REKLAMA

Białołęka

samorząd »

 

Odbierzmy partiom samorząd lokalny

  8 października 2010

Wybory samorządowe to dla partii okazja do pokazania siły przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi. I dotyczy to wszystkich partii politycznych.

REKLAMA


Krzysztof Cieślak
 
- Powinniśmy wziąć dziewięć województw - ogłasza w prasie jedna z partii. Inna chce mieć wszystkie, albo prawie wszystkie. A przecież wybory samorządowe na całym demokratycznym świecie to domena lo-kalnych społeczności a nie partii.

Przeciwnikiem dla partii na dzielnicowym polu samorządowym w Warszawie stały się pozapartyjne lokalne organizacje społeczne, które zamierzają w wyborach samorządowych wystawić swoich kandy-datów. Przeciwnikami stali się również niektórzy rad-ni dzielnic we własnych szeregach, którzy w kończą-cej się kadencji mieli własne dobre pomysły na rozwiązanie problemów dzielnic Warszawy. Radni ci zostali skreśleni przez swoje partie z list wyborczych. Uzasadnienie: byli nadgorliwi, nie działali w drużynie, nie głosowali jednogłośnie, tak jak zaleciła partia, wypowiadali się publicznie inaczej niż partia. Tacy radni są perłami najniższego szczebla samorządu. Dla nich praca w samorządzie to pasja. Mają inicjatywę i dobre, racjonalne pomysły. Partiom przeszkadzają również aspiracje samorządowe lokalnych organizacji społecznych. Te organizacje są solą demokracji lokalnej i muszą być uczestnikami lokalnego samorządu. Tak się dzieje w krajach starej Europy. Piramida demokracji oparta jest tam na szerokiej bazie demokracji lokalnej. Bez tego nie ma decydowania mieszkańców o swoim życiu w małych ojczyznach. W wielu krajach Europy partyjny funkcjonariusz nie ma czego szukać w lokalnych wyborach. Jeśli pojawi się na listach wyborczych, jest od razu skreślany. Wybiera się tam ludzi dobrze znanych, z długim doświadczeniem społecznym, z zasługami dla lokalnej społeczności. Mieszkańcy wiedzą, że tacy ludzie mają odwagę walczyć o lokalne sprawy i nie muszą ulegać partyjnej górze. Wiedzą, że ich przedstawiciele mogą publicznie głosić krytyczne i niepopularne opinie, bez lęku przed partyjną karą.

Według partyjnych radnych piramida demokracji powinna być odwrócona. To partie powinny być bazą demokracji lokalnej i w 100% decydować o lokalnych inwestycjach i lokalnym życiu mieszkańców. Członkowie partii wcale się z tym nie kryją. Na stronie internetowej białołęckiego koła PO Łukasz Gąsior w artykule zatytułowanym "Koszałki opałki" pisze: "Jak sobie wielce czcigodni działacze wy-obrażają realizację swoich pomysłów bez radnych w radzie miasta i bez poparcia prezydenta? A może sami wprowadzą kilkunastu swoich przedstawicieli do rady Warszawy? A może także wybiorą prezydenta?".

Przekaz jest jasny, trzeba mieć "swojego" prezydenta, "swoją" radę miasta, inaczej nikt niczego nie przeforsuje - żadnego planu, żadnej inwestycji, żadnego lo-kalnego pomysłu. Dużo do powiedzenia na ten temat ma białołęcki radny Bart-łomiej Włodkowski, którego dobre propozycje były zawsze odrzucane, bo nie wy-chodziły od "partii władzy". W radach dzielnic nie powinno być partii władzy. Cały skład rady dzielnicy powinien stanowić spójny organizm i jednomyślnie walczyć o dobre rozwiązania dla mieszkańców dzielnicy. Łukasz Gąsior nie widzi też realnych szans na wprowadzenia niezależnych radnych do rady Warszawy. W swoich pro-roctwach nie przewidział, że powstanie ogólnowarszawska Wspólnota Samorządo-wa, która będzie miała kandydatów do rady miasta i kandydatkę na prezydenta Warszawy. Platforma Obywatelska zawsze deklarowała wsparcie dla aktywnego społeczeństwa obywatelskiego. To władze tej partii zapowiedziały trzy lata temu wprowadzenie okręgów jednomandatowych, które preferują lokalnych społecznych liderów w wyborach samorządowych. Niestety, nie zostały wprowadzone. W kam-panii prezydenckiej Bronisław Komorowski ponownie zapowiedział wprowadzenie okręgów jednomandatowych. Lokalne społeczności Warszawy czekają na szybkie spełnienie tych obietnic.

