W tym roku ukradziono nam 143 auta. Miał być monitoring...
9 grudnia 2014
Mieszkańcy osiedli w pobliżu Dywizjonu 303 skarżą się na wzmożoną aktywność złodziei samochodowych.
Kradzieże samochodów to pięta achillesowa policji. Rzadko kiedy udaje się odnaleźć skradziony pojazd, a nawet jeśli - często jest już w częściach.
A policja twierdzi, że liczba kradzieży na Bemowie co roku spada. - Od stycznia tego roku łupem złodziei padły 143 pojazdy. Z policyjnych informacji wynika, że większość skradzionych pojazdów trafia do tzw. "dziupli samochodowych", gdzie są rozbierane na części, które są następnie sprzedawane - na giełdach samochodowych, aukcjach internetowych, czy poprzez ogłoszenia w prasie - twierdzi podkomisarz Joanna Banaszewska, oficer prasowy bemowskiej policji. - Dziuplami samochodowymi mogą być garaże, stodoły, hale przypominające warsztaty samochodowe. Policja twierdzi, że liczba kradzieży na Bemowie co roku spada. Od stycznia tego roku łupem złodziei padły w naszej dzielnicy 143 pojazdy. To tam są rozkręcane na części skradzione wcześniej samochody, tam także bardzo często magazynowane są same części. Pani rzecznik Ameryki nie odkrywa: złodzieje najczęściej kradną auta z ulic, parkingów, w tym tych pod centrami handlowymi, oraz garaży.
Jak się okazuje, najczęściej giną samochody niemieckie - w ubiegłym roku najchętniej kradziono volkswageny golfy i passaty, na trzecim miejscu znalazła się marka Audi.
Receptą na sprawniejszą pracę policji miał być monitoring, a dokładniej - system automatycznego rozpoznawania tablic rejestracyjnych. Wyposażone w niego kamery miały stanąć na drogach wylotowych z dzielnicy - takie rozwiązanie zapowiadano na Bemowie już dwa lata temu. Trwały rozmowy z policją, która zaproponowała konkretne miejsca ulokowania kamer - na Górczewskiej i Lazurowej, Powstańców Śląskich i Maczka, Obrońców Tobruku i Powązkowskiej oraz na rondzie przy Kaliskiego. Sprzęt kosztowałby milion złotych, bo miał pozwalać na przechwytywanie obrazu w bardzo dobrej jakości. I na tym sprawa stanęła. Dlaczego?
- Powód jest jeden: pieniądze - mówi Mariusz Gruza, rzecznik urzędu dzielnicy Bemowo. - Choć wszystkie strony były zgodne, że taki system wydatnie poprawiłby bezpieczeństwo i pozwolił na lepsze działanie policji, rzecz rozbiła się o prozaiczną kwestię finansowania. Dzielnicy nie stać na zakup takich kamer.
Policji w tej chwili także nie. Pozostaje liczyć - jak to zwykle bywa - na własne fundusze, ubezpieczając auto.
(wt)