"Proszę usunąć psa z sali". Absurdy obrad online
18 października 2020
Od kiedy sesje rady dzielnicy odbywają się w trybie zdalnym, stały się zdecydowanie ciekawsze.
Wielokrotne sprawdzanie listy obecności, problemy z połączeniem, radni znikający podczas głosowania - sesje online rady dzielnicy mają wiele wad. Niektórzy samorządowcy widoczni na ekranie toną w ciemności, innych nie widać wcale, jeszcze inni - jak burmistrz Urszula Kierzkowska - pokazują tylko górną połowę głowy. Niekiedy dochodzi do sytuacji, które w normalnym trybie obrad nie miałyby prawa się wydarzyć.
Czyj pies zabrał głos w dyskusji?
Sesja rady dzielnicy, 14 października. Pod koniec prawie 5-godzinnych obrad głos zabiera wiceburmistrz Jakub Gręziak. Choć wcześniej zastępca nie miał problemów z połączeniem, tym razem nawet go nie widać. Dźwięk przerywa, a w tle niespodziewanie rozlega się szczekanie psa. Ponieważ wielu samorządowców ma włączone mikrofony, nie wiadomo, skąd dochodzi.
- Bardzo bym prosił, żeby ktoś usunął psa z "sali obrad" - żartuje przewodniczący Jarosław Dąbrowski, sugerując wyłączenie mikrofonu właścicielowi zwierzęcia. - Słychać pana cyklicznie. Teraz nawet trochę widać, ale nie słychać. Nie pogadamy chyba, panie burmistrzu.
Sesje bardziej merytoryczne
Tym razem nie dowiedzieliśmy się, co wiceburmistrz Jakub Gręziak miał do powiedzenia w sprawie nazwy "Trzech Lotniczek Polskich", planowanej dla błotnistej drogi między Dywizjonu 303 a Maryninem. Mimo przejściowych problemów technicznych wirtualne obrady na Bemowie odbywają się jednak wyjątkowo sprawnie. Można zaryzykować nawet teorię, że są bardziej merytoryczne, niż sesje organizowane w ratuszu.
Są zapewne także wygodniejsze dla radnych, choć na razie nikt z naszych reprezentantów nie poszedł drogą pełnego relaksu, wyznaczoną przez poznańskiego radnego Michała Grzesia. W lipcu samorządowiec pojawił się na posiedzeniu komisji... leżąc w łóżku w piżamie.
(dg)