O powstaniu styczniowym myśli kilka
16 stycznia 2013
Przypadająca w tym roku okrągła, sto pięćdziesiąta, rocznica wybuchu powstania styczniowego przebiega właściwie bez echa. A szkoda...
Powstanie styczniowe było wydarzeniem właściwie bez precedensu w historii naszych zrywów narodowych XIX wieku. O ile poprzednie powstania miały większe lub mniejsze szanse, o tyle w połowie stycznia w Warszawie decyzja przywódców ruchu podziemnego od początku była skazana na klęskę. Tworzone i zmieniane przynajmniej od 1862 roku plany insurekcyjne okazały się nierealistyczne w zetknięciu z rzeczywistością. Dość powiedzieć, że większość wyznaczonych celów militarnych w nocy z 22 na 23 stycznia nie została osiągnięta. Lub - jak kto woli - skończyła się kompletnym fiaskiem. Jakaż analogia z 1 sierpnia 1944 roku w Warszawie... Nierealne, bo zbyt idealistyczne okazały się także nadzieje przywódców ruchu powstańczego na poszerzenie bazy społecznej insurekcji. Nie wystarczyło wydanie manifestu uwłaszczeniowego dla włościan, ponieważ większość z nich nie umiała czytać i nie rozumiała do końca, co się wokół nich dzieje. Lud polski w swojej masie cierpiał na brak tożsamości narodowej. To najpierw trzeba było w nich stworzyć; wyuczyć. Najbardziej gorzka, w pewnym sensie tragiczna w wymowie, proza Żeromskiego opisująca epizody powstańcze była jakże realistyczna!...
Fantastyczne - bo z gatunku "wishful thinking" - były także nadzieje na pomoc zagraniczną. "Czerwoni" zakładali na początku współpracę z raczkującym rosyjskim ruchem rewolucyjnym, ale nie przyniosło to wymiernych efektów. Przy całym szacunku dezercja z armii rosyjskiej Andrieja Potiebni i jemu podobnych oficerów i przyłączenie się do oddziałów powstańczych nie rozstrzygnęła na korzyść powstańców walki. Do czasów terrorystów z "Ziemlii i Woli" musiało upłynąć jeszcze trochę czasu...
Kto wie, czy jeszcze większymi fantastami nie okazali się "Biali" - zachowawcza cześć powstania, która z punktu widzenia pozycji społecznej i znajomości ówczesnego świata (a więc przede wszystkim Europy) także dała się ponieść fantazjom i wierze w cuda, które jak wiadomo w polityce zdarzają się rzadko. Dla unowocześnionego systemu wiedeńskiego wydarzenia w Polsce lat 1863-64 nie był podmiotem lecz przedmiotem rozgrywki. Nikt z ówczesnych monarchów i decydentów (podobnie jak w 1944 i później) nie zaangażował się w jakąkolwiek poważną akcję natury politycznej. Z wyjątkiem kilku not dyplomatycznych... Liczenie na III Cesarstwo i Napoleona III trochę przypominało wiarę Ignacego Rzeckiego z "Lalki" Prusa, która była nieszkodliwa, dlatego że stary subiekt miał wpływ tylko na swój żywot i sklep, w którym pracował. Co innego, gdyby "Rzeccy" ze swoją naiwną wiarą chcieli pokierować ówczesną częścią narodu.
Powstanie styczniowe - a raczej jego skutki - pomimo klęski militarnej, represji, pauperyzacji części ziemiaństwa, likwidacji resztek autonomii Królestwa Polskiego, rusyfikacji i ogólnej traumy popowstaniowej - miało również swój pozytywny ładunek na przyszłość.
W sferze społecznej, zlikwidowanie przez Aleksandra II resztek feudalizmu, jakim było poddaństwo chłopów, zmiany przemysłowe i pojawienie się inteligencji, umożliwiło w latach 80. XIX stulecia zmianę dotychczasowego sposobu myślenia. Przysłowiowy "kaganek oświaty" zaczął docierać w postaci pism i dzieł Orzeszkowej, Prusa, Sienkiewicza czy też dzieł historycznych pod autentyczne strzechy. Zaczął się proces tworzenia nowoczesnego narodu niejako "oddolnie". Ukoronowaniem tych wysiłków było stworzenie na przełomie stuleci pierwszych ruchów politycznych.
