Podsumowanie roku - koniec milczenia
23 grudnia 2011
Przez przeszło rok nie angażowałem się publicystycznie w sprawy Targówka, będąc pochłoniętym moją pracą naukową nad samorządem. Jedyne, co docierało do mnie z poczynań władz naszej dzielnicy, to najgłośniejsze doniesienia prasowe. Jako mieszkaniec czuję się niestety nieco zdegustowany.
Wymuszenia?
Pierwsza, opisywana w kwietniu na łamach "Życia Warszawy", jest o tym "Jak radni z Targówka robotę załatwiali". Sprawa dotyczyła radnych, którzy powołując się na uzgodnienia i wpływy polityczne, rzekomo wymuszali na dyrektorce ośrodka pomocy społecznej zatrudnienie wskazanych przez siebie osób. Dyrektorka powiadomiła o incydencie burmistrza, a ten złożył zawiadomienie do prokuratury. Prokuratura z kolei nie stwierdziła znamion przekroczenia uprawnień i umorzyła śledztwo.
Radny bez mandatu
Druga sprawa to przeprowadzona w połowie roku akcja rady dzielnicy na rzecz pozbawienia mandatu radnego Jacka Rybaka. Stwierdzono wygaśnięcie mandatu radnego z powodu naruszenia zakazu prowadzenia działalności gospodarczej z wykorzystaniem mienia m.st. Warszawy. Radni w dość pokrętny sposób udowadniali, że skoro ich kolega mieszka w zasobach komunalnych, a adres miejsca prowadzonej przez niego działalności gospodarczej jest tożsamy z jego miejscem zamieszkania, to złamał prawo i powinien stracić mandat. Radny Jacek Rybak sprawę skierował do sądu administracyjnego i wygrał. Nie chcę tu oceniać tej postaci, najwyraźniej jednak wzbudził on tak wiele negatywnych emocji wśród swoich kolegów radnych, że postanowili go srodze skarcić. Nie mniej jednak radni powinni przede wszystkim stać na straży prawa i zapoznawać się z orzecznictwem sądów w podobnych sprawach, aby dążąc do jakiegoś celu nie kompromitować się. Dziwne, przecież w urzędzie są radcy prawni, a zawodowi prawnicy znajdują się nawet wśród radnych i nie wiem, jakież to "odmóżdżenie" nimi zawładnęło, że zaprzeczyli swoim kwalifikacjom. No cóż, jeżeli taka jest kultura prawna naszych funkcjonariuszy publicznych, którzy poprzez podejmowane decyzje kierują naszym losem, to nie można powiedzieć, że nasz los jest w dobrych rękach.
Przepłacony koncert
Trzecia sprawa wypłynęła do opinii publicznej w listopadzie. Okazało się, że władze dzielnicy Targówek zapłaciły aż 125 tysięcy złotych za dwa koncerty w teatrze Rampa rzekomo wielce sławnej śpiewaczki Niny Nowak. Koncerty zobaczyło kilkaset osób, a znani krytycy stwierdzili, że śpiewaczka nie jest wcale sławna, zaś fachowcy z branży muzycznej uznali, że (delikatnie mówiąc) za drogo to wszystko kosztowało. Tym bardziej dziwi fakt, że za taką kwotę zorganizować można było bez problemu imprezę plenerową dla wielu tysięcy mieszkańców, z udziałem najznakomitszych polskich artystów. Władze miasta zapowiedziały dokładne przyjrzenie się tym gigantycznym wydatkom zaznaczając, że rzeczywiście mają wątpliwości, czy były one zasadne.
Tramwajowy egoizm
Czwarta sprawa to egoistyczna postawa radnych Targówka, która zaowocowała uchwałą o rezygnacji z linii tramwajowej w ulicach: Św. Wincentego i Głębockiej w kierunku Białołęki. Sam byłem radnym tej dzielnicy i wiem, że wiele jest tu problemów i braków inwestycyjnych. Wstyd mi za moich kolegów, którzy pokazali, że nic ich nie obchodzą problemy sąsiadów. Wszyscy jesteśmy mieszkańcami Warszawy i rozwój miasta wymaga koordynacji działań. Już dziś mieszkańcy Targówka jadący w godzinach szczytu ulicą Św. Wincentego i Głębocką stoją w gigantycznych korkach ze względu na to, że jesteśmy strefą tranzytową dla mieszkańców wschodniej Białołęki, których z roku na rok przybywa. Paradoksalnie ich problemy są naszymi, jeździmy tymi samymi drogami i egoistyczne działania naszych władz wcale nie sprawią, że nasi sąsiedzi przesiądą się do helikopterów, aby nam nie przeszkadzać. Nie mają alternatywy, nie będą mieli metra przez wiele lat, a muszą sprawnie i szybko przedostać się do głównych węzłów komunikacyjnych w mieście, muszą jakoś dojeżdżać do pracy. Naszym włodarzom zabrakło wyobraźni, nie dostrzegli, że nowa linia tramwajowa usprawniłaby również podróż mieszkańcom Targówka, szczególnie tym, którzy rano starają się przejechać np. autobusem od skrzyżowania ul. Kondratowicza i Św. Wincentego w kierunku ronda Żaba. Słyszałem przy tym dość niedorzeczny argument, że "nasi" nie zmieszczą się do zapełnionego tramwaju jadącego z zaludnionej Białołęki. Może gdyby jechał jeden tramwaj na godzinę, to byłby kłopot, ale wszystko zależy od organizacji taboru. Na szczęście dla mieszkańców Białołęki stanowisko władz Targówka nie ma większego znaczenia, bowiem w nowym ustroju miasta od 2002 r. dzielnice są sprowadzone do roli opiniodawczej. Mogą się prężyć i napinać, ale ostateczne decyzje zapadają na szczeblu centralnym. Jako wieloletni zwolennik samodzielności byłych gmin warszawskich nie wiedziałem, iż nadejdzie kiedyś taki dzień, kiedy będę się cieszył, że nasi targówkowscy radni nie mają władzy stanowienia o naszym losie.
Sebastian Kozłowski
Autor był radnym Targówka, a także wiceburmistrzem tej dzielnicy. Obecnie jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego.