"Sama sobie zrobiłam". Krótki kurs kupowania biletu
2 marca 2018
Od początku roku w autobusach można obserwować oryginalne sceny. Warszawiacy oduczają się kupowania biletów od kierowców.
Gdy Zarząd Transportu Miejskiego zapowiedział, że od 1 stycznia 2018 roku nie kupimy już biletu u kierowcy, w internecie - jak zawsze i przy każdej okazji - zawrzało. Większości komentujących decyzja się podobała, ale oczywiście nie zabrakło krytyki. Co z osobami, które nie mają karty, a trafią na biletomat tylko na kartę? Co z zagubionymi w wielkim mieście turystami? Co z emerytami? Co z zapominalskimi? Co z tymi, którzy nie lubią biletomatów?
Cudze chwalicie
Cała ta wirtualna dyskusja przypomniała mi zdarzenie sprzed kilku lat.
Koniec biletów od kierowcy. "Awanturnicy opóźniają autobus"
ZTM zamierza zwolnić kierowców z obowiązku sprzedaży biletów. Najwyższy czas zacząć nosić kartę płatniczą albo... lepiej planować przejazdy.
Wracając z Gdańska autobusem z czerwonym logo miałem okazję przysłuchiwać się (taka praca!) wypowiedziom turystów zmartwionych perspektywą dostania się z Młocin do centrum Warszawy po 23:00. "Od kogo kupimy bilety? Może będzie jakiś biletomat?". Gdy autobus wjechał na jasno oświetloną pętlę przy Kasprowicza, wypełnioną ludźmi, nowoczesnymi tramwajami i autobusami, zapadła cisza. Zakładam, że gdańscy turyści odczuli mały szok kulturowy, gdy zobaczyli, jak Młociny prezentują się w porównaniu z nadbałtyckim dworcem PKS. Wkrótce przekonali się też, że biletomatów jest w okolicy mnóstwo, są łatwe w obsłudze a Warszawa jednak da się lubić.
A jednak się da
Przekonały się o tym osoby, które kilka dni temu widziałem podczas przesiadki z SKM-ki do autobusu na białołęckiej stacji Płudy. Sądząc z kilku pokaźnych walizek, para w średnim wieku wracała właśnie z lotniska, ale najwyraźniej nie miała już ważnych biletów (albo nie zauważyła, że 75 minut jeszcze nie minęło, co też się zdarza). Na kabinie kierowcy co prawda wisiała naklejka o braku biletów, ale kobieta i tak podjęła próbę. Pierwsze niepowodzenie. Turyści zerknęli nieufnie na biletomat, po czym... skorzystali z "telefonu do przyjaciela". Po krótkiej konsultacji podjęli próbę skorzystania z maszyny.
Za pierwszym razem nie udało się go włączyć. Trudno to zrobić, gdy naciska się klawisze terminalu płatniczego, zamiast - tak jak głosi instrukcja - dotknąć ekranu.
Za drugim razem nie udało się zapłacić, bo biletomat nie chciał monet.
Udało się za trzecim razem, po przyłożeniu karty. Wszystkie podejścia trwały w sumie może 30 sekund.
"Sama sobie zrobiłam"...
...miała powiedzieć żona Kazika Staszewskiego, gdy udało się jej wydrukować bilet do metra w Pradze. Artysta uwiecznił to w utworze "Mars napada" a kto był w Czechach, ten wie, że łatwo nie było.
A jak jest w Warszawie? Czy zakup biletu to duża trudność? Dajcie znać w komentarzach.
(dg)
.