni Kunikiewicz.
Co zmieniłoby się po wykupie mieszkań przez ich lokatorów? Przede wszystkim miesięczne opłaty, które spadłyby o 200 do 350 zł miesięcznie, zależnie od wielkości mieszkania. Taka jest bowiem różnica pomiędzy dzisiejszym czynszem a średnimi faktycznymi kosztami administrowania i opłat remontowych we wspólnotach mieszkaniowych.
- W styczniu podniesiono nam czynsz o ponad 60 proc. To ogromne kwoty biorąc pod uwagę, że w 36 mieszkaniach są głównie ludzie starsi, którym ledwo wystarcza na życie - mówi Danuta Markiewicz i dodaje, że mieszkańcy nie mogą doprosić się pomocy nigdzie, a już na pewno nie w mieście. Dlaczego? Bo stan prawny nieruchomości nie jest do końca uregulowany. Dwa budynki i jedna z działek jest w wieczystym użytkowaniu, a druga należy wciąż do skarbu państwa. Ponieważ Bilfinger chce mieć całość, a miasto nie planuje oddać działki, trwają sądowe batalie. Choć są już dwa wyroki uznające mieszkańców jako pokrzywdzonych w całym zamieszaniu, szybkiego końca spraw nie widać, bo zarówno miasto, jak i firma złożyły skargę kasacyjną od wyroku. A to z kolei oznacza, że sprawa potrwa jeszcze przez najbliższe lata.
Bilfinger: nie mamy nic do lokatorów
Mateusz Gdowski z Bilfinger podkreśla, że mimo chęci spółka nie może spełnić życzeń mieszkańców. Zapewnia też, że nie prowadzone są żadne działania przeciwko lokatorom. - Naszym zamiarem nie jest skrzywdzenie kogokolwiek. Toczą się dwa postępowania w sprawie dwóch lokali, które są zajmowane bezumownie - podkreśla rzecznik spółki i dodaje, że podwyżka czynszu była konieczna, a mimo że część lokatorów nie płaci, nikt ich z mieszkań nie wyrzucił. Rzecznik spółki tłumaczy też, że Skarb Państwa został wezwany do zakończenia procesu prywatyzacji, bo powinien to zrobić gdy tylko się stanie właścicielem, a takim od kilku lat już jest.
- Sad w wyroku częściowym stwierdził jedynie naruszenie prawa pierwokupu lokatorów. Dodam iż jest kolejny wyrok w tej sprawie z innego powództwa, który oddala powództwo wobec naszej spółki - podkreśla Mateusz Gdowski.
Co na to wszystko miasto?
- Prezydent Warszawy zaproponował mieszkańcom zawarcie trójstronnego porozumienia, w celu wykupu zajmowanych przez nich lokali z zastosowaniem bonifikat. Niezależnie od trwającego procesu sądowego, podjęto kroki w celu ochrony praw lokatorów. Chodzi o to, żeby uniemożliwić spółce jednostronne wypowiedzenie umów najmu oraz nieuzasadnionego podnoszenia stawek czynszu. Prezydent wystąpił do sądu z wnioskiem o zawezwanie spółki do próby ugodowej, w kwestii dopuszczenia Skarbu Państwa do współposiadania tych nieruchomości i tym samym ochrony praw najemców - mówi Konrad Klimczak ze stołecznego ratusza.
To nie uspokaja mieszkańców, bo większości z nich na zakup mieszkań zwyczajnie nie będzie stać. Dla nich jedynym ratunkiem jest prawo pierwokupu mieszkań jako zakładowych. O to trwa walka i żaden z lokatorów przy Skrzyneckiego 33 nie zamierza z niej rezygnować.
AS