Strażnicy od wszystkiego
23 maja 2008
Jeśli mamy jakikolwiek problem, którego w sposób ewidentny nie rozwiąże nam ani policja, ani straż pożarna czy pogotowie, to wówczas najczęściej dzwonimy po pomoc do straży miejskiej.
W ten sposób straż miejska stała się strażą od... wszystkiego. Ot choćby drob-ny przykład. Gdy kot wejdzie na drzewo i od dwóch dni nie potrafi zejść, to oczy-wiście straż pożarna przyjedzie i kota zdejmie. Po czym przekaże mruczka w ręce strażników miejskich i ci dopiero muszą ustalić, kto jest właścicielem kota, a jeśli ten jest bezdomny, to odstawić go do schroniska.
Strażników miejskich najczęściej widzimy, gdy patrolując miasto, sami bądź z policją, wlepiają mandaty za złe parkowanie lub nielegalny handel. Jest to jednak zaledwie czubek góry lodowej, który widać. Struktura organizacyjna straży miejs-kiej nie pokrywa się dokładnie z podziałem administracyjnym miasta. Nasza straż miejska rezydująca przy Korkowej obsługuje dzielnice Wawer, Wesoła i Rember-tów. W jej ramach działają trzy rodzaje patroli: interwencyjne, szkolne i rejonowe. O ile łatwo sobie wyobrazić co robią patrole interwencyjne i szkolne, to czym zaj-mują się patrole rejonowe mało kto wie. Postanowiłem więc spędzić dzień z takim właśnie patrolem rejonowym.
Razem ze starszym inspektorem Krzysztofem Guzem i aplikantem Rafałem Ryszkowskim wsiadamy do służbowego lanosa 1.4 i ruszamy w trasę. Już w trakcie jazdy pan Krzysztof informuje mnie, iż są czymś w rodzaju dzielnicowych. Jemu podlega Wesoła i Wawer. Zaczynamy od Wesołej. Jedziemy właśnie sprawdzić jak przebiega sprzątanie dzielnicy. Ta bowiem nie mogąc się doczekać, aż zarząd dróg posprząta na swoim terenie, dogadała się z urzędem pracy i załatwiła przydzielenie 60 bezrobotnych do prac interwencyjnych. Ale żeby ta robota miała sens, pan Krzysztof wcześniej z pracownikami wydziału ochrony środowiska objechał dzielni-cę i wspólnie wyznaczyli miejsca, gdzie w pierwszej kolejności należy ich skiero-wać. Już wkrótce wjeżdżamy na ulicę, wzdłuż której tuż przy jezdni stoją czarne worki ze śmieciami przygotowane do wywiezienia. Podobnie na sąsiedniej ulicy i jeszcze kolejnej. Jest czysto. Widać, że bezrobotni przyłożyli się do pracy. W końcu na kolejnej ulicy napotykamy całą ekipę. Robota idzie wartko. Jak tak dalej pój-dzie, to do końca dnia zdążą oczyścić jeszcze kilka ulic.
Następna sprawa. Jedziemy sprawdzić czy została usunięta kupa ziemi i gruzu, która została po budowie przedszkola. Po drodze odwiedzamy plac zabaw, na któ-rym dzień wcześniej stwierdzono konieczność przybicia kilku gwoździ na urządze-niach, na których bawią się dzieci. Pan Krzysztof sprawdza, czy zostało to zrobione. Przy okazji odkrywa dziurę w siatce, którą trzeba załatać. O sprawie przez radio-stację melduje zwierzchnikom (każda interwencja musi być odnotowana), ale nie czekając aż papiery pokonają żmudną biurokratyczną drogę, przez telefon infor-muje kierowniczkę odpowiedniego działu o sprawie. Jedziemy sprawdzić, czy gruz z budowy został wywieziony. Jak się okazuje, jeszcze nie. Telefon do kierownika bu-dowy. Okazuje się, że wszystkie wozy są jeszcze w mieście, ale przed końcem pracy ta góra ziemi będzie wywieziona na wysypisko w Mińsku Mazowieckim. Przy-gotowania nawet widać. Obok stoi koparka.
