Dzisiejszą Białołękę, Jabłonnę i Legionowo łączą nie tylko korki na Modlińskiej, lecz także wspólna historia. To z Jabłonny wypączkowało przed II wojną światową Legionowo jako osiedle wojskowe, zaś dzisiejsze północno-wschodnie tereny Białołęki (np. Białołęka Dworska, Choszczówka) stanowiły do początku lat pięćdziesiątych część gminy Jabłonna.
|
Autor jest historykiem, sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska. |
Nie tylko jednak z tego powodu z przyjemnością przeczytałem pierwszy tom "Rocznika Legionow-skiego", wydany przed rokiem. Innym powodem, dla którego z ciekawością powitałem to wydawnictwo jest fakt, że tereny położone na północ od Białołęki są obszarem bardzo atrakcyjnym turystycznie i krajobrazowo, a nie jest to powszechnie znane. Dla-tego też można to wydawnictwo traktować jako swe-go rodzaju przewodnik turystyczny. Oprócz bowiem materiałów czysto historycznych, takich jak artykuł Arkadiusza Kołodziejczyka, omawiający ostatnie pięćdziesięciolecie Legionowa czy Jacka Szczepań-skiego, dotyczący genezy nazwy "Legionowo", spora część tekstów ma charakter krajoznawczy. Tomasz Chodorski opisuje skarby i perełki powiatu legio-nowskiego, Włodzimierz Bławdziewicz opowiada o obserwatorium astronomiczno-geodezyjnym w Boro-wej Górze, a Jacek Szczepański - o cmentarzu wojskowym z końca XIX wieku. Wyprawy turystyczne mają to do siebie, że im bardziej nieznane czy zapomniane szlaki, tym są ciekawsze. Pozwolę sobie więc w swoim autorskim rekonesansie po terenach powiatu legionowskiego pominąć to, co najbardziej znane, czyli np. pałac w Jabłonnie (warto jednak wspomnieć o znajdujących się kilkanaście kilometrów dalej ruinach pałacu nad Narwią we wsi Góra), a zwrócę uwagę na znajdujący się vis a vis budynek poczty z początków XIX wieku. Jadąc dalej w kierunku Zalewu Zegrzyńskiego mijamy charak-terystyczne budynki służące dawniej celom militarnym i powoli wjeżdżamy w krainy fortów. Po drodze do Serocka warto zwrócić uwagę na widok rozpościerający się z nowo wyremontowanego mostu. Chodzi mi tu nie tylko o piękno Zalewu, ale i o widoczne po lewej stronie filary starego mostu, który powstał podczas I wojny światowej po zajęciu tych terenów przez Niemców, a który miał służyć do transportu pomiędzy fortami, jeździła nim nawet wąskotorówka. Jednak już w II RP most był w złym stanie technicznym, wojsko wchodząc na niego musiało zmieniać krok z defiladowego na marszowy. Na początku lat trzydziestych zdecydowano się wybudować nowy obiekt, jednak tuż po wybuchu II wojny światowej został on wysadzony w powietrze. Dotychczas z Zegrzem miałem ten problem, iż choć Zalew okazale prezentował się z okien samochodu czy autobusu, to próba podejścia do wody kończyła się zawsze niepowodzeniem. A to natykałem się na płot z napisem "teren prywatny", albo znajdowałem wysypisko śmieci, albo zejście kończyło się plażą z piaskiem wymieszanym z petami, na którym siedzieli młodzieńcy z piwem. Było tak aż do ostatniego weekendu, kiedy zachęcony jednym z teksów postanowiłem pojechać do Zegrzynka, aby zobaczyć wąwóz Szaniawskiego i ruiny dworku, w którym zamieszkiwał autor takich sztuk jak "Most" czy "Dwa teatry", a także przygód profesora Tutki (nie przeczę, że te ostatnie są mi najlepiej znane). Jerzy Szaniawski związany był z Zegrzynkiem właściwie przez całe życie, poza okresem okupacji niemieckiej, kiedy został zeń wypędzony. Tu powstały jego największe przedwojenne sztuki, tu chronił się przed dyktatem socrealizmu na początku lat pięćdziesiątych, tu wreszcie, już u schyłku życia, dosięgnął go rodzinny dramat - zawarty w zaawansowanym już wieku przez pisarza związek małżeński okazał się gehenną ze względu na chorobę umysłową małżonki. Po jego śmierci na początku lat siedemdziesiątych dwór spłonął. Historia ta stała się zresztą kanwą jednej ze sztuk teatralnych granych obecnie w warszawskich teatrach.
Tak czy inaczej, miejsce to tworzy niesamowite wrażenie: wąwóz, porośnięty lasem liściastym, schodzi łagodnie ku wodzie. Dno jest przejrzyste, spokojne, korony drzew schylają się ku niemu, w tle ruiny ponadstuletniego dworu. Miejsce to jest dla mnie nie tylko kwintesencją "zegrzyńskości", ale też jednym z najpiękniejszych zejść nad wodę, jakie kiedykolwiek widziałem. Z tego wniosek, że studiowanie historii może prowadzić również do przeżyć estetycznych.
Krzysztof Madej