Tarchomin to nie Białołęka. Czas na rozwód
1 grudnia 2016
Co łączy Zieloną Białołękę z Tarchominem i Nowodworami? Praktycznie nic.
Od dłuższego czasu dyskutowałem na ten temat z aktywistą Miasto Jest Nasze Leszkiem Wiśniewskim i doszliśmy do wniosku, że rozwiązaniem problemu może być podział Białołęki na dwie części, które rozgraniczałaby ul. Płochocińska. Obecnie na Zielonej Białołęce, która jest idealnym przykładem zjawiska zwanego urban sprawl (rozlania się miasta) brakuje niemal wszystkiego. Przydałoby się zbudować ośrodek sportu, liceum, a przede wszystkim usprawnić transport szynowy i poprawić jakość dróg lokalnych. Zielona Białołęka nie musi być wyłącznie sypialnią. Aby tak się stało, muszą powstawać tam miejsca pracy i lokalne centra (a nie tylko duże centra handlowe) z usługami otaczającymi zadbane przestrzenie publiczne.
Zielona Białołęka, czyli dawna wieś Grodzisk, została włączona w granice Warszawy pod koniec lat 70. (dwadzieścia lat później niż Tarchomin) i więcej, zwłaszcza w kontekście komunikacyjnym, łączy ją z Bródnem. Powszechnie mówi się, że tereny te są niedoinwestowane przez "tarchocentryzm". Gdyby jednak podzielić Białołękę, każdy obszar miałby swój budżet i swoje priorytety. W urzędzie można by szybciej załatwić sprawę, a urzędnicy nie narzekaliby na natłok obowiązków.
Podział Białołęki wiązałby się z dużymi kosztami administracyjnymi, ale spowodowałby udogodnienia dla mieszkańców w załatwianiu spraw urzędowych. Aby dostać się z ul. Skarbka z Gór do ratusza należy pokonać dystans, który w linii prostej wynosi 6 km. Pokonanie tej drogi autobusem zajmuje jednak pół godziny i wymaga dwóch przesiadek.
Według danych GUS na Białołęce mieszka prawie 110 tys. osób. Pod uwagę nie są brani jednak niezameldowani, których może być nawet 25 tys. Białołęka nie jest monolitem, a obecny podział nie jest aktualny. Nadszedł już czas, by dostosować się do zmian. Skorzystać mogą na tym wszyscy.
Filip Pelc
radny dzielnicy Białołęka