Adam Grzegrzółka - facet z honorem
28 czerwca 2013
Adam Grzegrzółka najprawdopodobniej nie będzie już burmistrzem Białołęki. Podał się do dymisji po tym, jak został zatrzymany przez policję za jazdę na rowerze pod wpływem alkoholu (0,9 promila). Smutny to fakt.
Alkoholizm jest plagą, z którą w Polsce nie potrafimy się uporać. Nietrzeźwi kierowcy samochodów doprowadzają do wielu tragedii na drogach. Nietrzeźwi rowerzyści nie są wprawdzie równie wielkim zagrożeniem - sami nie zabijają, ale swoim nieprzewidywalnym zachowaniem, np. jazdą wężykiem, stwarzają na jezdni niebezpieczne sytuacje i są pośrednimi sprawcami groźnych wypadków. Słusznie więc ich także obowiązuje Kodeks drogowy. Przepisy mówią, że gdy rowerzysta ma więcej niż pół promila alkoholu w organizmie, mamy do czynienia z przestępstwem i nie ma co dyskutować na ten temat.
Walka z pijanymi kierowcami przypomina walkę z wiatrakami, ponieważ nie spotykają się oni z powszechnym potępieniem społecznym. Bić się w piersi powinny zwłaszcza osoby publiczne, które wzajemnie rozgrzeszają się z jazdy na podwójnym gazie, a gdy zostaną przyłapane, zachowują się często buńczucznie i próbują uniknąć odpowiedzialności. Mieliśmy takie przypadki - niektóre zostały sfilmowane przez dziennikarzy - wśród parlamentarzystów, radnych, wójtów i burmistrzów. Koledzy stają za nimi murem, wymyślają różne karkołomne usprawiedliwienia. Nikt nie traci z tego powodu funkcji. Uważam, że nie powinniśmy go skreślać. Po pewnym okresie karencji powinien wrócić, moim zdaniem, do pracy w sektorze publicznym.
Na tym tle przypadek Adama Grzegrzółki jest wyjątkowy i choć z jednej strony - smutny, to z drugiej - paradoksalnie, budujący. Facet zachował się z honorem! Policjanci, którzy go zatrzymali, podkreślali, że był grzeczny, kulturalny, wypełniał polecenia. Złościł się nie na nich, lecz na siebie. Potem przeprosił swoich wyborców i prezydent miasta. Powiedział, że takie zdarzenie nie powinno absolutnie mieć miejsca i że poniesie konsekwencje z tym związane. Jakże inaczej zareagowała znana dziennikarka zatrzymana mniej więcej w tym samym czasie na warszawskich ulicach, również na rowerze (1,1 promila), która - jak donoszą media - zrugała policjantów, twierdziła, że jako dziennikarka nie powinna zostać zatrzymana, powołując się na szereg znajomości groziła im zwolnieniem z pracy, mówiła, że doszło do wielkiego nadużycia, bo wypiła tylko jedno piwo itp.
Modelowe zachowanie burmistrza Białołęki wobec policjantów, jego skrucha, pokajanie się przed wyborcami o tyle mnie nie dziwią, że jako senator poznałem go z jak najlepszej strony, gdy był wiceburmistrzem na Pradze Południe. Wybierałem się do niego z jakąś sprawą, spytałem więc znajomych polityków, jakiego rodzaju jest to człowiek. Usłyszałem, że sztywny i nieużyty. Okazało się, że rzeczywiście nie jest to tzw. brat-łata. Za to dobrze zna przepisy i ściśle je stosuje. Jest rzetelny w tym, co mówi i robi. Ma swoje zdanie. Nie kręci. Może dlatego uchodził za nieużytego. Nie zdziwiłem się też, że awansował na burmistrza Białołęki. Jego kariera została przerwana. Myślę jednak, że przewinienie, którego się dopuścił - aczkolwiek niewątpliwe - nie wynikało z alkoholowych skłonności. No i mimo wszystko co innego zasiąść po spożyciu alkoholu za kierownicą samochodu, a co innego na rowerze.
Dlatego uważam, że nie powinniśmy go skreślać. Po pewnym okresie karencji powinien wrócić, moim zdaniem, do pracy w sektorze publicznym, bo się do tego nadaje. Rozstając się więc z Adamem Grzegrzółką jako burmistrzem Białołęki nie mówię mu: żegnaj. Mówię do zobaczenia i dziękuję za postawę i klasę, jaką wykazał w tej przykrej dla siebie sytuacji.
Marek Borowski
senator z Pragi i Targówka, były marszałek Sejmu (2001-2004), wicepremier (1993-1994) i poseł (1991-2011)