REKLAMA

Bemowo

różne »

 

Poszedłem "na Kubicę"

  31 sierpnia 2007

F1 na BMW-ie...

REKLAMA

Miasteczko Pit Lane Park jest imprezą towarzyszącą wyścigom Grand Prix Formuły 1. W Warszawie stał się precedens. Po raz pierwszy Pit Lane Park powstał w miejscu, które ze ściganiem nie ma nic wspólnego. Zapowiadało się wielkie wyda-rzenie. Tak przekonywał komentator sportów motorowych Andrzej Borowczyk. Wizyta w Pit Lane Parku może dostarczyć więcej emocji niż sam wyścig. Skoro tak... skoro za darmo, skoro ludzie ze Szczecina jadą przez pół Polski do stolicy "na Kubicę", to ja, warszawiak z dziada, pradziada nie pójdę? Poszedłem...

Robert na Bemowie pojawił się tylko na moment. Pierwszego dnia spotkał się z dziennikarzami, dał pokaz swoich umiejętności, po czym wyparował niczym kam-fora. Pomimo tego w imprezie trwającej trzy dni wzięły udział dziesiątki tysięcy entuzjastów prędkości. Na mieście i tak mówiono o "Kubicy na Bemowie", który już tylko z plakatów uśmiechał się zadziornie.

Żeby dostać się do serca wyścigowego miasteczka, czyli do samego Pit Lane Parku, trzeba było (łyżka dziegciu musi być!) odstać swoje w trzech długich ko-lejkach. Mimo to wiele osób po kilka razy odwiedzało imprezę. Relacje z wyda-rzenia, które to uznano za zupełnie wyjątkowe, otwierały wszystkie serwisy spor-towe. Był to w zasadzie pierwszy kontakt warszawiaków z Formułą 1. Co prawda kilka miesięcy temu Sebastian Vettel rozpędzał swój bolid po moście Święto-krzyskim, ale nie było to wydarzenie na tyle interaktywne, co Pit Lane Park na lotnisku.

A co takiego czekało na uczestników bemowskiej imprezy? Ano, żeby precy-zyjnie oddać wszystko, jak się patrzy, oczywiście zgodnie z życzeniem organiza-torów (oczko do Czytelnika), trzeba zacząć relację na przykład gdzieś w okolicach Dworca Centralnego albo placu Wilsona. Między innymi tam właśnie na warsza-wiaków czekały specjalne, bezpłatne autobusy linii F1 (oczywiście superekspre-sowej!).

Na Bemowie już łatwo było się zorientować, gdzie ten cały piknik! Za tłumem kupą! Za tłumem! Tak więc momentami w plażowo-pustynnych warunkach tabuny ludzi, w tabunach kurzu pędziły ku odległym dźwiękom z megafonów. I już pachniało wielkim ściganiem. Z głośników płynął głos, który przenosił jakby na kanapę przed telewizor. Od piątku do niedzieli o bieżących wydarzeniach, zagubio-nych kurtkach, dokumentach, a przede wszystkim zbłąkanych nieletnich, poszuku-jących mamy i taty, informował znany komentator sportów motorowych Andrzej Borowczyk. A można było sobie posłuchać. Można było... bo przecież tylko dźwięk sforsuje barykady (póki co widoki żadne). Słuchaliśmy z tłumem, stojąc w pierwszej kolejce. Z kolejką miała tyle wspólnego, że na coś się czekało, i że ci z przodu zdawali się być jacyś nieco weselsi od tych, którzy w odwodzie domykali tę nieforemną bryłę ludzką. Zresztą, o ile "tyły" miały jeszcze możliwość wycofania się, o tyle "czuby" mogły już tylko pokornie czekać na gościnne uchylenie bramy (może to więc było takie uśmiechanie się głupiego do sera? Nie wiem...). I tak, co nierówną godzinę uchodziło powietrze z tego balonu rozepchanych łokciami ludzisków. Wlewało się przez otwartą na bardzo krótką chwilę bramę jakieś tysiąc pięćset osób, czy coś... kto by to precyzyjnie porachował?!

Narzekając nieco na sprawność organizacyjną, zręcznie przekłuję kolejny balon, który już zdążył się niemiłosiernie nadymać tym półtoratysiącem szczęś-liwców wpuszczonych do przedsionka motoryzacyjnego raju (choć odgłosy silników do anielskich nie należą)... za kolczasty płot. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Przezorni kibice dojadali suchy prowiant, pośpiesznie dopijali resztki płynów, które przytaszczyli z domów, bo oto trzeba było już w pojedynkę przeprawić się przez kolejne, tym razem obrotowe bramki. Wszelkie napoje porzucić i pozwolić się grzecznie zrewidować. Żar z nieba! Ale cóż to za poświęcenie? Żadne! Powiadam żadne, gdy już na rogatkach tego miasteczka wyścigowego witały nas urocze nie-wiasty wręczające swoiste karty wstępu (jak elita to elita!). Dziewczęta ubrane w obowiązkowe uniformy, nie pozostawiające wątpliwości, kto jest tutaj organi-zatorem (i nie mówię wcale o automobilklubie). Oczywiście chodzi o Bemowo! No daję słowo! Wszędzie skróty nazwy dzielnicy: BMW, BMW, BMW, BMW Sauber (chuligański wybryk? Czy ki piorun?!), BMW... BMW-o!