W tym momencie dostajemy polecenie, aby interweniować w sprawie groźnej suki, która ma cieczkę i terroryzuje okolicę. Okazuje się, iż nie ona jest groźna, bo to stworzonko małe i przymilne, tylko włóczące się za nią okoliczne psy, które przy tej okazji robią się agresywne. Pan Krzysztof będzie miał ciężki orzech do zgry-zienia jak sprawę rozwiązać. Stamtąd jedziemy w lasy sprawdzić miejsce, gdzie ktoś wyrzuca eternit. Szybko odnajdujemy to składowisko. Istotnie, eternitu nawet sporo. Wy-dział ochrony środowiska jak na razie go nie wywozi, tylko go oznaczył, by sprawdzić, czy go nie przybywa. A nuż uda się przydybać śmiecia-rza? Wracamy na Korkową.
Po drodze mijamy kolejne wysypisko, gdzie ktoś wyrzucił kilka worków plastikowych odpa-dów do prywatnego lasu. To właściciel powinien usunąć ze swojego terenu śmieci. Problem w tym, że właściciel przebywa po drugiej stronie Atlantyku i ustalenie miejsca jego pobytu zajmie miesiące a i tak niewiele to da. Dla oszczędze-nia czasu i pieniędzy dzielnica woli sama sprzątnąć. Inaczej problem byłby nie rozwiązany.
Na Korkowej zmieniam patrol i razem ze starszym inspektorem Mirosławem Dąbrowskim i młodszym inspektorem Andrzejem Kryśkiewiczem ruszamy w kolej-ną trasę. Jedziemy do Radości sprawdzić, czy został już zabezpieczony pustostan przy ulicy Patriotów. Wśród gęstych krzewów i drzew stoi rudera pełna gruzu i śmieci, której strop lada chwila może runąć do środka. Jak się okazuje właścicie-lem tej ruiny jest... Skarb Państwa i to właśnie on powinien zabezpieczyć swoją własność. Ale ustalenie tego zajęło strażnikom parę tygodni i zaowocowało stosem pism, które trzeba było wystosować do wielu instytucji. Inspektor Kryśkiewicz stwierdza, że czasami wolałby mieć w samochodzie parę desek i gwoździ i samemu je poprzybijać niż pisać stosy pism. Byłoby szybciej, taniej i z mniejszą mitręgą.
Kolejna sprawa. Jedziemy sprawdzić ogródki działkowe za Wałem Miedzeszyń-skim, do których stale są włamania. Na miejsce dojeżdżamy z trudem. Lanosy bę-dące na wyposażeniu straży może się i sprawdzają w Śródmieściu, czy na Starów-ce, ale na naszym terenie pełnym lasów i polnych dróg całkowicie zawodzą. Tu potrzebne są wozy terenowe. A w związku z częstymi włamaniami strażnicy miejs-cy patrolują rejon kilka razy w ciągu doby. Po drodze mijamy posesję, na której uschnięte drzewa grożą zwaleniem się na drogę i chodnik. Ustalenie i odnalezienie właściciela zajęło strażnikom kilka miesięcy. Okazało się, że właściciel przebywa aż w Australii. Ponieważ przepisy mamy takie, iż nikt nie może wejść i zrobić czego-kolwiek na prywatnym terenie, skończyło się jedynie na szczegółowym poinformo-waniu właściciela posesji o odpowiedzialności prawnej, jaka na nim spoczywa. Po-nieważ zbliża się już koniec zmiany, wracamy na Korkową.
Po spędzeniu całego dnia z patrolami rejonowymi jestem pod ogromnym wra-żeniem. Ludzie ci wykonują mało efektowną, żmudną robotę, wymagającą znajo-mości setek przepisów i rozporządzeń. Każda sprawa, którą muszą rozwiązać to najczęściej dziesiątki pism do najprzeróżniejszych urzędów różnych szczebli. Są sprawy, których rozwiązanie wymaga czasami skoordynowania działań kilku a na-wet kilkunastu urzędów. I oni nad tym wszystkim muszą zapanować. I wygląda na to, że panują.
Andrzej Gzyło
Od redakcji
Strażnicy miejscy wykonują masę żmudnej roboty, której nie widać na co dzień, wymagającej doskonałej znajomości przepisów, prawa czy najróżniejszych proce-dur a nawet talentów dyplomatycznych. Czasami efekty ich działań widzimy od razu, czasami dopiero po kilku tygodniach lub nawet miesiącach. I często nawet nie wiemy, że to im zawdzięczamy wreszcie rozwiązanie sprawy, która nam zatruwała do tej pory życie.Ekipa bezrobotnych sprząta Wesołą. |
Kontrola działek, na których są częste włamania. |