Straciłem prawko. A państwo nieźle zarobiło
8 listopada 2013
Jazda pod wpływem alkoholu to nie tylko niebezpieczeństwo dla pieszych i współużytkowników dróg. To także ogromny kłopot dla nieodpowiedzialnego kierowcy. - Mam nauczkę. Już nigdy nie wsiądę za kółko po alkoholu. Także z tego powodu, jak państwo wyciąga pieniądze. I jaki mamy bałagan - mówi pan Marek, który na pół roku stracił prawo do kierowania pojazdem.
- Trochę jeszcze ode mnie zionęło. Dmuchnąłem w balonik - wyszło 0,26 promila, a powyżej 0,2 już jest wykroczenie. Kolejne dmuchanie po 15 minutach i już wszystko było w normie. Ale na to już nie zwracali uwagi, skazali mnie jakbym "na bani" wyjechał w miasto - żali się pan Marek. I przytacza swoją historię. Ku przestrodze.
Nikt nie chce moich pieniędzy
Po jakimś czasie dostałem wezwanie na komendę na ul. Waliców na Woli. Policjantka poinformowała mnie, że wszelkie skargi nie mają sensu, bo sąd i tak będzie wiedzieć swoje. Mogę tylko pogorszyć sytuację. No to zgodziłem się z sugerowaną propozycją wyroku: 500 zł i półroczny zakaz kierowania. Faktycznie, na tym w sądzie stanęło i to całkowicie bez mojego udziału. No, ale potem się zaczęło.
500 zł dostałem, ponieważ przyznałem się, że dorywczo pracuję. Gdybym był bezrobotny, dostałbym mniej. Do wyroku doliczono 100 zł kosztów sądowych. A jakich, kiedy nawet rozprawy nie było?
Po pewnym czasie zdecydowałem się uiścić tę kwotę. Tyle że nie miałem jak, bo numeru konta nie było. Dostałem potwierdzenie wyroku z sądu, ale to tyle. Zanim na dobre się zebrałem, żeby zadzwonić na ul. Kocjana okazało się, że moją sprawę przejmuje sąd rejonowy przy Marszałkowskiej. Dostałem 500 zł grzywny, ponieważ przyznałem się, że dorywczo pracuję. Gdybym był bezrobotny, dostałbym mniej. Nie mam pojęcia, dlaczego i po co. Przez telefon poznałem numer konta i pieniądze wysłałem. Po dwóch tygodniach zadzwoniła pani z wydziału finansowego z informacją, że pod tym adresem nikt nie chce pieniędzy. Nie poinformowano mnie wcześniej, że przy Marszałkowskiej jest sąd rejonowy dla Śródmieścia i całej Warszawy. Ja wysłałem pod pierwszy adres. Znalazłem drugi numerkonta i wysłałem ponownie. Pieniądze wróciły...
Zadzwoniłem na Kocjana a tam nikt nie kojarzył mojego numeru sprawy. Jak już zdążyłem się wkurzyć, dostałem awizo na pocztę. A tam blankiet z numerem konta sądu z Marszałkowskiej. Tego drugiego, dla miasta! Wysłałem, jak na razie nic nie wróciło...
Terminy na ostatnią chwilę
Prawo jazdy miałem odebrać 14 października. Już się szykowałem, kiedy znów pocztą dostałem powiadomienie, że aby odzyskać prawko, muszę iść na badania - lekarskie i psychologiczne. Dodatkowo 300 i 120 zł. Dostałem grzywnę 500 zł, sąd 100 zł. W sumie wyszło 1020 zł! Czyli ponad dwa razy więcej. Tak właśnie państwo wyciąga od obywateli pieniądze.
Decyzja o badaniach zapadła 2 września, a urząd dzielnicy Bemowo wysłał ją do mnie dopiero 26.09. Bo wtedy otrzymał wyrok z sądu. Na badania psychologiczne trafiłem 8 października. A na lekarskie - 21 października. Czyli już tydzień za późno. Wyrobienie nowego prawka to już dwa tygodnie. Znajomy mi wytłumaczył, że gdyby policja mnie zatrzymała pomiędzy 14 a 28 października, zapłaciłbym tylko zwyczajowe "pięć dych" za brak dokumentu, a nie za jazdę bez zatrzymanego prawa. "Tylko" pięć dych. Czyli łącznie już 1170,50 zł.
Badanie na śniadanie
Najciekawsze w tym wszystkim było badanie psychologiczne. Oczywiście z samego rana, zamiast śniadania. Odpowiadanie na pytania typu: ile razy pijesz alkohol albo czy jesteś rozmowny w dużym towarzystwie - do przeżycia, zrozumiałe. Gorsze były rysuneczki, kiedy do dwóch rzędów kwadratów, kółek oraz krzyżyków, musisz w trzecim dopasować brakujący element. I tak 60 razy. Pod koniec stawiałem znaki już mechanicznie. A pomyliłem się tylko 16 razy.
Potem wsadzają dwóch delikwentów do ciemni i przez 15 minut przyzwyczajasz wzrok. Następnie na czarnej ścianie powoli rozjaśnia się kula, na której obrzeżach musisz wychwycić punkcik, coś jakby przerwę w obramowaniu. Kilkakrotnie, za każdym razem jakby zegar wskazywał godzinę 12, trzecią, szóstą albo dziewiątą. Właściwie tego nie widać, ale coś tam majaczyło. Udało się zgadnąć. Potem jeszcze dwie próby po ciemku, a potem w innej sali czytanie na czas. Liczby, np. od 35 do 74, każda na środku kwadracika, a w nim pod nią inna. Są rozrzucone, ty je po kolei ustawiasz, ale zapisujesz te liczby z dołu. W ciągu trzech minut. Mnie się udało.
No i na koniec - noga na pedał, na ścianie sygnalizator. Wciskasz pedał tylko na czerwień, ale co chwila wyskakuje co innego. Ciekawy był też rząd przycisków na pulpicie. Trzeba szybko wcisnąć ten, który się zaświeci. Po co to wszystko?
Specyficzne doświadczenie to całe badanie. Tylko dlaczego tak długo (ponad trzy godziny) i dlaczego tak drogo? Piłeś - nie jedź. Ja zapamiętam na długo.
mac