W Polfie znów nadzieja
25 stycznia 2008
Od 8 stycznia br. Polfa Tarchomin ma nowego prezesa. Pracownicy wiążą z nim duże nadzieje, bo to może ostatnia szansa, by ten ważny dla polskiego przemysłu farmaceutycznego zakład wyszedł na prostą. Załoga jest pełna dobrych myśli, ale oflagowania nie zdejmuje. Ma ono przypominać, że sytuacja jest trudna.
Prezes Ostrowska, przychodząc do Polfy, miała za zadanie maksymalnie wyko-rzystać trwający jeszcze okres przejściowy i dostosować zakład do unijnych wyma-gań, m.in. zharmonizować dokumentację rejestrową do norm przyjętych w krajach Unii Europejskiej, dostosować budynki i technologie. Nie zrobiła tego.
Sytuacji nie ułatwiał i nadal nie ułatwia fakt, że Polfa Tarchomin - razem z Polfą Pabianice i Polfą Warszawa - tworzy Polski Holding Farmaceutyczny, który skupia ostatnich państwowych producentów leków. Holding nie ma majątku, ale ma wład-cze narzędzia w stosunku do spółek-córek. Przynależność do holdingu wydłuża pro-ces decyzyjny, bo najpierw na wszelkie zmiany musi się zgodzić jego walne zgro-madzenie, a dopiero potem np. tarchomińskiej Polfy. Częste zmiany rządów, a co za tym idzie zarządów holdingu powodują nieustanne napięcia, co nie sprzyja upo-rządkowaniu spraw zarówno holdingu, jak i Polfy Tarchomin.
Złe na gorsze
Na początku 2007 r. prognozy przewidywały, że zakład przyniesie straty. Tak się stało - minus wyniósł kilka mln złotych. W tej sytuacji rada nadzorcza zdecydowała się na zmianę zarządu. Poprawę miała przynieść działalność Aurelii Ostrowskiej. Pracownicy stanęli za nią murem. Zrezygnowali nawet z przywilejów płacowych. Wszystko po to, by nowa prezes wyciągnęła firmę z dołka. Ona jednak zajęła się głównie kwestiami personalnymi. Kluczowe stanowiska w firmie z miejsca obsadziła młodymi, źle przygotowanymi do pracy ludźmi i dała im bardzo wysokie pensje (wyszło to na jaw dużo później). Jednocześnie niestety nie zrobiła niczego, co by dawało nadzieję, że firma wyjdzie na prostą. Z miesiąca na miesiąc wyniki zakładu były coraz gorsze, a sposób prowadzenia rokowań z bankiem o przedłużenie linii kredytowej kazał przypuszczać, że celem jest postawienie Polfy w stan upadłości. Tego było załodze za wiele. W październiku 2007 r. - a więc zaledwie kilka miesięcy po mianowaniu Aurelii Ostrowskiej - powstał Komitet Obrony Interesów Polfy Tar-chomin, skupiający związki zawodowe i pracownicze. To pod jego naciskiem podpi-sano wreszcie umowy kredytowe. Kolejnym krokiem było oddelegowanie do zarzą-du dwóch przedstawicieli załogi. Jednak prezes nie dopuszczała ich do żadnych ważnych informacji. Jednocześnie sprawowała bowiem funkcję dyrektora general-nego, więc decydowała, kto i jakie dane otrzymuje. Odebrano jej te uprawnienia, cedując je na jednego z dyrektorów. Wtedy wyszły na jaw informacje o bardzo wysokich pensjach, które dała wprowadzonym przez siebie ludziom.Odwołanie-powołanie
Komitet protestacyjny uznał, że nie można dalej czekać i pozwalać na doprowadze-nie spółki do upadłości, tym bardziej że Ministerstwo Skarbu Państwa, posiadające ponad 16 proc. akcji, nie interesuje się jej losem. Zdecydowano o oflagowaniu zakładu, skierowaniu wniosków do CBA i prokuratury o wszczęcie postępowania w związku z podejrzeniem o działanie na szkodę spółki. Jednocześnie związkowcy zażądali odwołania prezes Ostrowskiej. Zarzucali jej, że przez trzy miesiące nie doprowadziła do zwołania rady nadzorczej, która miała zaakceptować aneks do umowy kredytowej z bankiem ratujący spółkę przed utratą płynności.Na razie związki wywalczyły jedno - zmianę prezesa. Podczas posiedzenia 7 stycznia br. rada nadzorcza odwołała prezes Ostrowską i powołała na jej miejsce Stanisława Jakubowskiego, wyłonionego na to stanowisko w drodze konkursu.
- Pozostał nam wybór członka zarządu, co ma się odbyć 4 lutego - mówi Wal-demar Oktaba, przewodniczący rady pracowników i wiceprzewodniczący rady nad-zorczej. - Zarząd pod kierunkiem nowego prezesa przygotuje bilans otwarcia. Jest nadzieja na lepsze, bo nowy prezes ma doświadczenie menadżerskie, a takiego nam potrzeba.
Optymizm wykazuje także Tomasz Walicki, przewodniczący NSZZ "S" w Polfie. Podkreśla, że podoba mu się biznesowe podejście nowego prezesa. - Taka postawa jest bardzo ważna, ale dużo zależy od zachowania nowego prezesa holdingu, który ma być wybrany do końca lutego. - Jeśli będzie to człowiek z branży, to i Polfa Tarchomin na tym skorzysta - mówi Tomasz Walicki.
Jaka jest prawda?
Specjaliści uważają, że potrzebna jest ściślejsza integracja trzech spółek tworzą-cych Polski Holding Farmaceutyczny w jeden podmiot pod nowym szyldem, ale z zachowaniem nazwy Polfa. Jest jednak warunek: Polfa Tarchomin musi szybko opracować plan naprawczy i oszacować szanse jego realizacji. Jeśli okażą się nie-wielkie, Tarchomin powinien pozostać poza przyszłym koncernem, żeby go nie obciążać. Spółce wciąż grozi utrata płynności, a przedłużenie umów kredytowych z bankiem do maja br. to tylko odroczenie problemu w czasie. Kolejne negocjacje z kredytodawcą nie muszą zakończyć się sukcesem.Wątpliwości związane z przyszłością Polfy mają niektórzy pracownicy. Nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem, bo to, co mówią, nie jest popularne. Uważają, że Tarchomin to stary, zniszczony, postkomunistyczny moloch, który od dawna przy-nosi straty. Jest nieefektywny ekonomicznie, produkuje "stare" leki, zatrudnia zbyt wielu ludzi. Związki zawodowe wywalczyły umowę społeczną, która gwarantuje zatrudnienie przez sześć lat. Nie można więc nikogo zwolnić, bo trzeba by płacić odszkodowanie. Czy taka fabryka może przynosić zysk? Nie. Dlatego Tarchomin nie tylko nie przynosi zysku, ale coraz bardziej się zadłuża. Banki odmawiają no-wych kredytów i domagają się zwrotu już udzielonych. To nic dziwnego, bo po co kredytować złą fabrykę. Rząd chciał już kilka razy sprzedać zakład, ale inwestorzy wycofali się, gdy zobaczyli, jaka jest jego kondycja. Na dodatek działka, na której stoi Polfa, ma nieuregulowane sprawy własności. Czy nowy prezes da sobie z tym wszystkim radę? Czy Ministerstwo Skarbu Państwa zainteresuje się wreszcie na poważnie przyszłością holdingu, a tym samym także tarchomińskiej Polfy? Czy zechce wykorzystać jej wielki potencjał? Fabryka może być nowoczesna i stanowić ważny instrument rządu na rynku leków refundowanych. Tego nie zapewnią pry-watne firmy nastawione wyłącznie na produkcję leków przynoszących zyski, a nie tanich, choć ratujących życie. A takie produkuje Polfa Tarchomin.
Jolanta Zientek-Varga
Początki zakładu sięgają XIX wieku, a dokładnie 1823 roku, kiedy to rozpoczęła działalność niewielka fabryka octu winnego i estragonowego Henryka Bogumira Spiessa. Jego syn Ludwik Spiess, właściciel składu materiałów aptecznych w War-szawie, w 1875 uruchomił w Fabryce Płodów Chemicznych w Tarchominie oddział wyrobów farmaceutycznych. Tak zapoczątkowana została działalność, którą konty-nuuje dzisiejsza Polfa Tarchomin. Na początku XX wieku tarchomińska fabryka była największym w kraju zakładem farmaceutycznym, w którym produkowano 220 farmaceutyków. W 1924 r. uzyskano pierwsze preparaty insuliny. Po zakończeniu II wojny światowej i nacjonalizacji wybrano dla fabryki specjalizację: produkcję antybiotyków, w tym pierwszej polskiej penicyliny, leków psychotropowych oraz insuliny, którą Tarchomińskie Zakłady Farmaceutyczne "Polfa" zaczęły wytwarzać jako jedna z pierwszych fabryk na świecie. Po 1989 w firmie nastąpiła reorgani-zacja, powstał plan inwestycji i wdrażania nowych technologii. Pięć lat później fabryka stała się jednoosobową spółką skarbu państwa. Od 2004 roku - wraz z Polfą Pabianice i Polfą Warszawa - tworzy Polski Holding Farmaceutyczny S.A.