Aktywista trolluje samorząd, płacą podatnicy. "Postawmy pomnik wiceburmistrza"
11 maja 2021
Mieszkaniec Białołęki i jej były wiceburmistrz Dariusz Kacprzak podpadł praskim aktywistom na tyle, że poświęcili czas na oficjalne zgłoszenie propozycji budowy jego pomnika w miejscu po Czterech Śpiących.
Budżet obywatelski miał być narzędziem dającym mieszkańcom bezpośredni wpływ na wydatki samorządu, ale okazjonalnie służy do... trollowania. Miejscy aktywiści zasłynęli już takimi pomysłami, jak 666 tęczowych ławek, "krzyż w centrum wszechświata" czy wycieczka rowerowa szlakiem niezrealizowanych projektów. Wszystkie były składane formalnie, z podpisami zwolenników, a urzędnicy zajmowali się w pracy ich weryfikacją.
Pomnik dla samorządowca?
- Projekt zakłada postawienie na cokole po tzw. Czterech Śpiących pomnika wiceburmistrza Dariusza Kacprzaka, wykonanego z żywicy epoksydowej oraz ekspozycję na tablicach informacyjnych fragmentów jego biografii oraz cytatów po łacinie - czytamy w projekcie złożonym przez Krzysztofa Daukszewicza juniora, aktywistę z Pragi. - Pomnik może mieć charakter przechodni, tj. można uwzględnić możliwość wymieniania głowy w pomniku, aby co roku upamiętniać różne ważne postaci.
Skonfliktowany z aktywistami wiceburmistrz Kacprzak kilka lat temu zajmował identyczne stanowisko na Białołęce, której jest mieszkańcem. Jak pisze Daukszewicz, wcześniej pracował jako przedsiębiorca, członek zarządu spółek prawa handlowego, dyrektor biura Rady Warszawy oraz wykładał na Uniwersytecie Warszawskim.
- Budowa upamiętnienia w formie pomnika nie może być realizowana w ramach procedury budżetu obywatelskiego - czytamy w odpowiedzi urzędników. - Zgodnie z obowiązującymi przepisami podejmowanie uchwał w sprawie wznoszenia pomników leży w wyłącznej kompetencji Rady Warszawy.
Po co nam budżet obywatelski?
Znacznie ostrzej "propozycję" skrytykował radny Ireneusz Tondera, który nazwał ją wykorzystywaniem szczytnej idei budżetu obywatelskiego do ataków wymierzonych w człowieka oraz przekroczeniem granicy.
- Panie Irku, władzom dzielnicy polecam więcej dystansu do siebie - odpowiada Daukszewicz. - Władza, z której nie wolno się śmiać, to już autorytaryzm, a po człowieku lewicy oczekiwałbym tępienia takich postaw, a nie krzewienia ich. Gdyby mój tata wycofywał każdy żart z polityka z kijem w zadku, to musiałby zakończyć karierę jeszcze w latach 70.
Przesada czy żart na poziomie? Niezależnie od tego, jak oceniamy propozycję aktywisty, faktem pozostaje jedno: za czas, który urzędnicy poświęcili na zapoznanie się z projektem i jego weryfikację, zapłacili podatnicy.
(dg)