Warszawa to nie cała Polska
14 listopada 2014
Rozmowa z Jolantą Zjawińską, żoliborską kandydatką do sejmiku województwa mazowieckiego.
- Zaangażowała się Pani w utworzenie kawiarni Prochownia Żoliborz w parku Żeromskiego. Skąd się wzięła idea Prochowni?
- Prochownia Żoliborz rozpoczęła działalność dwa lata temu w odrestaurowanym budynku dawnego schronu artyleryjskiego i prochowni. Kiedy został ogłoszony konkurs na jej wydzierżawienie, postanowiłyśmy - ja i Marianna, moja córka - złożyć wspólną ofertę na działalność w tym miejscu. Wydawało nam się, że takie pokoleniowe połączenie sił może być bardziej efektywne. Pomysł na Prochownię zrodził się z naszych marzeń. Moje się zmieniały - jako młoda matka marzyłam o tym, abym mogła w miejscu moich codziennych spacerów usiąść z książką w ręce i w spokoju napić się kawy. Potem, aby moje córki miały gdzie chodzić np. na zajęcia muzyczne lub plastyczne. W końcu o tym, żeby młodzież bielańsko-żoliborska nie musiała szukać swojego "miejsca na ziemi" gdzie indziej. Żoliborz spał - nie miał żadnej oferty dla młodych.
Marianna marzyła o stworzeniu miejsca dla aktywnych ludzi, którzy po intensywnej pracy szukają rozrywki na odpowiednim poziomie. I Prochownia Żoliborz, którą stworzyła, jest wyjątkowa - dopasowana do rytmu dnia różnych odbiorców w taki sposób, aby zapełnić ją i ożywić w różnych godzinach - począwszy od wczesnorannych, a na późnowieczornych skończywszy. Jest skierowana do młodych i starszych, ale też do całych rodzin, które w weekendy spędzają tu wiele godzin. Gdzie w Warszawie znajdziemy drugie takie miejsce - otoczone zielenią, ciche, bezpieczne dla dzieci, niekonwencjonalne i niezobowiązujące?
Ale Prochownia Żoliborz nie jest całym moim światem, choć nie ukrywam, że ją kocham. Po roku niezwykle intensywnej wspólnej pracy to Marianna prowadzi Prochownię, co pozwala mi spokojnie zająć się pracą na niwie społecznej, co od zawsze było moją pasją.
- W takim razie zapytam: jak się to zaczęło? I jakie były efekty Pani działań?
- W latach 80. byłam jedną z inicjatorek ruchu obywatelskiego, którego celem było zakładanie niezależnych szkół społecznych i tworzenie niepublicznego programu nauczania. Efektem jest np. Społeczne Towarzystwo Oświatowe - od ponad 25 lat największa i najaktywniejsza organizacja działająca w oświacie niepublicznej w Polsce. Wśród pierwszych szkół społecznych podejmujących działalność tuż po pierwszych wolnych wyborach w Polsce było I Społeczne Liceum Ogólnokształcące "Bednarska" w Warszawie. Byłam, obok tak znanych autorytetów jak prof. Klemens Szaniawski, Maria Janion, Henryk Samsonowicz czy Zofia Kuratowska, sygnatariuszką jej Aktu Założycielskiego.
Jestem aktywnym członkiem zarządu Stowarzyszenia Żoliborzan, prezesem Stowarzyszenia Projekt Żoliborz oraz Stowarzyszenia Marii Kazimiery 18/26, a także członkiem Towarzystwa Przyjaciół Warszawy i Przyjaciół I SLO "Bednarska". Pracuję też w Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego oraz Partnerstw Żoliborz Oficerski i Marymont-Kaskada. Uczestniczyłam w akcji zbierania podpisów pod petycją dotyczącą budowy kładki pieszo-rowerowej łączącej park Kępa Potocka z terenami Pasa Nadwiślańskiego. Udało mi się ze wsparciem mieszkańców doprowadzić do remontu chodnika przy ul. Bytomskiej. Nowy chodnik przy ul. Potockiej, na odcinku od ul. Słowackiego do Bieniewickiej, to także efekt moich działań w tej sprawie - niestety do remontu pozostał jeszcze fragment pomiędzy ul. Bieniewicką a Potocką - ZDM obiecał dokończyć remont w tym roku.
Wielokrotnie organizowałam imprezy choinkowe, pikniki ogrodnicze oraz kolejne edycje Międzynarodowego Dnia Sąsiada. Współpracuję z Centrum Aktywności Lokalnej CAL i Q-Ruchem Sąsiedzkim.
- Lista imponująca, ale skoro tak mocno angażuje się Pani w społeczność lokalną, czemu rusza w wojewódzką politykę?
- Myślę, że dzięki działalności w skali mikro na Żoliborzu zdobyłam część doświadczenia potrzebnego do pracy w samorządzie wojewódzkim. Może to naiwność z mojej strony, ale mam jednak nadzieję, że będę mogła skupić się na działaniach prospołecznych, a nie na polityce. Uważam, że w pracy w samorządzie, nie tylko wojewódzkim, potrzebna jest wiedza, zapał, pozytywna energia oraz dynamika i konsekwencja w działaniu. Ze wszystkich spraw należących do zakresu działań samorządu województwa mazowieckiego interesują mnie w szczególności te dotyczące edukacji publicznej, w tym szkolnictwa wyższego, kultury i ochrony jej dóbr, kultury fizycznej i turystyki oraz promocji i ochrony zdrowia.
Dlaczego do sejmiku? Decyzja ma częściowo związek ze służbowymi podróżami mojego męża, który przemierza Polskę wzdłuż i wszerz i dużo rozmawia z mieszkańcami małych miejscowości. I po każdym powrocie słyszę to samo zdanie "Warszawa to nie cała Polska - my tu mamy łatwiej". Cała Polska to bardzo duże wyzwanie - zatem postanowiłam postawić na Mazowsze. Może w przyszłości różnice w zamożności i poziomie bezrobocia między Warszawą a innymi regionami, np. radomskim, będą mniejsze? Nie ukrywam, że chociaż apel premier Ewy Kopacz, która zwróciła się do kandydatów do sejmiku wojewódzkiego zrobił na mnie duże wrażenie - "Nawet jeśli będziecie wybrani z warszawskiego Żoliborza to pamiętajcie, że na Mazowszu są te miejscowości, o to was proszę" - to jednak najbliższa memu sercu będzie zawsze Warszawa. A zwłaszcza Żoliborz, Bielany, Bemowo, Ochota, Wola, Włochy i Ursus - dzielnice, które obejmuje okręg nr 2, z którego kandyduję jako bezpartyjna, choć z listy Platformy Obywatelskiej. Jak w znanej piosence o Warszawie do słów Jerzego Ficowskiego śpiewanej przez Mazowsze. Trochę to taka PRL-owska piosenka. Ale jaka śliczna! Zacytować? Proszę: "Chociaż tyle w świecie miast, więcej niż na niebie gwiazd, tu najpiękniej płynie czas, najbliższa sercu jest Warszawa".
Rozmawiał (wt)