Krytyka obecnego ustroju Warszawy przez organizacje społeczne i twórców reformy samorządowej w Polsce, sprawiły, że również radni PO na Białołęce zaczęli przyznawać, że ustrój Warszawy wprowadzony w 2002 r. jest zły dla mieszkańców dzielnic, szczególnie tych peryferyjnych. Zaraz jednak dodają: jest zły, ale się nie zmieni. Nie mają ochoty na jakąkolwiek inicjatywę w tej sprawie, bo scentrali-zowany ustrój jest zły dla mieszkańców, ale dobry dla partii. To w 2002 r., mimo protestów mieszkańców Warszawy, którzy w referendach dzielnicowych opowie-dzieli się w 90% za pozostawieniem samodzielnych dzielnic, zmieniono ustrój War-szawy. Pozbawiono dzielnic samodzielności, a Warszawa stała się jedną gminą-molochem. Skończył się wtedy autentyczny samorząd, a stolica została polem po-litycznych rozgrywek. Mieszkańcy warszawskich dzielnic oczekują powrotu do ustroju z samodzielnymi gminamidzielnicami. Mają nadzieję, że walkę o samo-dzielność podejmą po wyborach niezależni radni.

Jak funkcjonuje partyjny samorząd po zmianie ustroju Warszawy, pokazały wszystkie lokalne batalie w ostatnich ośmiu latach, m.in. w sprawie Czajki i bazaru na Marywilskiej.

W tych bataliach partyjny samorząd nie działał na rzecz protestujących miesz-kańców. Pokazała to również ostatnia wrześniowa katastrofa ekologiczna w Bia-łołęce. Po raz kolejny w okolicach rozbudowanej oczyszczalni Czajka lały się ścieki miejskie do łatwo przepuszczalnego, piaszczystego gruntu, niszcząc bezpowrotnie cieki wody pitnej na dużym obszarze między Czajką a Wisłą. Z tych wód gruntowych korzystają setki mieszkańców, bo w tym rejonie nie ma wodociągu. Z poprzedniej podobnej awarii, która wydarzyła się w marcu, nikt nie wyciągnął wniosków. We wrześniu fontanna ścieków z zatkanego kolektora lała się przez dwa tygodnie. Mimo alarmów mieszkańców i radnego Krzysztofa Pelca, MPWiK nie zareagowało na katastrofę. Ekipa MPWiK pojawiła się na miejscu dopiero po dwóch tygodniach od zgłoszenia. Wszyscy odpowiedzialni za szybkie usunięcie awarii: zarząd dzielnicy, zarząd miasta, spółka miejska MPWiK związani są z jedną partią. Ale jak widać to nie pomaga, lecz przeszkadza.

W najbliższych wyborach samorządowych głosujmy na konkretnych ludzi, nie na partie.

Krzysztof Cieślak


We wrześniu fontanna ścieków z zatkanego kolektora lała się przez dwa tygodnie. Wszyscy odpowiedzialni za szybkie usunięcie awarii: zarząd dzielnicy, zarząd miasta, spółka miejska MPWiK związani są z jedną partią. Ale jak widać to nie pomaga, lecz przeszkadza.

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuBiałołęka

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane na TuBiałołęka

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024