W starym kinie na Woli. Chłodna była mekką kinomanów!
17 lutego 2016
Podróż nostalgiczna po wolskich kinach. Nie tych dzisiejszych, ale tych, które były kiedyś, a dziś już ich nie ma.
Już wtedy kina, o których mówił, dawno zniknęły z pejzażu Chłodnej i Żelaznej. Po wojnie na Woli powstawały na ich miejsce nowe. Lepsze i gorsze. Wielu z nich też już dziś nie ma, po niektórych nie pozostał nawet ślad.
Chłodna - ulicą kin
Zacznijmy od kina, które redaktor Kolanko wspomina z rozrzewnieniem, choć nie pamięta, gdzie się mieściło - "Czary". Oczywiście na Chłodnej 29. Otwarto je w pierwszej dekadzie XX wieku. Miało 300-osobową widownię, było faktycznie dość podłe, za to tanie. Projekcje można było czasem podejrzeć przez otwór, oczekując na tramwaj. Przechodziło z rąk do rąk kolejnych żydowskich właścicieli. Funkcjonowało do 1940 roku. Po utworzeniu getta znajdowały się tu zakłady krawieckie, po włączeniu do "strefy aryjskiej" aż do wybuchu Powstania Warszawskiego funkcjonowało kino "Faun", po wojnie warsztat samochodowy. A teraz jest tu... kino "Czary". Nie takie jak kiedyś. Jest częścią Winosfery - restauracji, sklepu winiarskiego, galerii. Ma tylko 50 miejsc, charakter studyjny i nie gra filmów repertuarowych. I w przeciwieństwie do tego przedwojennego - jest eleganckie.
Przed wojną ulica Chłodna, obok Marszałkowskiej i Chmielnej, była prawdziwą mekką kinomanów. W ostatnich latach przed wojną na Chłodnej i na początkowym odcinku Wolskiej oprócz "Czarów" prosperowało pięć innych kin. Pod numerem 47-49 mieściła się słynna "Kometa" z teatrzykiem rewiowym. Widownia liczyła aż 1500 miejsc. Było to więc jedno z największych kin przedwojennej Warszawy, a właściciele Jan Giziński i Witold Kwiatkowski dbali o to, by wystój i repertuar były symbolem "wielkiego świata" w proletariackiej i drobnomieszczańskiej dzielnicy.
Na Wolskiej pod numerem 8 działało kino "Helios" (300 miejsc) i pod numerem 14 malutkie "Roxy" (180 miejsc), pyszniące się ogromnym szyldem reklamowym w postaci czterometrowego żelaznego daszku nad wejściem, ozdobionego mnóstwem żarówek. Pod numerem 32 na rogu Młynarskiej działało kino "Italia" (498 miejsc). Kino było też w Domu Katolickim, zbudowanym w podwórzu posesji przy Chłodnej nr 9. Oczywiście dominowały filmy religijne, ale księża czasem wabili wolskie dzieciaki filmami z Douglasem Fairbanksem.
Bajka w Bajce, Uciecha w Uciesze, a chusteczki w Feminie
Redaktor Kolanko wspomina kino "Bajka". Niby wszyscy wiedzą, że było przy Marszałkowskiej i już nie istnieje. Ale to nie ta "Bajka". Przed wojną kino o tej nazwie znajdowało się przy ul. Żelaznej. Wspominane jest w piosence "Marzenia" z repertuaru kabaretu Qui Pro Quo, a śpiewanej przez Hankę Ordonównę.
Z kolei również z nostalgią wspominana w "Złym" "Uciecha" przy Złotej 62-72 słynęła z seansów przerywanych. - Uciecha to była naprawdę. Chyba jedyne kino w Warszawie, w którym rekordowo zrywała się taśma. I to wcale nie stara i ograna po setki razy - wspominał Teodor Niewiadomski.
Femina głównie dla pań
Kin na Woli było przed wojną więcej, otwierały się i upadały, o niektórych nikt nie pamięta, ale jedno było jak arka przymierza między przedwojenną i powojenną Warszawą - "Femina". Kino mieściło się w kamienicy wzniesionej w 1935 roku pod adresem ul. Leszno 35. Budynek miał siedem kondygnacji, a jego właścicielem był Dawid Bachrach. W 1936 uzyskał on pozwolenie na urządzenie w kamienicy kina. Licząca prawie 900 miejsc "Femina" została otwarta w 1938 i nastawiała się -zgodnie z nazwą - na płeć piękną: stateczne mieszczki i gospodynie domowe. W repertuarze dominowały melodramaty, a do biletu dodawano ponoć chusteczkę. Po kapitulacji Warszawy w kamienicy ulokowała się niemiecka rewia. Gdy budynek znalazł się w obrębie warszawskiego getta, zagościł w nim Teatr Femina, którego dyrektorem artystycznym i literackim był Jerzy Jurandot. Po likwidacji getta budynek zajął koncesjonowany teatr "Figaro", który działał tam do wybuchu Powstania Warszawskiego. W 1958 w miejscu dawnego teatru ponownie uruchomiono kino, zachowując jego historyczną nazwę, choć zmienił się adres - na Świerczewskiego. W latach 70. XX było ono zaliczane do tzw. kin I kategorii. Mogło wówczas pomieścić 635 widzów. W 1996 roku "Femina" została przebudowana i zmodernizowana, stając się pierwszym w Warszawie czterosalowym multipleksem, znowu pod nowym adresem - Aleja Solidarności 115. "Femina" przegrała jednak z nowymi multipleksami i w 2014 roku dokonała żywota. Od półtora roku budynek stoi pusty, ma tu powstać "Biedronka".
Kina z peerelu
O tych kinach Tyrmand nie pisał, za to ja je pamiętam. Były moimi uniwersytetami. I wspominam z nostalgią choćby kino W-Z przy wolskim PeDeCie, przy ulicy Leszno 12. Dziwne, niby socrealistyczny minimalizm, ale miało klimat. Zaprojektował je naczelny powojenny projektant warszawskich przybytków X Muzy Mieczysław Piprek w latach 1949-1950. Było bliźniaczo podobne do zaprojektowanych także przez Pipreka kin: Ochota, Stolica, czy 1 Maj. Kino W-Z działało do roku 1991, następnie mieściły się tu klub "Fugazi" i sklep dyskontowy "Grosz". W czerwcu 2010 r. rozpoczęła się rozbiórka budynku.
Nie istnieje też "Delfin" - bodaj najbardziej psychodeliczne kino Warszawy, bo mieszczące się na ostatnim piętrze biurowca Polskiego Związku Wędkarskiego przy Twardej 42 (wtedy KRN)
Ech, były i nie ma. Łza się w oku kręci. Niby są multipleksy. Ale wszystkie do siebie podobne, od jednej sztancy, z tym samym popcornem. Cóż, jakie czasy, takie uniwersytety...
(wk)