Nie oznacza to jednak, że zrezygnowano czy też wyrzeczono się odzyskania niepodległości. Pozostawało tylko pytanie, jak to zrobić. Były dwie drogi, będące również dwiema szkołami myślenia politycznego. Jedną z nich reprezentował Roman Dmowski stawiający na Rosję, drugą Józef Piłsudski stawiający na Austrię.
Dla Piłsudskiego - syna powstańca styczniowego - tradycja tego zrywu była obecna niemalże od kolebki. W swoich studiach, pracach i pismach poświęci wiele miejsca temu wydarzeniu. Przyszły Marszałek będzie zafascynowany odwagą, ofiarnością i poświęceniem powstańczych szeregów od początku niemalże bez szans w starciu z potężnym imperium Romanowych. Ale dostrzegał również braki lub brak myślenia politycznego i zimnej kalkulacji w ocenach przywódców zrywu. To ciekawe lecz odnoszę wrażenie, że Piłsudski był w pewnym sensie zafascynowany postacią margrabiego Aleksandra Wielopolskiego jako polityka z wyraźnie zarysowanym celem opartym o realizm i jednocześnie człowieka odważnego i dumnego, chociaż to jego koncepcja "branki" doprowadziła do nocy styczniowej. Zresztą dla pokolenia urodzonego w dobie popowstaniowej w latach 80.i 90. XIX wieku powstanie styczniowe będzie stanowiło heroiczną legendę o chłopcach, którzy "poszli w bój bez broni" wartą najwyższego szacunku za wartości i poświęcenie ale nie jako wzór do naśladowania... Gierymski, Grottger, Orzeszkowa i Żeromski przyczynili się do powstania mitu powstania. Podobnie jak pokolenia żyjące w PRL żyły legendą chłopców z "Parasola", "Zośki" czy późniejszych "leśnych" walczących z komunistami.
Jest taki moment w życiu Marszałka, w którym próbował doprowadzić do insurekcji w Królestwie Polskim. To lata 1905-1907, kiedy po klęsce w wojnie z Japonią następuje fala rewolucyjna w Rosji. Wydawało się, że jest to czas najbardziej dogodny od 1863 roku, ale próba ta kończy się niepowodzeniem.
Rewolucja czy też próby powstańcze 1905 roku to ostatnie echa spuścizny powstania styczniowego. Po tej porażce, w obliczu podziału Europy na dwa odrębne bloki militarno-polityczne, Piłsudski dokonuje rewizji swojej dotychczasowej polityki. Tworzy dwa dogmaty, które będzie konsekwentnie realizował: aby odzyskać niepodległość, trzeba stworzyć siłę w postaci zalążka - kadry przyszłej armii polskiej. Takiej siły nie stworzy się warunkach organizacji podziemnej. Należy porozumieć się z którymś z państw zaborczych. Decyduje się na Austrię. To dogmat numer I. Dogmat numer II: wystąpienie zbrojne musi wystąpić w chwili rozpadu dotychczasowej sytuacji międzynarodowej. Następuje to latem 1914. Sam Piłsudski nadal jest romantykiem celu, ale staje się pozytywistą co do środków.
Po sformułowaniu tych celów w 1908 roku powstaje na terenie Galicji nowoczesny ruch niepodległościowy. Dlatego strategia Piłsudskiego i jego obozu zakończy się sukcesem w roku 1918 i w latach następnych. Może za wyjątkiem rozstrzygnięć geopolitycznych w Europie Środkowo-Wschodniej w roku 1920. Józef Piłsudski należał do przywódców, który dobrze znał historię i co ważniejsze umiał z niej wyciągać logiczne wnioski. Niestety po jego śmierci większość jego następców nie posiadała tej zdolności...
Robert Radzik