Spacer to rzecz bardzo miła. Niedzielny w szczególności. Jak się okazuje, nie tylko dla ludzi...
Łoś bowiem, bo o nim mowa, postanowił pospacerować na Bielanach. Największy jeleniowaty naszych czasów majestatycznie przechadzał się po pasie zieleni między jezdniami. Kopytny widać sporo miejsca zajmował, bo o jego bytności powiadomiono dyspozytora na pętli tramwajowej, a chwilę później wiedzieli już o nim motorniczy (albo motorniczowie - jedna z form jest poprawna - przyp. Fulik). Żeby nie było niebezpieczeństwa, wezwano tzw. czynniki, które z włączonymi światłami eskortowały zwierzaka, ostrzegając kierowców o niebezpieczeństwie. Łoś poskubał trawki, poszedł w krzaczki niedaleko huty; a następnie trafił na teren szkoły. Tam już zajął się nim łowczy, który po uśpieniu parzystokopytnego wywiózł go w okolic Stanisławowa.
Czy wzmiankowany łoś nie będzie chciał wrócić w rodzinne strony?
TW Fulik
Autor zamieszcza swoje teksty
na podstawie informacji pozyskanych operacyjnie od służb mundurowych