Już można było odetchnąć pełną piersią. Przed chwilą kolejny kierowca, ku uciesze tłumu, spalił kolejny komplet opon, i przyjemny smrodek drażnił ro-zegzaltowane nozdrza. Formuła 1 panie dzieju! Sport dla wybranych! High life pięknych i bogatych. Nic tylko zjeść kiełbasę z grilla!... No, ewentualnie karkówkę dla wyższych sfer (10 złotych: mięso podane z bułką i ogórkiem + musztarda z wiadra = pycha).

Tak... jeszcze gofry na deser, coca-cola pod czerwonym parasolem i pokrzepionym można ustawić się na powrót w kolejce (a jakże!). Kolejka długa, jak pociąg towarowy ze Śląska do elektrociepłowni Żerań. Pozawijana, ale schludna, tnąca cały plac na niemal równe części. Kolejna godzina przebierania nogami w napięciu oczekiwania. Ale to już czysta frajda! To już panie, takie kulturalne stanie! Można wymienić się w tym staniu z kolegą, z synem, matką, żoną, ojcem, bratem etc. Jedni stali, inni korzystali ze wszechobecnych atrakcji. To sobie ktoś zasiadł za sterami symulatora, to ktoś, folgując swojej próżności, zakupił BeMoWski gadżet, to ktoś inny powiercił wiertarką w oponie, jeszcze inny ktoś wypadł w ogóle z pola widzenia...

Centrum! Nareszcie Pit Lane Park! Przesławny Pit Lane Park, który otwiera przed kibicem swoje podwoje, objawia wszelkie tajemnice! Hmm... w telewizji wygląda to nieco inaczej. Gdzie ci faceci w skafandrach tankujący bolidy w trzy sekundy? Gdzie ci mechanicy wymieniający w pięć sekund zestaw opon? Gdzie ten pośpiech, ta rywalizacja, uciekający czas? Oj, mniejsza o to. Dla maniaków F1 to dzień święty (w końcu niedziela!). Bolid Kubicy, bolid Heidfelda, jeszcze kilka samochodów innych klas, od F3 po limuzyny. Tak... nietypowy ten Pit Lane Park... Kolejne stoiska z gadżetami... na środku mini tor z dwiema niewielkimi pętlami. Gawiedź gromadzi się na pokaz! Co z tego, że bolid F1 pojedzie za godzinę, dopiero dla następnej grupy zwiedzających. Niespełna szesnastoletni kierowca F3 już wsiadł do swojej maszyny. Zielone światło! Ruszył! Jest już na wirażu! Co za emocje! Kolejny komplet opon dymi jak przypalany przez samego diabła. Kawałki gumy pryskają dookoła. Całe szczęście, że dla bezpieczeństwa ustawiono szklane ekrany. Całe szczęście, że każdy w uszy wsadził stopery, bo mogłoby dojść do prawdziwego nieszczęścia! Tyle opowieści o muzyce ryku rozjuszonego silnika, ale cóż, skoro można ogłuchnąć, to lepiej jednak nie słuchać (mam rację? Znowu oczko). Po dwóch minutach radości atmosfera opada... asfalt stygnie.

Po tej ogromnej dozie adrenaliny (o której mnie tak pieczołowicie zapewniano) związanej z paleniem gum, podekscytowany tłum pospieszył formować kolejne sznureczki. Ustawiłem się w najdłuższym (a co, tłum się mylić nie może!). 15 minut do końca zwiedzania centrum, a ja stoję z grupą znajomych i czekam... już widzę o co chodzi. Zdjęcia! Zdążę? Błyszczy bolid tego mniej lubianego Niemca z teamu naszego rodaka. Na jednym kole prześliczne hostessy (nie wiem, czy to odpo-wiednie słowo, może w slangu F1 jest jakieś bardziej adekwatne?), a na drugim kibic, czasem kibicka. Dwie minuty i świeże, ciepłe zdjęcie trafia do rąk własnych kibica (czasem kibicki). Ach te smukłości, krągłości, te warunki... bolid pierwsza klasa! A ja w kontakcie z nim fizycznym. Wrażenia nie do opisania (minimalne zmrużenie oka). Zdążyłem! Ostatni, ale zdążyłem...

Trzy godziny. Zdecydowani, nie awanturujący się goście mniej więcej trzy godziny spędzali w miasteczku. Potem już do wyjścia i do autobusu (oczywiście F1).

Byłem "na Kubicy".

Piotr Otrębski


 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuBemowo

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA