Patrol szkolny z Białołęki zatrzymał na ul. Odkrytej dwóch mężczyzn, którzy najpierw się pobili, później jeden z nich straszył drugiego pistoletem. Naturalnie, obaj byli pod wpływem alkoholu. Właściciel broni nie miał na nią pozwolenia.
Policjanci z Białołęki wspólnie z funkcjonariuszami straży miejskiej pełnili służbę w patrolu szkolnym. Około godziny 15.30 dostali informację od dyżurnego straży miejskiej, że na ulicy Odkrytej demolowane jest auto. Na miejscu faktycznie stał samochód z otwartymi szybami, bez kluczyków i właściciela. Policjanci sprawdzili, czy samochód nie jest poszukiwany. Dyżurny natychmiast udzielił im odpowiedzi, ponieważ przed kilkoma minutami udzielał takiej samej odpowiedzi innej policyjnej załodze. Jak się okazało przy samochodzie pobili się dwaj mężczyźni. Patrol szkolny wracając do swoich obowiązków usłyszał kolejny komunikat dotyczący spacerującego z bronią w ręku mężczyzny, który był akurat w ich sąsiedztwie. Policjant z partnerem z patrolu ruszyli w jego kierunku. Już po kilku minutach spostrzegli tego mężczyznę. Ten na ich widok pospiesznie ukrył broń za paskiem spodni. Natychmiast został obezwładniony i odebrano mu pistolet. Tłumaczył, że nie ma pozwolenia na broń, bo odebrał ją napastnikom, którzy go napadli i właśnie miał dzwonić na policję. 31-letni Robert K. będąc pod wpływem alkoholu, trafił do izby wytrzeźwień. W chwili, kiedy wsiadał do radiowozu, do funkcjonariuszy podeszła kobieta i powiedziała, że przed chwilą widziała dwóch bijących się mężczyzn, podając ich rysopisy. Wtedy policjanci zauważyli idącego w ich stronę mężczyznę bez kurtki, co odpowiadało rysopisowi usłyszanemu przed momentem.
Remigiusz B. (27 l.), oświadczył, że Robert K. okradł go z pieniędzy, telefonu i kurtki. A co gorsze groził mu, przystawiając pistolet do kolana, że go zabije. W tej sytuacji 27-latek także został zatrzymany. Policjanci sprawdzają teraz, czy oprócz nielegalnego posiadania broni nie doszło do innych przestępstw.
cehadeiwu