Plan dla Chrzanowa uchwalony. Ogromne odszkodowania dla deweloperów
25 września 2020
Tereny zielone, a nawet kościoły na prywatnych działkach - tak prezentuje się nowy plan zagospodarowania zachodniej części dzielnicy. Jego koszt to ponad 600 mln zł a pieniądze trafią głównie do kieszeni deweloperów.
Ostatnich kilka dni upłynęło w warszawskim ratuszu pod znakiem gorącej dyskusji o przesuwaniu inwestycji, szukaniu oszczędności, braniu kolejnych kredytów i rosnącym zadłużeniu, w 2025 roku mającym sięgnąć 9,4 mld zł. W czwartek 24 września rada miasta najpierw przyjęła nowy, "kryzysowy" budżet, a potem - przy zaledwie jednym głosie sprzeciwu - zdecydowała o uchwaleniu planu zagospodarowania, którego realizacja ma kosztować..
Kiedy pojedziemy metrem? Budowa opóźniona
W internecie zaczęły pojawiać się pogłoski o przełożeniu otwarcia metra na Bemowie aż na rok 2025.
. 615 mln zł. Dotyczy on terenów Chrzanowa, a więc zachodniej części dzielnicy w rejonie Szeligowskiej i Batalionów Chłopskich. Warszawscy radni nie chcą pozostawić tego obszaru miasta naturalnemu rozwojowi, ale chcą go urządzić według wizji miejskich urbanistów. Wcześniej plan podzielił opiniujących go radnych dzielnicy i niemal doprowadził do rozpadu koalicji, gdy klub Wybieramy Bemowo zagłosował przeciw, a PO i PiS - za.
Skąd kontrowersje wokół planu Chrzanowa? Prawie wszystkie działki w okolicy stacji metra planowanej przy Szeligowskiej są w rękach prywatnych (należą m.in. do deweloperów). Choć do projektu planu złożono 354 uwagi, prawie wszystkie odrzucono. Najwięcej zarzutów dotyczyło ograniczania wysokości zabudowy w pobliżu stacji metra, a więc tam, gdzie powinna ona być możliwie najwyższa. Dodajmy, że w projekcie planu nie przewidziano np. parkingu park&ride w pobliżu stacji metra Chrzanów a na prywatnych działkach zaplanowano m.in. miejsca pod dwie świątynie (w domyśle: kościoły katolickie) i tereny zielone.
- Jaki jest związek między forsowaniem planu, będącego wydatkiem rzędu setek milionów a zapowiedzią wstrzymania inwestycji i problemami budżetowymi? - pytała podczas sesji rady miasta jedna z mieszkanek Chrzanowa. - Dlaczego na prywatnych działkach planowane są "usługi kultu religijnego", które mogą być realizowane przez związki wyznaniowe?
- Oczywiste jest, że w rejonie nowo powstających stacji metra rośnie zapotrzebowanie na zabudowę mieszkaniową, co rodzi intensyfikację tego typu zabudowy - dodała przedstawicielka firmy Robyg. - Dysponujemy czterema decyzjami o warunkach zabudowy wydanymi dla inwestycji przy Szeligowskiej. Uchwalenie planu w takim kształcie może rodzić roszczenia odszkodowawcze po stronie spółki, stąd w naszej ocenie prace planistyczne powinny zostać wstrzymane.
Zabierający głos podczas obrad mieszkańcy Chrzanowa apelowali o odłożenie prac nad planem do czasu uchwalenia nowego studium uwarunkowań przestrzennych, ale radni i urzędnicy pozostali nieugięci. Co bardzo istotne, zastępczyni miejskiego skarbnika Marzanna Krajewska wydała o planie opinię pozytywną, ale z poważnym zastrzeżeniem: uchwalenie dokumentu będzie oznaczać, że samorząd weźmie na siebie szereg inwestycji, których nie ma w budżecie na najbliższe lata oraz wypłatę roszczeń dla właścicieli, którym odebrano możliwość zabudowy wedle uznania. Mowa o kwotach rzędu 597,7 mln zł na wykup ziemi, 35,4 mln zł na budowę ulic i dróg rowerowych, 13,7 mln zł na kanalizację i 5,4 mln zł na urządzenie publicznych placów.
- Ten plan jest drogi, ale jego nieuchwalenie okaże się jeszcze droższe - uważa Marlena Happach, dyrektorka Biura Architektury i Planowania Przestrzennego m.st. Warszawy. - Nie da się przeznaczyć terenu wyłącznie pod zabudowę mieszkaniową. Tam są potrzebne drogi, szkoły, usługi publiczne i miasto ma obowiązek tego rodzaju funkcje zapewnić. Jeżeli chodzi o wysokość zabudowy, planujemy parametry takie, jak na Kabatach, a nawet wyższe. Funkcje kultu religijnego były umieszczone na skutek złożonych wniosków. Albo uchwalimy plan teraz, albo nigdy i Chrzanów zurbanizuje się w sposób chaotyczny.
Przyjęcie planu i przyjęcie przez samorząd zobowiązań rzędu 600 mln zł poważnie odbije się na inwestycjach w innych częściach miasta i dzielnicy. Choć nikt nie przyzna tego oficjalnie, w obecnej sytuacji finansowej samorządu nie stać na wydanie takiej kwoty, nawet przy założeniu, że wydatek będzie rozłożony na 10-15 lat. Gdy do ratusza ustawi się kolejka chętnych po odszkodowania, którym ograniczono prawo do decydowania o swojej własności, czekają nas dalsze cięcia w budżecie.
(dg)
.