Bezpłatna komunikacja - czy to możliwe?
18 listopada 2014
Czy komunikacja publiczna naprawdę może być bezpłatna? To jedno z najczęściej powtarzających się pytań w trwającej właśnie kampanii samorządowej. Dyskusję w tej sprawie warto zacząć od odpowiedzi na pytanie: co to właściwie znaczy bezpłatna?
Dla nikogo nie jest chyba żadną nowością, ani tajemnicą, że dane statystyczne o liczbie ludności w Warszawie są znacząco zaniżone. Jak każda stolica, Warszawa przyciąga nowych mieszkańców, oferując zwłaszcza największy w kraju rynek pracy i mogąc poszczycić się relatywnie niską (choć niestety rosnącą) stopą bezrobocia. Problem polega na tym, że kilkaset tysięcy osób, mieszkając często całymi latami w Warszawie, nie decyduje się tu zameldować, bo choćby ubezpieczenie samochodu z rejestracją rozpoczynającą się nieco inaczej niż np. WT jest znacząco tańsze. Tym, którzy potrafią dobrze liczyć, należy więc przedstawić konkretną ofertę. Taką, która w ostatecznym rozrachunku okaże się korzystna zarówno dla nich, jak i dla Warszawy. Jak wynika z danych warszawskiego ratusza, jedna osoba deklarująca się jako warszawski podatnik to rocznie ok. 3 tys. zł więcej wpływów do budżetu miasta. Z kolei brak konieczności dodatkowego opłacania biletów komunikacji publicznej może przynieść każdemu pasażerowi nawet przeszło 1300 zł oszczędności w ciągu roku. Trudno nie zauważyć, że korzyść będzie obopólna. Dla pełnego pokrycia ubytków związanych z wprowadzeniem bezpłatnej komunikacji wystarczy zaś przekonać do płacenia w Warszawie podatków ok. 250 tys. osób. A przecież część przewozów pozostanie płatna np. dla turystów, czy też dla tych, którzy finalnie nie zdecydują się zmienić swojej podatkowej przynależności. Co ważne, zmiana właściwego urzędu skarbowego nie oznacza ani wyżej wspomnianej konieczności zmiany meldunku, ani wymiany dokumentów, ani nie wpłynie też oczywiście na wysokość opodatkowania. Warto przy tym dodać, że bezpłatna komunikacja to nie tylko pieniądze, ale zmiana całego sposobu funkcjonowania miasta i życia mieszkańców. To przecież choćby mniejsze korki i czystsze powietrze.
Nie tak dawno temu Hanna Gronkiewicz-Waltz przy każdej sposobności podkreślała, że według szacunków stolica traci rocznie przeszło miliard złotych w związku z tym, że kilkaset tysięcy osób nie płaci tu podatków. Priorytetem miała być zmiana tej niekorzystnej sytuacji i zachęcenie jak największej liczby mieszkańców do tego, aby powierzyli swoje podatki miastu, w którym przecież faktycznie żyją. Dziś pani prezydent uważa, że się po prostu nie da. Nie da się nic zrobić, nie ma sposobu, nie uda się i już. I na tym właśnie polega problem z Hanną Gronkiewicz-Waltz. Bo czy potrzebny jest nam jeszcze w Warszawie prezydent, któremu się nie udaje i który wie tylko tyle, że się po prostu nie da?
Tomasz Zdzikot
Autor jest radnym m.st. Warszawy