Pocztówka z Galicji
12 maja 2006
Każde miejsce ma swoją porę roku, w której wygląda najlepiej. Góry - wiadomo - zimą, Mazury i Suwalszczyzna pełnym, dojrzałym latem, Kazimierz nad Wisłą czy Bieszczady to jesień. Galicja wygląda chyba najpiękniej wiosną, podobnie jak zielona Białołęka, czy raczej to, co z niej zostało.
Takim miastem, które chyba najpełniej wyraża istotę galicyjskości jest Przemyśl, który ma w sobie coś z Rzymu - nie tylko ukształtowanie terenu, ale również mnogość zabytków, dramatyczną historię, niesamowity dworzec, który inspirował artystów, jak choćby Nikifora Krynickiego. Również klimat miasta, który wyrażała jedna z restauracji, gdzie na marmurowych posadzkach w stylowych wnętrzach kelnerzy w liberii podawali gościom pierogi ruskie.
Przemyśl był naszym odkryciem przed trzema laty. Tym razem ruszyliśmy do Jarosławia, Przeworska i Rzeszowa. Wycieczkę zaczęliśmy jednak od krakowskiej Nowej Huty - miasta, które miało być wzorcowym miastem socjalistycznym. Dziś monumentalne budowle pokryte patyną czasu ładnie korespondują ze świeżą zielenią - być może słabość do tego typu architektury została u mnie z czasów dzieciństwa, kiedy to samotnie najdalej zapuszczałem się na plac Leńskiego (dziś Hallera), który właściwie architektonicznie stanowi swoistą miniaturę zabudowy Nowej Huty. Jak w zamyśle komunistów Nowa Huta miała równoważyć stary Kraków, tak sama jest architektonicznie równoważona przez zespół klasztorny w Mogile - jedną z najstarszych siedzib cystersów na ziemiach polskich.
Jarosław - mimo swojej nazwy - jest bardziej łaciński niż Przemyśl. Przyczynia się do tego renesansowy ratusz i takież kamienice w Rynku. Z tradycji handlowej pozostały z jednej strony stare podziemia, z drugiej modernistyczna hala targowa. W miejscu dawnego ośrodka miejskiego z okresu średniowiecza pozostał duży zespół klasztorny, obecnie używany przez dominikanów. Nad samym miastem góruje inny klasztor, również z czasów średniowiecznych. Na przeciwległym krańcu leży osiemnastowieczna cerkiew grekokatolicka. Każde z tych miejsc przeżywało swoje dramaty, doświadczało historii.
Między dwoma zespołami klasztornymi - dawnym bożogrobców i bernardynów - położony jest stary Przeworsk. Ciekawa jest ulica wiodąca w stronę kościoła bernardynów - wygląda jakby wiek XX ominął to miejsce bielone wapnem chaty, które stopniowo wypierają nowoczesne parterowe domki. Wiek XIX miesza się tu z XXI.
W Przeworsku z dawnej Galicji, ale także II RP pozostał etos obywatelski. Widać w przestrzeni publicznej stowarzyszenia samopomocowe - to chyba jeden z powodów, dlaczego mniej tam widocznej biedy niż w Warszawie czy na Mazowszu.
Droga powrotna wiodła przez Rzeszów - uroczy rynek, a na przedłużeniu rynku - cmentarz z XIX wieku, porównywalny chyba do wileńskiej Rossy czy starych Powązek. Nad miastem, w otoczeniu secesyjnych willi, góruje dawny zamek Lubomirskich, z którym wiąże się dramatyczna historia mojej rodziny - tutaj w 1944 roku w areszcie UB był przetrzymywany dziadek wraz z innymi żołnierzami AK przed wywózką do Stalinogorska.
Wracając zawadziliśmy o Bochnię, której największą atrakcją jest kopalnia soli, może nie tak znana, jak ta w Wieliczce, ale równie okazała, a przede wszystkim znacznie bardziej przyjazna zwiedzającym - zwłaszcza z małymi dziećmi.
W Galicji przetrwał również klimat kawiarni - być może wynika to z tradycji CK, a może z tradycji obywatelskiej - że ludzie bardziej się potrzebują, bardziej chcą być ze sobą. Ostatnio coś takiego odżywa na Białołęce, ale to już temat na inny artykuł.
Krzysztof Madej
Autor jest historykiem, sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska. Na zdjęciu z żoną Anną.