Proboszcz parafii w Płudach odchodzi na emeryturę
19 czerwca 2012
Do jubileuszu 25-lecia posługi w parafii w Płudach zabrakło ks. prałatowi Mirosławowi Bielawskiemu zaledwie roku. Decyzją władz kościelnych, trzy lata po osiągnięciu wieku emerytalnego przewidzianego w prawie kanonicznym, przestaje być proboszczem.
Energicznie przystąpił do pracy. Wyremontował kaplicę i zadbał o jej oryginalny, nawiązujący do okolicznych lasów, "drewniany wystrój" z charakterystycznymi płaskorzeźbami Ostatniej Wieczerzy, Jezusa Miłosiernego, Matki Boskiej Bolesnej. Ogrodził teren kościelny, zbudował boisko, uporządkował kwestie własnościowe, wyremontował pomieszczenia w "Domu Katolickim", kilkakrotnie konserwował i zabezpieczał stary kościół, na kościelnym wzgórzu stworzył Miejsce Pamięci Narodowej, poświęcone ofiarom powstań i wojen, zelektryfikował dzwony, a ostatnio doprowadził do wzniesienia stacji Drogi Krzyżowej i pomnika Jana Pawła II oraz kardynała Wyszyńskiego. Ze względu na dynamicznie rosnącą liczbę mieszkańców, w 2002 roku rozpoczął budowę nowego kościoła. Obiekt został wzniesiony w niespotykanym, imponującym tempie pięciu lat. Co więcej, w chwili konsekracji nie tylko stały mury, ale świątynia była w pełni wyposażona od posadzek, poprzez ławki, po witraże w oknach.
Ciekawostką jest, że przed parafią w Płudach ks. Bielawskiemu proponowano budowę innych kościołów. Wzbraniał się wówczas, nie widział siebie w roli organizatora tego rodzaju inwestycji. Jak sam wielokrotnie wyznawał, decyzja o rozpoczęciu budowy w Płudach wynikała z wewnętrznego impulsu, "Bożego głosu, który usłyszał podczas podniesienia w trakcie mszy".
Wielu wiernych przyznaje, że zgromadzenie znacznych pieniędzy w tak krótkim czasie wynikało nie tylko z zamożności parafian, ale również z umiejętności zjednywania ludzi i "stylu bycia" proboszcza. Poza tym w kosztach budowy partycypowali także dawni studenci księdza Bielawskiego z okresu kiedy był duszpasterzem akademickim. Nie szczędził też własnych pieniędzy oraz oszczędności swojego ojca. Warto dodać, że proboszcz równolegle z budową kościoła prowadził inne remonty i inwestycje: konserwował Dom Katolicki, przygotował kaplicę przedpogrzebową, zainstalował maszty na flagi... Niemal każdy rok przynosił kolejne pomysły i inwestycje. Najnowszą jest znajdujące się w nowej świątyni małe Muzeum Jana Pawła II, w którym m.in. znalazł się kajak Karola Wojtyły "Zum Zum", przekazany przez prof. Andrzeja Zielińskiego i Avetkowy Klub Kajakowy Jana Pawła II.
Dbałość o to, co zewnętrzne szła w parze z troską o duchowy wymiar funkcjonowania parafii. W końcu trudnych lat 90. proboszcz założył pierwszy w Polsce "parafialny pośredniak", który znajdował pracę dla osób jej potrzebujących.
Ksiądz Bielawski ma również spory wkład w ocalanie lokalnej historii. W 1996 roku wydał książkę "W drodze do jubileuszu", będącą bardzo dobrze udokumentowaną historią kościoła i parafii w Płudach. Kilka lat później ukazała się jej druga część, opisująca najnowsze wydarzenia z życia wspólnoty. Wspierał "Solidarność" Rolników Indywidualnych, na bazie zbiorów przekazanych przez rodzinę zmarłych braci Zawadzkich zorganizował przy parafii bibliotekę ich imienia, a na początku lat 90. zainicjował też obchody dzielnicowych dożynek, które obecnie wyróżniają Białołękę spośród innych dzielnic.
Wspierał rozwój wspólnot parafialnych. Był otwarty na inicjatywy świeckich. Dzięki temu mogliśmy zainicjować obecnie już ogólnopolski festiwal teatralno-bożonarodzeniowy "Betlejem u Avetek", którego pierwsze edycje odbywały się właśnie w Płudach. Na stałe do kalendarza imprez kulturalnych weszła też doroczna "Cecyliada", czyli przegląd chórów i zespołów muzycznych oraz cykliczne koncerty w dawnej kaplicy, organizowane we współpracy z Fundacją Ave.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w połowie lat 90. Kilka dni po przeprowadzce do Płud z drugiego krańca miasta, zagadnąłem księdza po wieczornej mszy. Przedstawiłem się i w skrócie opowiedziałem o swoich doświadczeniach z parafii w Natolinie. Kiedy zakończyłem pytaniem "czy na coś się przydam?", zobaczyłem na twarzy serdeczny uśmiech i charakterystyczny błysk w oku, a za chwilę usłyszałem bardzo konkretne zaproszenie: "Świetnie! Jeśli chcesz pomóc - zapraszam w niedzielę na godzinę dziewiątą. Tu są drzwi na chór. A z resztą sobie poradzisz..." Później wielokrotnie byłem świadkiem wielu podobnych spotkań z ludźmi. Za każdym razem to samo zaufanie, otwartość, twórcza inspiracja, umiejętność angażowania do współpracy.
Utkwiła mi też w pamięci rozmowa księdza Mirosława i mojego taty, która miała miejsce kilka tygodni po tym, jak zaczęła się moja przygoda piętnastolatka - organisty i chórmistrza. Tata w dość patetyczny sposób dziękował księdzu za opiekę nade mną, życzliwość, zainteresowanie, wreszcie za pomoc w wychowaniu. "To nie tak" - zaprotestował proboszcz. - "Wychowujemy się nawzajem: trochę ja Bartka, trochę on mnie". Wówczas zawstydziłem się, ale po latach myślę, że trzeba dużej odwagi, wrażliwości i pokory zarazem, by w wieku sześćdziesięciu paru lat mówić, że jest się wychowywanym przez nastolatka. Trzeba rzadkiej otwartości...
I za nią dziękuję!
Bartłomiej Włodkowski
Autor jest białołęckim aktywistą i popularyzatorem historii, prezesem Fundacji Ave